Impresjonista - Kunzru Hari (читать книги онлайн регистрации .txt) 📗
– Clive? Co ty tu robisz?!
Ksiaze Firoz odwraca glowe, usilujac przebic wzrokiem ciemnosci.
– Kto to jest, do cholery?
– Ja – baka Pran i ucieka.
W Fatehpurze panuje goraczkowa atmosfera. W brytyjskiej rezydencji Charlotte szykuje huczne przyjecie pod golym niebem. W palacu, gdzie panstwo Braddock sie zatrzymaja, dworzanie nababa przygotowuja przeglad wojsk i oficjalna audiencje, a sluzba Firoza dopracowuje program umilenia czasu gosciom, ktorzy maja nabrac przekonania o wysublimowanym smaku ksiecia, jego rozwadze i zdolnosci rzadzenia.
Dostojnym gosciom nalezy sie takie przyjecie. Sir Wyndham Braddock – czlonek IPS, kawaler Orderu Imperium Indyjskiego, Jego Wysokosc Rezydent Pendzabu – to imperialny polbog. Jego podrozom po dwudziestu pieciu podleglych mu ksiestwach zawsze towarzyszy moc podarunkow, rozrywek, audiencji i tak uroczysty, ze niemal nadziemski ceremonial. Iscie platonska forma uprawiania polityki. Tego roku sir Wyndham zostawil sobie Fatehpur na koniec. Nadchodzi czas upalow, gdy Brytyjczycy staja sie rozdraznieni i niezdecydowani. Wyglada na to, ze trzeba go bedzie zabawiac jeszcze troskliwiej niz zazwyczaj. Auta kursuja miedzy Lahore i Fatehpurem, wozac zaopatrzenie. Sluzba poleruje srebra i szklo. Od takich drobiazgow bardzo wiele zalezy.
We frakcji nababa panuje glebokie przygnebienie. Juz za pozno, by zmusic Privett-Clampe’a do spelnienia ich warunkow. Firoz zostanie nastepca. Czeka ich europejski horror linii produkcyjnych i szczerzenia zebow w usmiechu. Diwan nie panuje nad soba i wymierza Pranowi cios. Pran pada na lustrzana podloge w sali barokowej; widzi krople krwi splywajace z rozbitej wargi i gromadzace sie wokol jego glowy.
W innym miejscu palacu przyjaciele robia wszystko, by uspokoic Firoza. Dom Miguel De Souza, ktoremu kac sciska kleszczami skronie, jest pewien, ze wszystko pojdzie dobrze. Firoz nie wierzy w brednie tych pasozytow. Dobrze? Latwo byc zblazowanym, gdy sie dysponuje majatkiem rozrzuconym na trzech kontynentach i milionem sztuk bydla miesnego, gryzacego trawe w dalekim Mato Grosso. Dobrze? Czy on ma pojecie, jak niepewne sa finanse Firoza?
De Souza dochodzi do wniosku, ze jesli zachowanie Firoza sie nie zmieni, bedzie musial zamowic jajeczna miksture na kaca. To powinno pomoc. Zreszta, co szkodzi zapytac? W odpowiedzi Firoz ciska w niego (celnie) szklaneczka whisky z woda sodowa. De Souza robi unik. Jedna z kobiet, znana ze wschodnich tancow (szwedzka gwiazda „Rytualu Siwy”, pokazywanego wszystkim koronowanym glowom w Europie), piszczy i wybiega z sali. Firoz konstatuje, ze jej nerwy nie sa w najlepszym stanie. Ktos musi ja znalezc, zanim wpakuje sie w klopoty.
Jeszcze przed switem nabab z oczyma zlepionymi snem kaze szoferowi przygotowac samochod. Wsiada ze swymi zmartwieniami do tylnej czesci wozu, oslonietej kotarami. Auto podskakuje na wyboistej drodze, a wraz z nim pasazer na obciagnietym skora komfortowym siedzeniu.
Fatehpur jest spowite poczuciem winy, wywolanym historia sprzed wielu lat. Pewnego lata stary nabab wydal wiecej niz zwykle i zabraklo mu funduszy na zakup nieoszlifowanego rubinu, ktory pokazal mu pewien radzpucki jubiler. Kamien skupial swiatlo tak, jak nabab sobie wymarzyl. Z przyczyn politycznych pozyczke trzeba bylo wziac w tajemnicy. Nabab zwrocil sie o nia do obcego hinduskiego bankiera z kasty czaranow. Warunki pozyczki byly bardzo korzystne. Rubin zmienil wlasciciela i zostal czym predzej umieszczony posrod innych kamieni zdobiacych turban wladcy. Obecny nabab nadal przywdziewa go na oficjalne okazje. Ten rubin symbolizuje skrywany wstyd. Wstyd, poniewaz byli tez inni wierzyciele, wielu innych wierzycieli, a czaran mieszkal w dalekim Mewarze. Wstyd, poniewaz stary nabab zadluzyl sie ponad miare i nie wywiazal z platnosci, swiecie przekonany, ze nie ma w tym nic zlego.
