Tajemnica Gadajacej Czaszki - Hitchcock Alfred (читаемые книги читать онлайн бесплатно полные txt) 📗
Maksymilian Mistyczny mowil tak groznie, ze Bob i Pete glosno przelkneli sline. Nawet Jupiter mial niepewna mine.
– Nie moge sprzedac panu tego kufra – wykrztusil – poniewaz go nie mam. Zeszlej nocy zostal ukradziony.
– Ukradziony! Czy mowisz prawde, chlopcze?
– Tak, prosze pana. – I Jupiter juz po raz trzeci tego poranka zrelacjonowal wydarzenia ubieglej nocy. Maksymilian sluchal z uwaga. Na koniec westchnal.
– Jaka szkoda! – powiedzial. – Powinienem byl tu przyjechac natychmiast po przeczytaniu gazety. Czy zauwazyliscie cos szczegolnego u tych zlodziei?
– Uciekli, zanim zdazylismy sie do nich zblizyc – odparl Jupiter.
– To niedobrze, bardzo niedobrze – mruknal magik. – I pomyslec tylko, ze kufer Guliwera Wielkiego pojawil sie tak niespodziewanie, by zaraz na nowo zniknac. Ciekawe, do czego byl im potrzebny.
– A moze faktycznie zawiera cos cennego – podsunal Bob.
– Nonsens! – powiedzial Maksymilian. – Guliwer Wielki nigdy nie posiadal niczego cennego, biedaczek. Niczego oprocz swojej magii. Byc moze w kufrze sa jakies jego stare sztuczki, ale one maja wartosc tylko dla innego maga, takiego jak ja. Czy wam mowilem, ze Guliwer Wielki byl magikiem? Zreszta, na pewno juz sie sami domysliliscie. Tak naprawde nie byl wcale wielki, choc sam tak sie nazwal. Byl maly i pulchny. Mial okragla twarz i czarne wlosy. Czasami ubieral sie w dlugie, orientalne stroje, by wygladac jak czarnoksieznik z Dalekiego Wschodu. Znal pewna sztuke i mialem nadzieje, ze byc moze… ale teraz to juz bez znaczenia. Kufra nie ma.
Przez chwile milczal zamyslony. Nagle wzruszyl ramionami i pieniadze z jego dloni zniknely.
– Cala wyprawa na nic – stwierdzil. – Ale istnieje jeszcze mozliwosc, ze odzyskacie kufer. A jesli tak sie stanie, to pamietajcie, Maksymilian Mistyczny potrzebuje go!
Utkwil w Jupiterze przenikliwe spojrzenie.
– Czy zrozumiales, mlody czlowieku? Potrzebuje tego kufra. Dobrze za niego zaplace, jesli sie znajdzie. Skontaktujesz sie ze mna w “Klubie Czarnoksieznikow”. Zgoda?
– Nie wiem, jakim cudem mielibysmy odzyskac ten kufer – powiedzial Pete.
– Niemniej, moze tak sie stac – nalegal Maksymilian. – A jesli tak bedzie, to ja mam do niego pierwszenstwo. Umowa stoi, chlopcy?
– Jesli kufer sie odnajdzie, to nie sprzedamy go nikomu bez porozumienia z panem, panie Maksymilianie. To wszystko, co moge obiecac. Ale jak juz powiedzial Pete, nie wiem, jakim cudem mielibysmy odzyskac ten kufer. Zlodzieje sa juz pewnie daleko stad.
– Pewnie tak – zgodzil sie magik przygnebiony. – No coz, poczekamy i zobaczymy, co sie wydarzy. Tylko nie zgub mojej wizytowki.
Wlozyl reke do kieszeni i zdziwiony wyjal z niej jajko.
– Skad sie to, u licha, wzielo w mojej kieszeni? Hej, chlopcze, lap!
Rzucil jajkiem w Pete'a. Ten podniosl reke, aby je schwytac, ale rozplynelo sie w powietrzu, zanim do niego dolecialo.
– Hmm – mruknal magik – to musialo byc jajo ptaka dodo. Jak zapewne wiecie, to gatunek wymarly. Tak, tak, pora na mnie. Nie zapomnijcie do mnie zadzwonic.
Ruszyl do samochodu. Trzej Detektywi w kazdej chwili spodziewali sie kolejnej sztuczki, ale ich dziwny gosc po prostu wyjechal przez brame i skrecil w glowna ulice.
– O rany! – odezwal sie Pete. – To sie nazywa klient!
– Rzeczywiscie bardzo mu zalezalo na tym kufrze – dodal Jupiter. – Ciekawe, czy tylko z tego powodu, ze on i Guliwer Wielki byli magami? Czy tez moze kufer zawiera cos specjalnego, co Maksymilian chcial miec tylko dla siebie?
Kiedy zastanawiali sie nad tym, przez brame wjechal drugi samochod. W pierwszej chwili mysleli, ze wraca Maksymilian. Byl to jednak mniejszy, zagraniczny samochod typu sedan. Zatrzymal sie i wysiadl z niego mlody mezczyzna. Poznali reportera, ktory zrobil im zdjecie na aukcji.
– Czesc – powiedzial – pamietacie mnie? Fred Brown…
– Tak, prosze pana – odpowiedzial Jupiter. – Co mozemy dla pana zrobic?
