Diabelska Alternatywa - Forsyth Frederick (читать книги онлайн бесплатно полностью без .TXT) 📗
– Jesli morze bedzie nadal spokojne – uzupelnil swoja informacje dr Henderson – plama ropy powoli, z szybkoscia najwyzej dwu mil na godzine, przesunie sie z przyplywem na polnocny wschod, w strone polnocnych brzegow Holandii. Z odplywem morza plama zacznie dryfowac z powrotem w strone “Freyi”, nie rozpraszajac sie. To daloby nam sporo czasu i mozliwosc skutecznego dzialania. Jesli jednak zerwie sie silniejszy wiatr, moze on, i to znacznie szybciej, przemiescic plame w dowolnym kierunku, niezaleznie od pradow morskich i plywow. Mozemy w zasadzie zneutralizowac plame o masie dwudziestu tysiecy ton, ale walka bedzie trudniejsza, jesli ta plama podzieli sie i rozproszy.
– Nie mozemy jednak wprowadzic zadnych statkow w promieniu pieciu mil od “Freyi” – przypomnial wiceadmiral, zastepca szefa sztabu sil zbrojnych.
– Ale wolno nam obserwowac plame z Nimroda – przypomnial o obecnosci lotnictwa w tej akcji pulkownik z RAF. – Gdy tylko plama przesunie sie poza obszar zakazany, panskie jednostki pozarnicze moga przystapic do pracy.
– Uznajmy, ze sprawe pierwszych dwudziestu tysiecy ton mamy zalatwiona – powiedzial czlowiek z Foreign Office. – Ale co dalej?
– Nic – odparl krotko Henderson. – Dalej nasze mozliwosci sie koncza, caly zapas bedzie wyczerpany.
– Dalej jest juz tylko wielka i ciezka praca nad likwidacja szkod – dodal Sir Julian.
– Jest jeszcze inne wyjscie – odezwal sie nagle pulkownik Holmes z piechoty morskiej. – Rozwiazanie silowe.
Wokol stolu zapadla nieprzyjemna cisza. Zebrani tu naukowcy i urzednicy woleli zajmowac sie problemami techniczno-organizacyjnymi, rozwiazywac je i wymyslac srodki zaradcze. Wszyscy mieli pewnosc, ze ten koscisty pulkownik – choc w cywilnym ubraniu – ma na mysli glownie dziurawienie ludzi kulami. Tylko wiceadmiral ze sztabu sil zbrojnych i pulkownik spadochroniarzy nie podzielali ogolnego uczucia niesmaku. Przeciwnie, zywo zainteresowali sie tym, co mowil ich kolega z morskich oddzialow desantowych.
– Zapewne rozwiazanie to nie wzbudzi entuzjazmu panow – ciagnal Holmes – ale chce przypomniec, ze terrorysci zabili juz z zimna krwia jednego marynarza “Freyi”. Moga wiec tak samo zabic pozostalych dwudziestu dziewieciu. Statek wart jest sto siedemdziesiat milionow dolarow, ladunek – dalsze sto czterdziesci. Trzykrotnie wyzsze sumy pochlonie likwidacja szkod i zanieczyszczen. Jesli kanclerz Busch z jakiegos powodu nie bedzie mogl wypuscic tych ludzi z Berlina, nie zostanie nam nic innego, jak tylko szturmowac statek i probowac sprzatnac faceta z detonatorem, zanim on zdazy nacisnac guzik.
– Co pan konkretnie proponuje, pulkowniku Holmes? – spytal Sir Julian.
– Proponuje, aby sciagnac z Dorset majora Fallona i posluchac, co on ma do powiedzenia w tej sprawie.
Propozycje przyjeto. Sir Julian zapowiedzial wznowienie obrad o trzeciej nad ranem. Dochodzila godzina dwudziesta druga.
W tym samym czasie, gdy w sali posiedzen UNICORNE trwaly obrady, w pobliskim gabinecie premiera dobiegala konca rozmowa pani Carpenter z Sir Nigelem Irvinem.
