Tajemnica Kaszl?cego Smoka - Hitchcock Alfred (книги бесплатно читать без .txt) 📗
Rozdzial 10. Umarle miasto
Tymczasem Bob zdazyl juz wziac prysznic i zmienic ubranie. Kiedy dotarl do Biblioteki Publicznej w Rocky Beach, ktora zatrudniala go na godziny, czul sie juz znacznie weselej.
Na jego widok bibliotekarka, pani Bennett, usmiechnela sie.
– Och, Bob – powiedziala – jak sie ciesze, ze przyszedles. Mielismy dzis mnostwo roboty. Przyszlo wielu czytelnikow, no i teraz cala gora ksiazek czeka na ulozenie z powrotem na polkach. Moglbys zabrac sie do tego od razu?
– Jasne – odparl Bob.
Wzial na rece potezny stos zwroconych ksiazek i zaczal ustawiac je, jedna po drugiej, na wlasciwych miejscach. Nastepnie przystapil do porzadkowania stolow w czytelni. Lezalo tam mnostwo pozostawionych przez czytelnikow ksiazek. Zbierajac je zauwazyl, ze jedna z nich nosi tytul “Legendy Kalifornii”. Leniwie odwrocil kilka kartek. Jego uwage zwrocil rozdzial zatytulowany: “Seaside – sen o miescie, ktore umarlo”.
– Hmmm – mruknal pod nosem. – To moze byc ciekawe.
W zamysleniu odlozyl ksiazke na bok. Co za szczesliwe znalezisko. Pragnac jak najpredzej zabrac sie do czytania jej, oczywiscie po wypelnieniu obowiazkow, ze zdwojona energia rzucil sie na lezace wszedzie stosy ksiazek.
Kiedy uporal sie juz z rozkladaniem ich na polkach, pani Bennett poprosila go o oklejenie paru podartych egzemplarzy. Zabral je na zaplecze i zabezpieczyl zniszczone obwoluty i okladki za pomoca przezroczystej tasmy. Niedlugo potem, skonczywszy robote, zameldowal sie u pani Bennett.
– Wszystko gra, prosze pani, jesli wiec nie ma pani dla mnie nic pilnego do zrobienia, chcialbym sam troche poczytac…
Pani Bennett kiwnela przyzwalajaco glowa i Bob popedzil do najblizszego stolu z kalifornijskimi legendami pod pacha. Zdal sobie sprawe, ze tak naprawde jego wiedza o Seaside jest mocno ograniczona. Jupiter i Pete takze nie mieli wiecej wiadomosci na ten temat. A z pewnoscia zaden z nich nigdy nie slyszal o smierci tego miasta!
Pospiesznie odszukal rozdzial poswiecony Seaside. Rozpoczynal sie on nastepujaco:
“Istnieja miasta, ktore, podobnie jak ludzi, przesladuje zly los. Marzenia Seaside o tym, ze stanie sie glownym osrodkiem nadmorskim, poszly z dymem piecdziesiat lat temu.
Nie mialy sie nigdy urzeczywistnic plany tych, ktorzy wyobrazali sobie przyszlosc Seaside jako ruchliwej, slonecznej metropolii, na rozwoj ktorej postawili swoje majatki. Wypracowane kanaly i polaczenia wodne, majace przypominac przyjezdnym Wenecje, rozmyly sie, a na ich miejscu pobudowano fabryki. Eleganckie niegdys hotele legly w gruzach, aby ustapic miejsca biegnacej z polnocy na poludnie autostradzie.
Najwiekszym moze nieszczesciem, jakie spotkalo Seaside, bylo odstapienie od budowy podziemnej kolejki, pierwszej tego typu na Zachodnim Wybrzezu. Zarowno inwestorzy, jak i szeroka publicznosc z entuzjazmem odnosili sie do planow budowy szybkiego polaczenia komunikacyjnego nadmorskiej czesci Seaside z centrum handlowym i innymi pobliskimi osrodkami. W rezultacie nigdy nie ukonczono budowy podziemnej sieci, a gotowy juz, liczacy kilkanascie kilometrow tunel zostal zabity na glucho i zapomniany. Dzis jest on tylko upiorna tajemnica i budzacym respekt reliktem miasta, ktore umarlo, pozbawione mozliwosci rozwoju”.
