Impresjonista - Kunzru Hari (читать книги онлайн регистрации .txt) 📗
I tu wkracza na scene prawdziwa polityka.
Wedlug najswiezszych informacji do Fatehpuru przybywa za trzy dni brytyjski rezydent na Pendzab sir Wyndham Braddock z lady Aurelia. Zamierzaja ustrzelic tygrysa, najesc sie i rozerwac na koszt ksiestwa Fatehpur. Wizyta czysto protokolarna. Nie ma watpliwosci, ze Murad poprosi o zgode na adopcje, a sir Wyndham skonsultuje sie w tej sprawie ze swoim czlowiekiem w Fatehpurze. Tym sposobem cala materialna przyszlosc Firoza spoczywa w rekach tego zalosnego balwana Privett-Clampe’a. W innej sytuacji Firoz wcale by sie nie martwil. Wszyscy wiedza, ze Brytyjczycy marza o pozbyciu sie Mu-rada. Sek w tym, ze Firoz nie jest pewien, czy Privett-Clampe go poprze. Fatalnie sie zlozylo, ze ostatnio poklocili sie o nowy wystroj ksiazecych komnat. I o kupno sterowca. Na litosc boska, przeciez kupiec twierdzil, ze jest Szwajcarem!
Jest jednak sposob, zeby wszystko poszlo po mysli Firoza.
– Facet najwyrazniej lubi chlopcow – ciagnie zaaferowany. – Wiem od Neda Flowersa. Co mi podsunelo swietna mysl. Jean-Loup! Jestes tam?
Jest. Siedzi w tylnym rzedzie. Jean-Loup – gibki galijski mlodzian o wydatnych kosciach policzkowych, wyciagniety z marsylskiego rynsztoka, pociecha marynarzy, gotow zrobic wszystko bez wyjatku z kazdym bez wyjatku, pod warunkiem ze… No coz, wlasciwie bezwarunkowo. Po prostu to zrobi. Ktos obudzil sie u jego boku w Cannes, ktos inny na jachcie w poblizu Antibes. W koncu wyladowal tutaj, choc, o ile Firozowi wiadomo, rownie dobrze moglby znalezc sie gdzie indziej. Twierdzi, ze ma dwadziescia jeden lat. Wiekszosc daje mu siedemnascie. Kogo by to zreszta obchodzilo, gdyby nie wieczna wypuklosc w obcislych ponad miare spodniach.
– Jean-Loup, pomyslalem, ze zrobisz cos niewiarygodnie pokreconego z majorem Privett-Clampe’em, a ty, drogi Cornwellu, sfilmujesz cala akcje. Zagroze, ze pokaze film sir Wyndhamowi, jesli ta stara swinia nie poprze mnie jako nastepcy mojego brata! Co o tym myslisz?
– O czym? – pyta Privett-Clampe, ktory wlasnie wszedl, wsparty na ramieniu zywo gestykulujacego Flowersa.
– Nie moglem go powstrzymac – krzywi sie Flowers.
– Czesc, chlopaki – belkocze wstawiony major. – Flowers powiedzial, ze puszczacie film. Jeszcze tego nie widzialem. Pomyslalem, ze przyjde i zobacze, co to takiego. Macie cos przeciwko?
– Alez skad, panie majorze – odpowiada zadowolony Firoz. – Jak milo pana widziec. Jean-Loup! Dotrzymasz panu majorowi towarzystwa.
– Rukhsana? Wstawaj! – Yasmin szarpie Prana za ramie. – Chca cie widziec.
Zaspany Pran wchodzi do ciasnego pokoju Khwaja-sary, gdzie zastaje diwana i fotografa zatopionych w rozmowie. Bliska wizyta sir Wyndhama Braddocka powoduje w tej czesci palacu taki sam zamet, jak w skrzydle nalezacym do ksiecia Firoza. Nabab chce wiedziec, czy nie bedzie zadnych problemow z adopcja. To sprawa najwyzszej wagi. Jesli uzna swego malego kuzyna za nastepce, Firoz nie zrobi z ksiestwa swojej skarbonki. Na razie nabab nie ma co do tego pewnosci.
– Chlopcze – zwraca sie Khwaja-sara do Prana – czas, zebys pokazal, co umiesz. Gra toczy sie o wielka stawke. Honor ksiestwa. Twoje bezpieczenstwo. Major Privett-Clampe jest z ksieciem Firozem. Mamy szanse zadzialac. Musisz zwabic go znowu do pokoju chinskiego. Wreszcie bedziemy mogli dokonczyc te sprawe.
