Diabelska wygrana - Kat Martin (читать книги полностью без сокращений TXT) 📗
Pozostajac ostroznie w cieniu, z bijacym sercem tlchylila drzwi i zajrzala. Nie zauwazywszy nikogo, wslizgnela sie do srodka i zamknela drzwi za soba.
Wysokie pomieszczenie pograzone bylo w ciem¬nosci. Potknela sie na krawedzi dywanu, niemal tracac rownowage, lecz w koncu utrzymala sie na nogach i przeszla na druga strone pokoju. Ze strachu czula w skroniach gwaltowne pulsowanie. Boze, gdyby ja tutaj znalezli…
Drzacymi dlonmi rozsunela ciezkie adamaszko¬we zaslony za biurkiem, aby wpuscic do srodka troche ksiezycowego swiatla. Odsunawszy na bok kalamarze i pojemniki z piaskiem, zaczela przegla¬dac papiery znajdujace sie w zielonej teczce. Nic ciekawego, glownie zamowienia dla wojska ora sterta rozkazow dziennych. Siegnela pod biurko, szukajac po omacku malej drewnianej dzwigni, ktora otwierala drzwiczki do skrytki.
Jednak nie znalazla jej w spodziewanym miejscu.
Siegnela kilka cali w lewo, potem w prawo, caly czas nasluchujac dzwiekow od strony drzwi, czujac, ze serce lada chwila wyskoczy jej z piersi. Znieche¬cona miala juz zrezygnowac, gdy palcem wymacala mala szczeline w drewnie.
Usmiechnela sie triumfalnie. To biurko bylo jeszcze lepiej wykonane niz mebel brata, a dzwi¬gnia ukryta tak znakomicie, ze niemal niemozliwa do odnalezienia. Poruszyla ja delikatnie, uslyszala odglos zwalniajacego sie mosieznego zaczepu, a wtedy cofnela reke, jednoczesnie pociagajac znajdujaca sie w srodku szuflade. Przesunela pal¬cem po tylnej krawedzi, nacisnela i skrytka otwo¬rzyla sie.
Aleksa siegnela do srodka. Scianki byly gladkie, przegrodka wydawala sie pusta. Jednak w pewnym momencie zaszelescil jakis papier zwiniety w ru¬lon. Okazalo sie, ze to kilka kartek sporego forma¬tu. Szybko wyjela je i polozyla na biurku.
Zdjela cienka zlota wstazke, ktora byly obwiaza¬ne, rozwinela kartki i zrozumiala, ze ma przed ocza¬mi jakies plany. Ogladajac pospiesznie dokumenty, czula jeszcze potezniejsze lomotanie serca.
Boze przenajswietszy! Zaczela szalenczo przekla¬dac karki, gdy od strony drzwi dobiegl jakis dzwiek.
– Damien… – Zastygla, gdy cicho zamknal za so¬ba drzwi. Kiedy zaczal isc w jej kierunku zdecydo¬wanym krokiem, nie potrafila opanowac drzenia rak. W swietle smugi ksiezycowego blasku widziala jego twarde rysy pociemnialej z gniewu twarzy.
– Ty mala kretynko! – warknal. Obszedlszy biur¬ko, chwycil lezace na blacie dokumenty. W tym momencie drzwi za jego plecami ponownie sie otworzyly, rozlegl sie gluchy odglos krokow, roz¬blyslo swiatlo lampy. Damien jednym plynnym ru¬chem uderzyl Alekse w twarz, az przewrocila sie na dywan.
– Co ty sobie wyobrazasz? – krzyknal, stajac nad nia z zacisnietymi mocno piesciami. Odwro¬ciwszy sie do generala, podal mu zwiniete plany. – Przepraszam, generale Moreau. Nie wiem, co powiedziec. Sluzacy powiedzial mi, ze ona tu jest. Kiedy wszedlem, szperala w panskim biurku. – Westchnal, krecac glowa. – Obaj wiemy, ze mo¬ja zona jest patriotka. Niestety, jest lojalna wobec naszych wrogow.
General wzial plany, tymczasem Aleksa niepew¬nie stanela na nogi.
– Mais oui, na to wyglada – stwierdzil general przez zacisniete usta. Drgajacy miesien na policzku swiadczyl o tym, ze ledwie nad soba panowal. Pogladzil sie po bokobrodach. – Ponadto wydaje sie, ze znowu jej nie docenilismy.