– Sytuacja przedstawia sie nastepujaco – powiedziala pani premier – jesli nie znajdziemy trzeciego wyjscia, to albo ci ludzie odzyskaja wolnosc, a Maksym Rudin rozwali Traktat Dublinski, albo zostana w wiezieniu, a ich przyjaciele rozwala “Freye”. Moze w ostatniej chwili zawahaja sie i zrezygnuja. Nie mozna tego wykluczyc, ale nie mozna tez opierac na tym naszych nadziei i planow. Mozna by probowac odbic statek, ale szanse sukcesu sa nikle. Jesli naprawde chcemy znalezc trzecie wyjscie, musimy wiedziec, dlaczego Rudin tak zagral. Moze to tylko blef? Moze dazy do wyrownania kosztow obu stron w traktacie: Rosja zaplaci drogo za zboze, niech wiec i Zachod poniesie duze straty finansowe. A jesli nie ustapimy, czy rzeczywiscie zerwie traktat? Trzeba sie tego wszystkiego spodziewac.
– Ile mamy na to czasu? Ile czasu daje nam prezydent Matthews? – spytal dyrektor generalny SIS.
– Zakladam, ze mozna nie wypuscic porywaczy o swicie, jak to bylo uzgodnione, i przez jakis czas zwodzic tych na “Freyi”, grac na czas. Dlugo to jednak trwac nie moze. Mysle, ze powinnismy dostarczyc prezydentowi informacji najdalej jutro po poludniu.
– Obawiam sie… a mam przeciez w tych sprawach spore doswiadczenie… obawiam sie, ze to niemozliwe. W tej chwili jest w Moskwie polnoc. O natychmiastowym kontakcie ze “Slowikiem” nie ma mowy. Chyba zeby spotkanie bylo juz dawno umowione, ale wiem, ze nie bylo. Probowac natychmiastowego kontaktu, to niemal pewnosc, ze spalimy naszego agenta.
– Znam panskie zasady, Sir Nigel, i szanuje je. Wiem, ze bezpieczenstwo agenta w terenie jest kwestia najwyzszej wagi. Ale sprawy panstwowe tez sa tej rangi. A zniweczenie traktatu albo zniszczenie “Freyi” godza w interesy naszego panstwa. To pierwsze zagraza w dodatku pokojowi swiatowemu, i to na wiele lat. Byc moze dojdzie do wladzy pan Wiszniajew… ze wszystkimi mozliwymi konsekwencjami. A jesli zniszczeniu ulegnie “Freya”, same tylko straty Lloyda, a tym samym straty skarbu brytyjskiego, beda katastrofalne. Ze nie wspomne juz o losie tych trzydziestu marynarzy. To nie jest rozkaz, Sir Nigel. Prosze tylko, by pan sam dokonal wyboru miedzy tymi dwoma fatalnymi rozwiazaniami a trzecim, ktore wystawia na ryzyko jednego rosyjskiego agenta.
Sir Nigel westchnal ciezko.
– Zapewniam pania, ze zrobie wszystko, co w mojej mocy. Ma pani na to moje slowo.
– I ruszyl z powrotem do swojej kwatery glownej.
Do glownej bazy innej sluzby specjalnej, SBS, ktora miescila sie w Poole w hrabstwie Dorset, zadzwonil ze swego biura w Ministerstwie Obrony pulkownik Holmes. Major Simon Fallon musial oderwac sie od kufla piwa, ktorym raczyl sie w kasynie oficerskim. Obaj komandosi znali sie dobrze, rozmowa nie wymagala wiec zadnych wstepow.
– Na pewno sledzisz afere “Freyi”? – zaczal Holmes.
Z drugiej strony odpowiedzial mu pelen satysfakcji chichot.
– Wiedzialem, ze przyjdzie koza do woza. Czego sie po nas spodziewaja?
– Sprawa sie gmatwa – mowil Holmes. – Mozliwe, ze Niemcy zmienia zdanie i zatrzymaja tych dwoch figlarzy w Berlinie na dluzej. Przed chwila bylem na kolejnej naradzie UNICORNE. Oni nie lubia tych rzeczy, ale chca przynajmniej poznac nasze propozycje. Masz juz jakies konkretne pomysly?
– Oczywiscie! Myslalem nad tym przez caly dzien. Ale potrzebny mi jest model i plan statku. No i oczywiscie sprzet.
– W porzadku. Plan juz mam. Gorzej z modelem. Mam inny, choc podobnej konstrukcji. Na razie zbierz chlopakow. Wez z magazynu potrzebny sprzet: aparaty do nurkowania, magnezy, cale zelastwo, gaz obezwladniajacy… Zreszta sam wiesz najlepiej. Marynarka z Port-land zajmie sie waszym transportem. A teraz zostaw tam wszystko pod opieka jakiegos lebskiego faceta, wskakuj do samochodu i przyjezdzaj do Londynu. Chce cie tu jak najszybciej widziec.