Zanim Pran obudzil sie na dobre, jego opiekunowie zdazyli odziac go w mundurek i wyprowadzic na dlugi korytarz pokryty porysowanym parkietem. Na samym koncu korytarza sa podwojne drzwi, zza ktorych saczy sie swiatlo i dobiega smiech. Eskorta znika. Pozostawiony sam sobie, Pran zachodzi w glowe, co ma teraz robic.
Podchodzac blizej drzwi, wyraznie slyszy burkliwy glos majora.
– Wykluczone. Nie martw sie. O’Dwyer zajmie sie wszystkim.
– Ale – to glos Firoza – ci podzegacze maja poparcie. Zwioda mnostwo ciemnych ludzi. W Fatehpurze powinnismy dac im silny odpor.
– Swieta racja. Dlatego potrzebowalismy wsparcia sil Rowlatta. Trzeba dac draniom nauczke. To jedyny sposob.
Pran zaglada do srodka. Sala jest zaciemniona. Przed ogromnym bialym ekranem stoi kilka rzedow z rzadka rozstawionych foteli. Z tylu sali rzuca swiatlo buczacy projektor, na ktory sluga zaklada szpule filmu. Widac wyrazne pozostalosci przyjecia. Butelki szampana na podlodze, pare cial w malowniczych pozach na fotelach. Pran zauwaza kilka znajomych twarzy – Latynos, naga cyklistka i dziwacznie ubrany mezczyzna, ktory zjawil sie dzis rano. Major Privett-Clampe siedzi posrodku. Rozdety cien miedzy patykowatymi postaciami. Nikt nie widzi, kiedy Pran chylkiem wslizguje sie do srodka.
– Prosze bardzo – mowi ksiaze Firoz, nalewajac Privett-Clampe’owi szkockiej.
– Dzieki, stary – odpowiada major nerwowo. Radosc, ze moze sprobowac importowanej whisky Firoza, maci niebezpieczna bliskosc mlodego Francuza. Privett-Clampe nigdy specjalnie za Francuzami nie przepadal, a tymczasem reka tego francuskiego mlodzienca wlasnie spoczela na jego udzie.
Na tle oswietlonego ekranu ich sylwetki tworza komiczny kontrast. Glowa Jean-Loupa wsparta o ramie majora, kanciasty profil Firoza grozacy przekluciem baloniastych policzkow i kulfoniastego nosa Privett-Clampe’a. Pran ostroznie posuwa sie naprzod. Nogi wplatuja mu sie w jakis szczegol damskiej bielizny. Ratujac sie przed upadkiem, odruchowo przytrzymuje sie fotela, ktory z loskotem uderza w sasiednie siedzisko. Pran przypada do ziemi. Serce wali mu jak mlotem.
– Obudziles sie, De Souza? – wola ksiaze. – Wlasnie zaczynamy pokaz najnowszego odkrycia pana Bircha.
Pran lezy w bezruchu. Firoz wyrzuca z siebie stek przeklenstw. Potem slychac wycie i dzwiek tluczonego szkla. Najwyrazniej Firoz cisnal w operatora butelka po szampanie.
– Co ty wyprawiasz, durniu?! Czemu sie tak grzebiesz?! Operator baka przeprosiny w urdu.
– Mow do mnie po angielsku! Nie znosze tego malpiego jezyka!
– Przepraszam, sahib!
Ksiaze Firoz prosi zebranych o wybaczenie. Pran wychyla glowe zza foteli w ostatnim rzedzie. Gdy operator probuje uruchomic projektor, Privett-Clampe znow mowi o polityce. Pran nie rozumie wszystkiego. Cos o obronie Indii, marszach, protestach i aresztowaniu bez procesu. Reszta gosci nie wykazuje najmniejszego zainteresowania. Jedynie Firoz slucha uwaznie, a przynajmniej sprawia takie wrazenie, choc od czasu do czasu wierci sie w fotelu, jakby wolal robic co innego.
Kiedy oczy przyzwyczajaja sie do ciemnosci, Pran dostrzega inne osoby – posepnego francuskiego chlopca, ktory kreci sie wokol
Pathanow, Flowersa, skandalizujaca szwedzka tancerke, o ktorej kobiety z zenany czytaly w ilustrowanych magazynach.
– No! – krzyczy Firoz, gdy igla gramofonu z trzaskiem opada na plyte i sale wypelniaja pierwsze takty dramatycznej muzyki fortepianowej. Pran wystawia glowe znad oparcia fotela. Na rozswietlonym ekranie pojawia sie napis:
SYLWIA
ALBO
NIEDOLE BIALEJ NIEWOLNICY
Firoz zaczyna bic brawo. Jedno z nieruchomych dotad cial w ostatnim rzedzie podnosi sie i przeciera oczy.