Spojrzal na nia ostro, na co dumnie uniosla glo¬we, chociaz cala trzesla sie w srodku. Piekl ja poli¬czek, oczy wezbraly lzami, lecz przede wszystkim bardzo cierpiala w sercu.
– Jestes odwazna, moja mala belle Anglaise – rzekl general – lecz bardzo nierozsadna. Zastanawiam sie, co powinienem z toba zrobic.
Boze, rzeczywiscie, co on teraz zrobi? Kamien¬na twarz Damiena nie zdradzala zadnych emocji. Aleksa wyczytala z niej jedynie zlosc. Nie powie¬dzial w jej obronie ani slowa! Ciekawe, czy obawial sie takze o wlasny los.
– Prosze mi powiedziec, mon ami – general zwrocil sie do Damiena – czy panska sliczna zo¬neczka nadal przynosi panu zadowolenie?
Czarne brwi uniosly sie. Spojrzawszy na Alekse, wykrzywil usta w lubieznym usmiechu.
– Niech pan tylko na nia spojrzy, generale. Czy widzial pan kiedykolwiek bardziej soczysta poku¬se? To fakt, ze potrafi byc impertynencka, uparta i nieposluszna, a wiec nie latwo ja ujarzmic nawet silnemu mezczyznie. – Przesunal lekko dlonia po jej piersi. – Ale w lozku to prawdziwy ogien. Nie mozna sie nia nasycic nawet po kilku miesiacach.
Rozbawiony general parsknal smiechem, ale w jego oczach pojawilo sie subtelne polecenie, a w glosie zabrzmiala twarda nuta.
– Morale Francuzow raczej by nie wzroslo, gdy¬bysmy przestraszyli sie zagrozenia ze strony jednej malej Angielki. Na razie ta… niedyskrecja pan¬skiej zony pozostanie miedzy nami. Jednak suge- ruje, aby w przyszlosci trzymal ja pan naprawde krotko.
– Moze pan na mnie polegac! – Damien zlapal Alekse za ramie i gwaltownym ruchem przyciagnal do siebie. – Poczynajac od dzisiejszego wieczoru – rzucil szorstko. – Za panskim pozwoleniem, ge¬nerale, chcialbym wrocic do Paryza. – Usmiechnal sie sardonicznie. – Mam kilka pomyslow na lekcje pokory dla mojej niesfornej damy. Gdy ujrzy ja pan nastepny raz, obiecuje, ze bedzie wzorem ukladnej mlodej kobiety.
Aleksa az zatrzesla sie na te slowa. Moreau skinal glowa
– Niech pan tego dopilnuje.
Victor Lafon patrzyl, jak Damien wyprowadza swoja zone z pokoju. Twarz majora byla jakby wy¬kuta z kamienia.
Jego zona wygladala tak samo dumnie i buntow¬niczo jak owego mglistego poranka, kiedy Victor wyciagnal ja ze swojej malej zaglowej lodzi na pla¬zy kolo Boulogne. Zapamietal to sobie bardzo do¬brze, bo chociaz z jednej strony gardzil nia za zdra¬de, to z drugiej podziwial jej odwage
Ciekawe, co zrobila teraz.
Zapukal do drzwi gabinetu generala i uslyszal rzucony chropowatym glosem rozkaz, aby wejsc.
– Prosze blizej, pulkowniku Lafon – powiedzial siedzacy za biurkiem Moreau. Nad jego glowa unosila sie smuga dymu z cygara.
– Widzialem, jak wychodzil stad major Falon. Chyba nie poklocil sie z zona?
General spogladal na niego z ponura mina
– Jego mala Angielka moze stac sie dla niego zbyt wielkim problemem. Znalezlismy ja tutaj, jak grzebala w biurku.
– Nom de Dieu – powiedzial Victor.
– No wlasnie, mon amio Ona wymaga obserwacji, n Jest ce pas?
– Przykro mi to stwierdzic, ale oboje tego wymagaja.
Moreau przytaknal.
– Rozumiem, ze pan juz sie tym zajal?
– Niemal od momentu przybycia zony majora.
