Akademia Pana Kleksa - Brzechwa Jan (читать книги без регистрации txt) 📗
Nie dotykajcie mnie! – rzekla zabka. – Wiem, ze jestescie z Akademii pana Kleksa i zupelnie bez potrzeby zablakaliscie sie do sasiedniej bajki, do bajki o Krolewnie Zabce. Jesli mnie dotkniecie, natychmiast przemienicie sie w zaby i zostaniecie juz tutaj na zawsze. Bajka o mnie jest wprawdzie bardzo piekna, ale nie ma konca i od piecdziesieciu lat czekam na to, aby ktos wymyslil jej zakonczenie. Zaden z was nie potrafi mi w tym dopomoc, dlatego tez zostawcie mnie w spokoju, uszanujcie moja wole, a za to bedziecie mogli zabrac sobie wszystko, co znajduje sie w dwoch pozostalych skrzyniach.
Slyszac te slowa, uklonilismy sie grzecznie Krolewnie Zabce i z wielka ostroznoscia opuscilismy wieko skrzyni.
Nastepnie otworzylem druga skrzynie w przekonaniu, ze w niej rowniez ukryta jest jakas niespodzianka. Na dnie jednak lezal maly zloty gwizdek i nic wiecej. Bardzo rozczarowany rzeklem do Artura: Wez sobie ten gwizdek, obejde sie bez niego!
I nie czekajac na towarzysza, zblizylem sie do trzeciej skrzyni.
Artur uwaznie ogladal gwizdek, ja zas przez ten czas otworzylem trzecia skrzynie i wyjalem z niej lezacy na dnie malenki zloty kluczyk.
– A to ci dopiero skarby! – zawolalem ze smiechem. Wzialem z rak Artura gwizdek, przylozylem go do ust i zagwizdalem.
W tej samej chwili jakas niewidzialna sila porwala nas obu i uniosla wysoko w gore. Zanim zdazylismy sie opamietac, stalismy na ziemi u stop debu. Wprawdzie sznur nasz zwisal z debowego seka, jednak na prozno szukalismy dziupli w tym miejscu, gdzie byla poprzednio.
Przejeci nasza przygoda, ruszylismy w kierunku stawu, gdzie mial nas oczekiwac pan Kleks. Zastalismy go w otoczeniu uczniow, gdyz wszyscy juz wrocili ze swych poszukiwan. Obok pana Kleksa lezaly znalezione przez nich skarby. Byly wiec zlote monety, sznur perel, skrzypce ze zlotymi strunami, kubek z ametystu, tabakierki, pierscienie z drogimi kamieniami, srebrne talerze, posazki z bursztynu i kosci sloniowej i mnostwo rozmaitych innych cennych przedmiotow.
Czulismy sie zawstydzeni widokiem tych skarbow.
– A wy coscie znalezli? – zapytal nas z usmiechem pan Kleks.
Pokazalismy mu kluczyk i gwizdek.
Pan Kleks przygladal sie tym przedmiotom z takim skupieniem, jak gdyby zobaczyl cos niezwyklego.
– To sa nieocenione skarby – rzekl do nas po chwili. – Kluczyk ten otwiera wszystkie bez wyjatku zamki. Gwizdek natomiast posiada taka wlasciwosc, ze wystarczy na nim zagwizdac, aby znalezc sie tam, gdzie sie byc pragnie. Spisaliscie sie najlepiej ze wszystkich i dlatego otrzymacie zaszczytne wyroznienie!
Po tych slowach pan Kleks zdjal sobie z nosa dwie duze piegi i przylepil po jednej mnie i Arturowi.
Wszyscy chlopcy z ogromnym zaciekawieniem ogladali znalezione przez nas przedmioty, a gdy jeszcze opowiedzielismy o Krolewnie Zabce, zazdroscili nam bardzo naszej przygody.
– Kazdy z was moze zatrzymac sobie na wlasnosc to, co dzisiaj znalazl – oswiadczyl pan Kleks. – A teraz nie tracmy wiecej czasu. O czwartej mamy pojsc do miasta. Wobec tego, ze zostaly jeszcze trzy kwadranse, niechaj nam Adas Niezgodka opowie, jak to bylo wtenczas, kiedy mu sie zachcialo latac, i co przy tej sposobnosci widzial. Jest to bardzo ciekawa historia.
Nikomu poza panem Kleksem nie opowiadalem dotad o mojej wielkiej przygodzie, gdyz obawialem sie, ze nikt mi nie uwierzy. Teraz jednak, wobec zadania pana Kleksa, nie pozostawalo mi nic innego, jak cala historie opowiedziec od poczatku do konca.