Diabelska Alternatywa - Forsyth Frederick (читать книги онлайн бесплатно полностью без .TXT) 📗
Potem odbyl sie oficjalny obiad w biurze dyrektora stoczni, ale zaraz po nim Larsen wrocil na brzeg doku. Byli z nim pierwszy oficer, Stig Lundquist, i glowny mechanik statku, Bjorn Erikson – obaj Szwedzi.
– To calkiem cos nowego – powiedzial Lundquist, obserwujac, jak podnosi sie woda przy burtach statku.
Na krotko przed zmierzchem “Freya” jeknela glucho, jak budzacy sie z glebokiego snu olbrzym, poruszyla sie o pol cala, jeknela jeszcze raz, a wreszcie oderwala sie od podtrzymujacych ja podwodnych blokow i uniosla na fali. Wokol doku cztery tysiace japonskich robotnikow przerwalo dotychczasowe skupione milczenie i wybuchlo okrzykami radosci. Polecialy w gore setki bialych kaskow. Do powszechnego entuzjazmu przylaczyli sie nieliczni Europejczycy, sciskajac wszystkim wokol dlonie i poklepujac po plecach. Gigant u ich stop czekal cierpliwie, jakby swiadomy, ze i na niego przyjdzie kolej.
Nazajutrz statek odholowano z doku do nabrzeza wyposazeniowego. Przez nastepne trzy miesiace znow beda sie przy nim krzatac tysiace mrowek. Beda pracowac z diabelska energia, by przygotowac “Freye” do wyjscia na pelne morze.
Sir Nigel przeczytal ostatnie zdanie kolejnego raportu “Slowika”, zamknal teczke i odchylil sie w krzesle. – No, Barry, co o tym myslisz?
Ferndale, ktory wiekszosc swego doroslego zycia poswiecil studiom nad Zwiazkiem Radzieckim, nad struktura i funkcjonowaniem jego wladzy, chuchnal jeszcze raz na swoje okulary i nadal im ostateczny szlif chusteczka.
– To jeszcze jeden cios, ktory bedzie musial zniesc Rudin. Iwanienko nalezal do jego najwierniejszych sojusznikow. A w dodatku sojusznikow madrych. Iwanienko ciezko chory w szpitalu… to strata jednego z najzdolniejszych doradcow.
– Czy Iwanienko zachowa swoj glos w Biurze?
– Byc moze bedzie mogl glosowac per procura, gdyby doszlo do nastepnego glosowania. Ale to nie jest najwazniejsze. Nawet przy remisie w Politbiurze decyduje glos genseka. Istnieje natomiast niebezpieczenstwo, ze ktorys z dotychczas niezdecydowanych moze teraz przejsc do opozycji. Iwanienko zdrowy budzil wielki respekt, nawet wsrod ludzi stojacych tak wysoko. Iwanienko pod namiotem tlenowym nie wydaje sie juz tak grozny.
Sir Nigel wzial teczke z biurka i podal ja Ferndale'owi.
– Chcialbym, zebys pojechal z tym do Waszyngtonu, Barry. Oczywiscie tylko na rozmowy towarzyskie… na przyklad prywatny wieczor z Benem Kahnem. Wymienicie swoje spostrzezenia na ten temat. Ta cholerna zabawa zaczyna sie robic zbyt niebezpieczna, zeby grac w pojedynke.
– Naszym zdaniem – mowil Ferndale dwa dni pozniej, po kolacji w domu Kahna w Georgetown – Maksym Rudin spaceruje po linie, majac polowe czlonkow Biura przeciwko sobie, i ta lina robi sie coraz ciensza.
Wicedyrektor CIA wyciagnal stopy w strone kominka z czerwonej cegly, w ktorym palila sie gruba kloda, i patrzyl na ogien przez zlocisty koniak w kieliszku.
– Trudno nie zgodzic sie z ta opinia, Barry – powiedzial z zatroskaniem.
– Uwazamy tez – ciagnal Ferndale – ze jesli Rudin nie przekona Politbiura o koniecznosci dalszych ustepstw w Castletown, moze upasc. Gdyby tak sie stalo, walka o sukcesje przeniesie sie na forum calego Komitetu Centralnego. A tutaj, niestety, Jefrem Wiszniajew ma wielu przyjaciol i ogromne wplywy…
– To prawda, ale w podobnej sytuacji jest Wasyl Pietrow, moze nawet w lepszej niz Wiszniajew.