– To dobrze. – General westchnal. Przez chwile spogladal na swoje cygaro i smuge dymu unoszace¬go sie do sufitu. – Wojna to smutna rzecz… ale najsmutniejszy jest brak pewnosci, kim sa nasi wrogowie.
Victor zerknal w strone drzwi.
– To prawda, panie generale. Jesli major okaze sie jednym z nich, na pewno predzej czy pozniej do¬wiemy sie o tym. Zdradzi go ta kobieta lub jego tro¬ska o nia, ewentualnie obie te rzeczy jednoczesnie. Gdyby cos takiego mialo miejsce, zapewniam pana, ze nasi ludzie natychmiast sie o tym dowiedza.
– Dobry z pana czlowiek, Victorze. Miejmy na¬dzieje, ze major Falon jest przynajmniej w polowie tak lojalny jak pan.
Czujac ogromna ulge, a zarazem strach, Aleksa pozwolila mezowi, zeby zaprowadzil ja do ich z przepychem urzadzonych pokoi. Kazal sluzacej spakowac nalezace do nich rzeczy, po czym bez slowa pociagnal Alekse na dol i wsadzil do czeka¬jacej przed wejsciem karety.
Jego gniew stopniowo slabl, napiecie ustepowa¬lo, zesztywniale cialo nieco sie rozluznilo. Przylo¬zyl glowe do obitego skora oparcia kanapy, lecz twarz pozostala niewidoczna w glebokim cieniu.
Aleksa zas z minuty na minute czula sie coraz gorzej. Znalezione przez nia dokumenty byly znacznie wazniejsze, niz myslala. Byly scisle tajne, zorientowala sie, ze mialy ogromne znaczenie. Jednak nie zdolala ich zdobyc.
Jej misja zakonczyla sie niepowodzeniem, lecz ta druga rzecz wydawala sie o wiele gorsza. Jeszcze nigdy w zyciu nikt nie podniosl na nia reki. Byc moze kiedys, gdy byla mlodsza, ojciec lub Rayne powinni byli to zrobic, albo gdy byla dzieckiem, moze matka lub starszy brat Chris. Czesto zacho¬wywala sie impulsywnie, byla bardzo uparta i roz¬pieszczona. Lecz oni wszyscy po prostu jej folgo¬wali. Za bardzo ja kochali, zeby zadawac jej bol.
W przeciwienstwie do czlowieka, ktory byl jej mezem!
Jeszcze czula pieczenie policzka od uderzenia, ktore jej wymierzyl. Pomyslala ze zgroza, co jeszcze moze nastapic, bo wciaz miala przed oczami jego pociemniala z gniewu twarz. Przymknela powieki. Wciaz widziala, jak stoi nad nia i mowi o niej w ta¬ki sposob, jakby byla po prostu jego kolejna naloz¬nica. U silowala powstrzymac cisnace sie do oczu lzy, lecz i tak kilka z nich splynelo po rzesach i po¬liczkach az do doleczka w podbrodku.
Kiedy ponownie spojrzala na Damiena, pochylal sie do przodu, nie odrywajac mrocznego wzroku od tych lez i ciemniejacego siniaka na policzku. Drzaca dlonia uniosl jej glowe, obejrzal twarz w swietle mijanej latarni.
– Przepraszam – wyrzekl dziwnie lamiacym sie glosem. – Chryste, nie chcialem ci zrobic krzywdy. Chcialem zlagodzic uderzenie, ale musialem miec pewnosc, ze bedzie wygladalo prawdziwie… mu¬sialem ich jakos przekonac. – Dotykal jej niesamo¬wicie delikatnie, przekrecajac glowe lekko w jed¬na, potem w druga strone, coraz bardziej przerazo¬ny skutkami swojego ciosu. – Gdyby istnial jakis inny sposob, gdyby cokolwiek innego przyszlo mi do glowy… – Z kazdym dotknieciem czula drzenie jego palcow. Patrzyl badawczo w jej oczy. – Nigdy przedtem nie uderzylem kobiety. I pomyslec, ze to wlasnie ty jestes. pierwsza… – Urwal. Na jego twa¬rzy wyraznie malowalo sie szczere cierpienie. – Po raz pierwszy w zyciu stracilem glowe. Wie¬dzialem, ze sa tuz za moimi plecami. Chryste, ni¬gdy w zyciu tak sie nie balem!