– To wyjatkowa rzecz! – zapowiada Birch. – Tylko na specjalne pokazy!
Pran nigdy przedtem nie widzial filmu. Urzeczony migoczacymi obrazami, podnosi sie z podlogi i siada w jednym z ksiazecych foteli z wysokimi oparciami. Zapomina, gdzie jest. Zapomina o grozacym mu niebezpieczenstwie. Ludzie na ekranie wygladaja jak duchy, jak wyprane z kolorow wspomnienia. Pran zastanawia sie, jak dali sie namowic do pokazania tak intymnych szczegolow wlasnego zycia.
Sylwia, bohaterka filmu, jest mloda imigrantka przybywajaca do USA. Niemal natychmiast po zejsciu na amerykanski lad wyluskuje ja z tlumu przybyszow mlody mezczyzna w slomkowym kapeluszu. Obiecuje, ze zrobi z niej slawna aktorke, i zawozi ja do wysokiego domu z cegiel. Pran jest zdezorientowany. Przeciez Sylwia juz wystepuje w filmie! No, ale rzecz dzieje sie w Ameryce, a tam wszystko moze byc inaczej. Wkrotce staje sie jasne, ze mlody mezczyzna wcale nie kreci filmow. Lotr czyha na cnote Sylwii. Zamyka ja w pokoju ze stara kobieta o wykrzywionych ustach i czarnych obwodkach wokol oczu. Pran sympatyzuje z bohaterka. Po jakims czasie wraca mezczyzna w kapeluszu (ktory ukladal jakis plan ze swoimi wasatymi kumplami). Niewiele czasu potrzeba, zeby pozbawic Sylwie wierzchniego ubrania.
– Dobry Boze! – w glosie majora slychac przygane. Birch wybucha smiechem.
– Spokojnie, majorze! To dopiero poczatek.
Birch ma racje. Stopniowo Sylwia zostaje bez niczego, z wyjatkiem czarnych ponczoch. Kiedy mlody mezczyzna sam zaczyna sie rozbierac, major Privett-Clampe traci panowanie nad soba i, przejety zgroza, zrywa sie na rowne nogi. Przez chwile stoi, z trudem utrzymujac rownowage i zaslaniajac niemal caly ekran. Polprzytomny mezczyzna w ostatnim rzedzie, De Souza, czy ktokolwiek to jest, belkocze cos niezrozumiale i macha reka, nakazujac majorowi usiasc.
– Jak oni mogli… To obrzydliwe. – Major najwyrazniej nie wierzy wlasnym oczom.
– Powiedzieli mi, ze dalej robi sie jeszcze ciekawiej. Birch obiecuje pikantne sceny, gdy Sylwia wpadnie w rece trzech paskudnych Arabow. Kontrast miedzy jasna skora a ciemna jest…
Ksiaze Firoz przekroczyl granice. Choc major opil sie whisky swojego gospodarza, choc w zylach gospodarza plynie ksiazeca krew, choc to bylo nie bylo gospodarz, on- Privett-Clampe – nie moze czegos takiego tolerowac.
– Ty lajdaku! – wrzeszczy i juz ma zdzielic ksiecia piescia, gdy jego uwage przykuwa scena na ekranie. Mezczyzna w kapeluszu nie ma na sobie nic procz markowego nakrycia glowy. Stojac bokiem do kamery, zbliza sie ku Sylwii z groznie wzwiedzionym czlonkiem. Privett-Clampe opada na fotel niczym sflaczaly balon i sledzi dalszy rozwoj akcji. Siedzacy za nim Pran otwiera usta ze zdumienia.
Scena spolkowania dobiega konca. W nastepnej pojawia sie jeszcze jedna branka. Widok dwoch bialych kobiet w niebezpieczenstwie przywoluje najczarniejsze wspomnienia zwiazane z maharadza i le vice Anglais. Major znow zrywa sie na rowne nogi i wykrzykuje pod adresem Firoza oskarzenia o najrozniejsze niegodziwosci, jawnie mieszajac wypadki na ekranie z wydarzeniami w Fatehpurze. Gluchy na prosby ksiecia, by usiadl i napil sie jeszcze whisky, zaczyna usuwac z drogi fotele i zmierza do wyjscia. Pran za pozno przypomina sobie, ze mial byc dyskretny. Nim zdazyl sie ukryc, staje twarza w twarz z majorem.