– Niewatpliwie – zgodzil sie Ferndale – i zapewne wlasnie Pietrow zapewnilby sobie sukcesje, glownie dzieki poparciu Rudina. Ale Rudina abdykujacego z wlasnej woli, na wlasnych warunkach i w dogodnym dla siebie terminie, a takze dzieki poparciu Iwanienki. KGB rownowazyloby wtedy wplywy armii i Kierenskiego.
– Posunal pan naprzod duzo pionkow, Barry. Jak sie nazywa ten gambit? – zazartowal Kahn.
– Och, to tylko wymiana spostrzezen.
– No dobrze, niech bedzie: wymiana spostrzezen. W istocie nasze opinie, tu w Langley, w duzej mierze pokrywaja sie z waszymi. Zgadza. sie z nimi takze Lawrence z Departamentu Stanu. Natomiast Poklewski wolalby mocniej przycisnac Sowietow w Castletown. A prezydent stoi, jak zwykle, posrodku.
– Ale przeciez zalezy mu na Castletown?
– Nawet bardzo. To ostatni rok jego urzedowania. Juz za trzynascie miesiecy bedzie nowy prezydent elekt. Bili Matthews chcialby odejsc w wielkim stylu, pozostawiajac po sobie wszechstronny traktat rozbrojeniowy.
– Doszlismy do wniosku, ze rozmowy w Castletown niewatpliwie sie zalamia, jesli Rudin straci kontrole nad sytuacja. Gdyby dostal pewne wsparcie z naszej strony, latwiej przekonalby niepewnych ludzi z wlasnej frakcji, ze ma szanse na sukces w Castletown, a wiec warto na niego stawiac.
– Ma pan na mysli jakies ustepstwa? Ostateczna analiza radzieckich zbiorow, a mamy ja od tygodnia, dowodzi, ze to oni sa w sytuacji zmuszajacej do ustepstw. Tak przynajmniej ocenia to Poklewski.
– I ma racje. Ich sytuacja jest bardzo trudna, tak trudna, ze grozi nie kontrolowanym wybuchem. A na to wlasnie czeka kochany towarzysz Wiszniajew ze swoim planem wojny. Obaj wiemy, co to by oznaczalo.
– Ma pan racje – zgodzil sie po namysle Kahn. – Zreszta moja wlasna interpretacja raportow “Slowika” idzie w podobnym kierunku. Przygotowujemy wlasnie dokument na ten temat dla prezydenta. Bedzie mial te dane juz za tydzien, na najblizszym spotkaniu z Bensonem, Lawrence'em i Poklewskim.
– Czy te liczby – spytal Matthews – obejmuja rzeczywiscie wszystko, co Rosjanie zgromadzili w spichrzach w tym roku?
Rozejrzal sie po twarzach ludzi siedzacych po drugiej stronie biurka. W odleglym kacie pokoju wesolo trzaskal ogien w marmurowym kominku, dodajac optycznie wrazenie ciepla do, i tak juz wysokiej, temperatury utrzymywanej przez grzejniki. Rozposcierajacy sie za kuloodpornymi szybami trawnik pokryl sie pierwszym w tym roku porannym szronem. Pochodzacy z Poludnia William Matthews cenil sobie cieplo.
Beason i dr Fletcher przytakneli unisono. Lawrence i Poklewski w milczeniu studiowali kolumny liczb.
– Zaangazowalismy wszystkie nasze srodki, aby uzyskac te liczby, i nadzwyczaj starannie konfrontowalismy wszystkie informacje – rzekl Benson. – Moglismy sie pomylic o piec procent, ale nie wiecej.
– A wedlug “Slowika” nawet Politbiuro zgadza sie z nasza ocena -wtracil sekretarz stanu.
– A wiec tylko sto milionow ton, nic wiecej… – zamyslil sie prezydent. – To im wystarczy zaledwie do konca marca, a i to pod warunkiem, ze beda mocno zaciskac pasa.
– Juz w styczniu beda wyrzynac bydlo – odezwal sie Poklewski. – Dlatego musza za miesiac pojsc na duze ustepstwa w Castletown, jesli w ogole chca przezyc.