Wstyd, poniewaz czaran holdowal starej rygorystycznej tradycji wlasnej kasty i na wiesc, ze nie zostanie splacony, przygotowal trucizne i popelnil rytualne samobojstwo. Na lozu smierci zdazyl jeszcze zlapac syna za kolnierz, przyciagnac ku sobie i slabnacym glosem przeklac rodzine, ktora sprowadzila hanbe na jego dom.
Klatwy rzucone na lozu smierci dzialaja najsilniej. Ale co bylo trescia tamtej klatwy? Oto pytanie. Tylko krewni czarana znaja szczegoly. Kraza jednak pogloski, ze rod nababa wymrze w tym pokoleniu. I raczej wszystko na to wskazuje. W ostatnich latach panowal nieurodzaj. Astronomowie zauwazyli niepomyslne koniunkcje Ksiezyca i Wenus. No i rzecz mniej rzucajaca sie w oczy, ktora wychodzi na jaw dopiero w ustronnych zakamarkach kobiecych kwater. Sflaczaly szczegol w spodniach od pizamy. Lodowate palce losu zaciskaja sie wokol jader nababa, hamujac erekcje i wyplyw spermy, od ktorej zalezy przyszlosc Fatehpuru. Nad spowita w jedwabie meskoscia nababa zawislo fatum.
Nabab zmierza do odleglej, ukrytej miedzy wzgorzami wioski. Jego klopot kuli mu sie miedzy nogami niczym male chore zwierzatko. Gdy ciemnosci nocy ustepuja, wielkie brytyjskie auto z rykiem silnika pnie sie koleinami sciezki wydeptanej przez bydlo, prowadzacej ku chatce jedynego prawdziwego swietego, ktory zamieszkuje Fatehpur. Tam Najwyzszy Wladca, Pogromca Ciemnosci i Prawdziwy Miecz Islamu rzuca sie na ziemie w poklonie przed slepym biedakiem, dotyka jego zrogowacialych stop i blaga o zdjecie klatwy.
Charlie Privett-Clampe tez jest juz na nogach. Pracowity dzien rozpoczyna przejazdzka na Brandywine. Po krotkim galopie zjawia sie z powrotem, umyta i gotowa do sniadania. Pierwszy kucharz jeszcze nie zdazyl wejsc do kuchni. To tylko drobna zwloka. Wkrotce grzanki i herbata sa gotowe, a burra memsahib nadzoruje rozpakowywanie filizanek i spodeczkow, srebra stolowego i talerzy. To pierwszy etap przygotowan do jutrzejszego przyjecia. Dwie setki gosci do nakarmienia i napojenia na trawniku. Trudne zadanie. Ale dla
Charlie Privett-Clampe to nie pierwszyzna. Radzi sobie przy takich okazjach jak malo kto.
Bylaby juz w wirze przygotowan, gdyby nie ten nieznosny Firoz. Zjawia sie znienacka w towarzystwie wystrojonych mieszancow, z fantazyjnie zapakowanym prezentem, i nalega, zeby gus od razu go rozpakowal. Tymczasem cholerny gus zabarykadowal sie w pokoju razem z wiadrem, wyglada jak ofiara wypadku kolejowego i nie wpuszcza do srodka nawet chlopca, ktory pomaga mu sie ubierac. Wobec takiego obrotu rzeczy koniecznosc ugoszczenia obludnego ksiecia spada na zone. Charlie musi rzucic wszystko, czestowac gosci napojami i zabawiac rozmowa, gdy dodatkowo zatrudnieni pomocnicy najwyrazniej sie obijaja. Co za natret z tego Firoza!
Gdy slonce wznosi sie wyzej, diwan odkrywa, ze brakuje prochu na salwe honorowa, a czerwony chodnik jest gdzieniegdzie wytarty i powinien byc wymieniony. Potem przypomina sobie zenujaca sklonnosc lady Aurelii do kleptomanii i zarzadza, by z sali audiencyjnej usunac wszystkie niewielkie przedmioty.