– Rozumiem. Sprzet jest juz wybrany i zapakowany. Siedzimy na walizkach. Zalatw jak najszybciej transport. No to czesc, ruszam.
Kiedy mocno zbudowany, krepy major wszedl z powrotem do baru, zapanowala cisza. Jego oficerowie wiedzieli juz, ze telefon byl z Londynu i ze byl to wazny telefon. W ciagu paru minut wyciagneli z koszar podoficerow i zolnierzy, a sami przebrali sie z cywilnych ubran w czarne mundury i zielone berety ich formacji. Juz przed polnoca czekali na kamiennym nabrzezu nad kanalem, wcinajacym sie gleboko w pilnie strzezone tereny bazy Marines. Czekali na jednostki marynarki wojennej, ktore mialy ich zabrac wraz ze sprzetem na miejsce przeznaczenia.
Ksiezyc swiecil jasno nad przyladkiem Portland, gdy o polnocy trzy lodzie patrolowe wyszly z portu. “Sabre”, “Cutlass” i “Scimitar” skierowaly sie na wschod, w strone Poole. Manetki gazu powedrowaly na pozycje “cala naprzod”. Trzy dzioby uniosly sie wysoko w gore, za rufami pojawily sie kaskady piany, a grzmot silnikow wypelnil zatoke.
Wstege szosy biegnacej przez Hampshire w strone Londynu oswietlal az po horyzont ten sam ksiezyc. Luksusowy rover majora Fallona zarlocznie polykal kolejne mile.
– I co ja, u diabla, mam powiedziec temu Buschowi? – spytal prezydent Matthews swoich doradcow.
W Waszyngtonie byla piata po poludniu. Choc w Europie juz dawno zapadla noc, tutaj promienie slonca wciaz jeszcze oswietlaly rozany ogrod za oknami, reagujacy pierwszymi pakami na ciepla wiosenna pogode.
– Nie sadze, aby mogl pan powtorzyc mu tresc rozmowy z Kirowem – zaczal Robert Benson.
– Dlaczego? Przeciez powiedzialem to juz pani Carpenter, a ona oczywiscie powtorzy Irvine'owi.
– Jest pewna istotna roznica – wyjasnil dyrektor CIA. – Joan Carpenter ma do rozwiazania tylko pewne problemy techniczne, zwiazane z przewidywanym skazeniem, i ma do tego dobrych ekspertow. Nie musi o wszystkim informowac swojego Gabinetu. Natomiast Busch ma zatrzymac w wiezieniu Miszkina i Lazariewa, i tym samym zaryzykowac wielka katastrofe dla Niemiec i ich sasiadow. Jestem prawie pewien, ze bedzie chcial przekonsultowac te decyzje ze swoim rzadem…
– To czlowiek sztywnych zasad – poparl Bensona Lawrence. – Jesli dowie sie, ze chodzi o Traktat Dublinski, tym bardziej bedzie chcial podzielic sie ta wiadomoscia z czlonkami Gabinetu.
– I na tym wlasnie polega problem – podjal swoj wywod Benson. – Natychmiast dowie sie o tym pietnascie dalszych osob. Niektorzy z nich z kolei wygadaja sie przed zonami, przed wspolpracownikami. Pamietamy przeciez, jak to bylo z afera tego Guillaume'a, wspolpracujacego z wywiadem NRD. W Bonn jest stanowczo za duzo przeciekow. A jesli ta sprawa wyjdzie na jaw, mozemy sie pozegnac z Traktatem Dublinskim, bez wzgledu na to, jak sie skonczy awantura na Morzu Polnocnym.
– Moi panowie, polaczenie bedzie juz za chwile. Co mam mu powiedziec, do cholery?
– Prosze powiedziec, ze uzyskal pan informacje, ktorych nie mozna powierzyc linii telefonicznej, nawet linii specjalnie zabezpieczonej – zaproponowal Poklewski. – Moze pan powiedziec, ze uwolnienie Miszkina i Lazariewa w ciagu najblizszych paru godzin spowoduje katastrofe znacznie gorsza niz ta, ktora groza terrorysci na “Freyi”. I niech pan poprosi, zeby dal nam troche wiecej czasu.