– Przyjechalem, zeby zobaczyc, czy otworzyliscie juz kufer – odparl reporter. – Mysle, ze bylby to znowu material na pierwsza strone. Zdaje sie, ze w tym kufrze jest cos wyjatkowego. Sadze, ze jest w nim mowiaca czaszka!
Rozdzial 3. Tajemnica za tajemnica
– Mowiaca czaszka? – krzykneli chlopcy jednoczesnie.
Fred Brown skinal glowa.
– Zgadza sie. Prawdziwa mowiaca czaszka. Czy znalezliscie ja?
Jupiter zmuszony byl wyznac, ze niczego nie znalezli, poniewaz kufer zostal ukradziony. Ponownie opowiedzial cala historie. Reporter zmarszczyl brwi.
– No, prosze! – wykrzyknal. – I juz mam material na pierwsza strone! Ciekawe, kim sa zlodzieje? Pewnie dowiedzieli sie o kufrze z mojego artykulu.
– Mnie tez sie tak wydaje, panie Brown – zgodzil sie Jupiter. – I byc moze ktos jeszcze wiedzial o tej czaszce i chcial ja zdobyc. Czy ta czaszka naprawde wydaje z siebie ludzki glos?
– Mowcie do mnie Fred – powiedzial reporter. – Nie moge potwierdzic, czy ta czaszka mowi, czy nie. Podobno ma takie wlasciwosci. Widzicie, zastanowil mnie napis na kufrze – “Guliwer Wielki”. Bylem pewien, ze juz gdzies zetknalem sie z tym nazwiskiem. Sprawdzilem wiec w kostnicy… wiecie, co to jest kostnica w gazecie?
Kiwneli potakujaco glowami. Ojciec Boba pracowal w gazecie, wiec wiedzieli, ze kostnica prasowa to pomieszczenie, w ktorym trzyma sie stare numery, wycinki, zdjecia. Wszystko posegregowane tak, by mozna bylo korzystac z tych informacji. W rzeczywistosci jest to archiwum faktow o ludziach i wydarzeniach.
– A wiec – kontynuowal Fred Brown – postanowilem poszukac czegos o Guliwerze Wielkim. Jak sie domyslacie, znalazlem o nim kilka wzmianek. Magikiem, zdaje sie, wielkim nie byl, lecz zaslynal z pewnej niezwyklej sztuczki. Posiadal gadajaca czaszke. Rok temu Guliwer zniknal. Ulotnil sie jak przedmioty z jego magicznych sztuczek. Nikt nie wie, czy umarl, czy nie. Zostawil jednak swoj kufer w hotelu, a ty wczoraj kupiles go na aukcji. Pomyslalem, ze pewnie schowal w kufrze magiczne przyrzady, lacznie z czaszka, i ze moze byc z tego calkiem niezly material.
– Powiedziales, ze zniknal? – odezwal sie Bob.
– Cala ta sprawa wyglada mi dosc tajemniczo – Jupiter zmarszczyl lekko brwi. – Znikajacy magik, znikajacy kufer i czaszka, ktora podobno mowi. Doprawdy, bardzo to wszystko tajemnicze.
– Zaraz, zaraz! – zaprotestowal Pete. – Nie podoba mi sie twoja mina, Jupe. Czuje, ze chodzi ci po glowie rozpoczecie dochodzenia. A ja nie chce miec do czynienia z zadnymi gadajacymi czaszkami. Przede wszystkim nie wierze w ich istnienie i wolalbym sie nie przekonywac, ze jest inaczej.
– Nie mozemy prowadzic dochodzenia, poniewaz kufer zniknal – odpowiedzial mu Jupiter. – Ale chetnie dowiedzialbym sie czegos wiecej o Guliwerze Wielkim, Fred.
– Nie ma sprawy – odparl reporter. Usiadl na jednym z jeszcze nie pomalowanych, zelaznych krzesel Jupitera. – W ogolnym zarysie wyglada to tak: Guliwer byl malo znanym magikiem, ale mial te czaszke, ktora podobno mowila. Lezala sama na szklanym stole, bez zadnych innych przyrzadow, i odpowiadala na pytania.
– Brzuchomowstwo? – zapytal Jupiter. – To sam Guliwer odpowiadal bez poruszania ustami?
– Byc moze. Ale czaszka mowila nawet wtedy, gdy Guliwer siedzial w odleglym kacie pokoju, albo kiedy w ogole go w nim nie bylo. Nawet inni magowie nie mogli pojac, jak to sie dzialo. W koncu mial nawet z tego powodu klopoty z policja.
– Jak do tego doszlo? – zapytal Bob.
– No coz, Guliwerowi nie wiodlo sie zbyt dobrze jako magikowi, zajal sie wiec przepowiadaniem przyszlosci, co jest nielegalne. Nie nazywal tego wrozeniem. Nazywal siebie doradca. Ubieral sie jednak w orientalne stroje i przyjmowal w pokoju pelnym mistycznych symboli. Za odpowiednia oplata ludzie przesadni mogli tam przyjsc i zadawac czaszce pytania. Nadal jej nawet imie – Sokrates, po medrcu starozytnej Grecji.
– I czaszka odpowiadala na pytania? – zapytal Bob.