Ale historia! – przelecialo Bobowi przez glowe. Ta garsc informacji sprawila, ze nazwa Seaside przestala byc dla niego pustym dzwiekiem. Miasteczko umarlo przeszlo piecdziesiat lat temu, ksiazka natomiast, ktora Bob mial przed oczami, zostala wydana przed kilkoma laty. Gdyby nie natrafil na nia przypadkiem, nigdy prawdopodobnie nie poznalby historii miejsc, ktore dopiero co odwiedzil wraz z kolegami.
Zapisal sobie pare najwazniejszych danych dotyczacych Seaside i odsunal ksiazke na bok. Zamknal oczy i zatopil sie w rozmyslaniach. Mial teraz wiele waznych rzeczy do zakomunikowania Jupiterowi, ale postanowil zrobic to dopiero po kolacji. Byl zreszta glodny, a pora wieczornego posilku wlasnie sie zblizala.
Pozegnal pania Bennett i wskoczyl na rower, aby wrocic do domu. Mama krzatala sie w kuchni przy kolacji, ojciec czytal z fajka w zebach popoludniowa gazete. Powital Boba usmiechem.
– Jak sie masz, synku – powiedzial. – Zdaje mi sie, ze wrociles dzis do domu z taka iloscia blota, ze trzeba bedzie postawic naszej pralce wymagania znacznie przekraczajace najsmielsze przechwalki jej producenta.
– Zgadza sie, tato – potwierdzil Bob. – Wpadlem do jakiejs dziury. W pierwszej chwili pomyslalem, ze to ruchome piaski, ale okazalo sie, ze to zwykla jama pelna wody i blota.
– Ruchome piaski? Kurzawka? O ile wiem, w tej okolicy nigdy nie slyszano o czyms takim.
– Ale nie chodzi o Rocky Beach – powiedzial Bob. – To mi sie przydarzylo w Seaside. Zajmujemy sie sprawa, ktora zaprowadzila nas do tego miasta. Badalismy jedna z tamtejszych jaskin.
Ojciec Boba kiwnal glowa i odlozyl gazete.
– W dawnych czasach zapuszczenie nosa do ktorejs z nich moglo kosztowac zycie. Mnostwo jaskin w okolicach Przyladka Wiedzm uzywanych bylo przez przemytnikow alkoholu, a jeszcze wczesniej przez piratow.
– Tez o tym slyszalem – powiedzial Bob. – A dopiero co przegladalem w czytelni ksiazke, w ktorej jest napisane, ze Seaside umarlo, zanim jeszcze zaczelo sie rozwijac. Slyszales cos o tym?
Jego ojciec byl dziennikarzem, ktory zdawal sie miec sekretne skrytki w swej pamieci. I tym razem kiwnal potakujaco glowa.
– Mnostwo ludzi, ktorzy zle ocenili perspektywy tego miasta, stracilo ostatnia koszule i musialo oglosic upadlosc. Po wielkim pozarze wesolego miasteczka szczescie zupelnie opuscilo Seaside.
– Nie odnioslem az tak zlego wrazenia. Miasto jest takie, jak nasze Rocky Beach.
Pan Andrews usmiechnal sie.
– Mieli cale piecdziesiat lat na odbudowanie go i teraz jest to ruchliwe, pelne zycia miasteczko. Ale daleko mu do tego, czym mialo byc – wielkim centrum wypoczynkowym. W tej chwili jest to jeszcze jedna miescina, w ktorej ludzie zyja i robia pieniadze.
– Szkoda – powiedzial Bob. – Czytalem, ze zaczeli nawet budowe podziemnej kolei, ale nigdy jej nie ukonczyli.
Pan Andrews pochylil sie.