Prezydent odlozyl na bok raport o zbozu i siegnal po specjalny dokument przygotowany przez Bena Kahna, a przedstawiony w tym gronie przez dyrektora CIA. Wszyscy obecni zdazyli sie juz z nim zapoznac. Benson i Lawrence akceptowali go w calosci; wojowniczy jak zwykle Poklewski nie zgadzal sie; doktora Fletchera nie pytano o opinie w tej kwestii.
– Wiemy rownie dobrze jak oni, ze znalezli sie w sytuacji rozpaczliwej – przerwal milczenie Matthews. – Pytanie tylko, jak mocno mozemy ich przycisnac.
– Jak sam pan zauwazyl pare tygodni temu – odezwal sie Lawrence – jesli nie nacisniemy dostatecznie mocno, nie uzyskamy rozwiazania najkorzystniejszego dla Ameryki i dla calego wolnego swiata. Jesli nacisniemy zbyt mocno, Rudin zerwie rozmowy, by obronic sie przed atakami swoich wlasnych jastrzebi. Jest to wiec kwestia znalezienia punktu rownowagi. Mysle, ze w tej chwili moglibysmy zrobic jakis gest dobrej woli pod ich adresem.
– Jaki? – spytal prezydent.
– Troche paszy dla zwierzat, aby mogli zachowac przy zyciu choc czesc stada podstawowego – zaproponowal Benson.
– Doktorze Fletcher… – zwrocil sie Matthews do przedstawiciela Departamentu Rolnictwa.
Ten wzruszyl ramionami.
– Mozemy sobie oczywiscie na to pozwolic – powiedzial. – A i Rosjanie sa chyba na taki gest przygotowani: trzymaja w portach znaczna czesc swojej floty handlowej. Przy swoich dumpingowych cenach frachtu mogliby pracowac teraz pelna para… a nie pracuja”. Ich statki stoja w cieplych portach Morza Czarnego i Pacyfiku. Na pierwszy znak z Moskwy rusza w strone naszych brzegow.
– Kiedy najpozniej musielibysmy podjac taka decyzje? – spytal Matthews.
– Przed Nowym Rokiem – odparl Benson. – Powstrzymaja sie od wyrzynania stad, jesli w pore dowiedza sie, ze nadchodzi pomoc.
– Na litosc boska, nie ulatwiajmy im zycia – zloscil sie Poklewski. – W marcu moglibysmy miec ich w garsci.
– Tak, ale czy w rezultacie poczynia ustepstwa w dziedzinie zbrojen, gwarantujace swiatu dziesiec lat pokoju, czy raczej w beznadziejnej sytuacji zdecyduja sie na wojne? – rozwazal glosno prezydent. – Panowie, decyzje w tej sprawie podejme przed Bozym Narodzeniem. W odroznieniu od was musze jeszcze omowic te sprawe z przewodniczacymi pieciu podkomisji senackich: obrony, rolnictwa, spraw zagranicznych, handlu i budzetu. A przeciez nie moge im powiedziec o “Slowiku”, prawda, Bob?
Szef CIA pokrecil z usmiechem glowa.
– Z pewnoscia nie, panie prezydencie. Nie mozna robic nawet najmniejszych aluzji. Zbyt wielu roznych ludzi pracuje w Senacie, zbyt wiele jest przeciekow. A jakikolwiek przeciek na temat “Slowika” moglby miec katastrofalne nastepstwa… i dla niego, i dla nas wszystkich.
15 grudnia profesor Iwan Sokolow wstal ze swego miejsca przy stole obrad w Castletown i zaczal czytac przygotowany wczesniej dokument. Zwiazek Radziecki, oswiadczyl, zawsze wierny swojej tradycji kraju milujacego pokoj i nie ustajacego w wysilkach na rzecz pokojowego wspolistnienia…
Edwin Campbell siedzial po drugiej stronie stolu i patrzyl na swego adwersarza z czyms w rodzaju kolezenskiej sympatii. W ciagu tych dwoch miesiecy pracy, bardzo meczacej dla nich obu, zdolal nawiazac dosc serdeczne stosunki z tym czlowiekiem Moskwy, na tyle serdeczne w kazdym razie, na ile pozwalaly na to ich stanowiska i sprawowane funkcje.