W zenanie dominuje problem: „Co na siebie wlozyc?”. Jej mieszkanki biegaja za nowymi i trudno osiagalnymi kosmetykami. Legion krawcow rozlozyl sie obozem na zewnetrznym dziedzincu. Wszystkim robota pali sie w rekach, jakby od tego zalezalo ich zycie. Niektorym z nich naprawde tak powiedziano. Tyle zamieszania, tyle zachodu, a przeciez nikt i tak nie ujrzy nowych strojow. Dla kobiet z zenany sens strojenia sie lezy bardziej w przygotowaniach niz w samym wlozeniu nowych szat. W dogodnym dla siebie momencie Khwaja-sara ujmuje podbrodek Prana w upierscienione palce, uwaznie przyglada sie jego rozcietej wardze i komunikuje ostro, ze teraz Pran musi sie naprawde skoncentrowac. Wybor jest prosty, a Khwaja-sara nie bedzie sie powtarzac. Przed Pranem ostatnia proba. Jesli skusi Privett-Clampe’a, a im uda sie zrobic odpowiednie zdjecie, dostanie pieniadze i bedzie mogl odejsc. Jesli mu sie nie uda, nikomu juz nie bedzie potrzebny. Miedzy poszczegolne slowa wkrada sie znaczaca i zlowroga cisza. Z dreszczem przerazenia Pran uswiadamia sobie, ze nie ma wyboru.
Popadlby w jeszcze wieksze przygnebienie, gdyby przypadkiem natknal sie na pewnego mlodzienca. Jean-Loup krazy po palacowych korytarzach w celowej wedrowce bez celu. Podejrzewa, ze ma rywala. Jean-Loup nienawidzi rywali. Rywale Jean-Loupa dostaja za swoje. Nozem. Szuka wiec ladnego chlopca w angielskim szkolnym mundurku. Juz niedlugo przestanie byc taki ladny.
Przed poludniem nabab wychodzi z chatki medrca z lzejszym sercem. Swiety maz oznajmil, ze mimo zla wyrzadzonego przez rodzine nababa w przeszlosci, nie jest wola Allaha pozbawienie go tronu. Usiedli obaj, po czym starzec polozyl reke na dotknietej slaboscia czesci ciala, co wcale nie bylo takie nieprzyjemne. Zapewnil Murada, ze wkrotce odzyska potencje. Wladca bierze z soba niewielki stozek z gazety, w ktorym jest mieszanka ziol. Swiety poinstruowal go, ze ma myslec o sobie jak o tygrysie. Jesli poslucha tej rady, wkrotce poczuje w zylach moc swoich przodkow. Odprawia go machnieciem reki i pochyla sie, by zebrac zlote monety, ktore wdzieczny monarcha rozsypal przed nim na ziemi.
Slonce stoi w zenicie. Major Privett-Clampe rozpakowuje prezent i na widok oprawionej fotografii wladcy Imperium mowi: „Milo z waszej strony”. Dobry i bezpieczny prezent. Wyrazna wskazowka, po czyjej stronie lezy sympatia ofiarodawcy. Ksiaze Firoz goraco pragnie przeprosic, szczerze przeprosic. Major na pewno zrozumie, przebaczy i zapomni. Wczorajszy wieczor? Niewypal. Pozalowania godny brak gustu. Major mruczy cos burkliwie i podaje prezent sludze. Firoz odchodzi z tymi samymi watpliwosciami, z jakimi przyszedl. Gdyby nie wypil tyle poprzedniego wieczoru…
Ksiaze spedza malo przyjemne popoludnie, ogladajac nowe propozycje Bircha. „Chinczyk i dziewczyna”, „Trzy murzynskie sluzace”, „Wiejski ogier”, „Jazzowa Godiva” i najnowszy film z serii o boyach hotelowych, ktora udostepnia bardziej krytycznej klienteli. Ale ksiecia Firoza bardziej interesuje teraz nowy projekt Bircha. Zdjecia z polowania. Z polowania na tygrysa.
Dzien gasnie powoli. Ciemnosc zaczyna wyzierac z katow, spowija korytarze. Na zewnetrznym dziedzincu zenany wylania sie z cienia jaskrawa pomaranczowa plama. Krawcy juz dawno skonczyli. Wszyscy powinni spac. Ale Jean-Loup ciagle krazy wokol. Rzuca niedopalek na podloge i zgniata go robionym na zamowienie butem w kolorze wspolgrajacym z ubraniem. W ciagu dnia wszystko stalo sie jasne. Ten maly glupek ukrywa sie w zenanie. I wlasnie schodzi senny po schodach do latryny, zbierajac faldy spodnicy. La mignonne! Jean-Loup jest wdzieczny losowi. Juz zaczynal sie nudzic.