– Jeden z glownych inwestorow, ktorzy planowali rozwoj miasta, zaplacil zyciem za decyzje o przerwaniu budowy. Popelnil samobojstwo po stracie calego swego majatku, wlozonego w budowe kolei podziemnej. – Zmarszczyl brwi i puscil klab dymu z fajki. – Nie pamietam w tej chwili jego nazwiska, ale byl to facet duzego formatu i mial wielkie aspiracje. Gdyby wystarczajaca liczba osob podzielila jego entuzjazm i przekonanie, Seaside moglo bylo stac sie tym, co on sobie wymarzyl – najwiekszym miastem wypoczynku i rozrywki ze wszystkich po tej stronie kontynentu.
Z korytarza doszedl wyrazny i czysty glos mamy Boba.
– Kolacja gotowa!
Bob chetnie posluchalby jeszcze tych opowiesci, ale ojciec wstal z fotela i poszedl do stolu. Bob podazyl za nim. Mial juz zreszta wystarczajaco wiele do opowiedzenia Jupiterowi.
– Twierdze, ze powinnismy zaprzestac szukania psa pana Allena – powtarzal stanowczo Pete. – Dla niego jest to wylacznie sprawa odzyskania ulubienca, ktory mu zaginal, ale dla mnie oznacza to takze narazanie sie na spotkanie ze smokiem i tymi dwoma podejrzanymi typami w kombinezonach do nurkowania, ktorzy maja naladowane kusze i zdaje sie nie lubia dzieci. By nie wspomniec o blotnistych dziurach, wciagajacych ludzi, ktorzy w nie wpadli, ani o schodkach, ktore zalamuja sie pod nogami, kiedy sie po nich zbiega. Do tego jeszcze to telefoniczne ostrzezenie od licho wie kogo, zeby sie trzymac z daleka od jego jaskini. Powinnismy potraktowac je jako dobra rade, zwlaszcza jezeli pochodzi od jakiegos umarlaka!
Bob wytrzeszczyl oczy ze zdziwienia.
– O czym ty gadasz?
Bylo juz mniej wiecej godzine po kolacji. Chlopcy spotkali sie znowu w Kwaterze Glownej, zeby przedyskutowac dalsze kroki.
– Posluchaj, Bob, kiedy poszedles do domu, zeby zmienic ubranie – wyjasnil Jupiter – mielismy tu jakis tajemniczy telefon. – Nastepnie opowiedzial Bobowi wszystko, przytaczajac slowo w slowo tresc ostrzezenia.
– To mi wyglada na jakis glupi kawal – stwierdzil Bob, krzywiac usta. – A jak nie, to ktos chce nam dac do zrozumienia, ze nie jestesmy mile widziani w okolicach tej jaskini.
Twarz Jupitera przybrala doskonale znana obu chlopcom, stanowcza mine.
– Do tej pory nie znalezlismy nic, co by moglo miec jakis zwiazek z tym tajemniczym smokiem. Proponuje, zebysmy skoczyli tam dzis wieczorem, aby rozejrzec sie jeszcze raz.
– Przeglosujmy to – rzucil predko Pete. – Ja glosuje za tym, zebysmy na razie zostawili te sprawe. Kto jest za, niech powie “tak”!
– Tak! Tak! Tak! – powtorzyl trzykrotnie Czarnobrody, tresowany szpak, ktorego klatka wisiala nad biurkiem w Kwaterze Glownej.
– Spokoj tam! – krzyknal Pete. – Nie jestes pelnoprawnym czlonkiem tego klubu. Ciesz sie, ze mozesz tu mieszkac!
– Umarli nie opowiadaja bajek! – zaskrzeczal Czarnobrody, a potem zasmial sie przerazliwie.
Bob spojrzal na Jupitera.
– Moze uslyszales wlasnie to skrzeczenie Czarnobrodego.
Jupiter zaprzeczyl ruchem glowy.
– Nie, Bob. Wypowiedzial to ktos, kto sprawial wrazenie, ze ma jakies klopoty z oddychaniem i mowieniem. Jezeli chcial swiadomie podrobic glos umierajacego czlowieka, albo nawet ducha, to calkowicie mu sie to udalo. Brzmialo to naprawde przerazajaco, prawda, Pete?
Pete wzruszyl ramionami.
– Nie bardziej niz inne rzeczy, ktore przydarzyly sie nam do tej pory. Jezeli jeszcze nie osiwialem – dodal odrzucajac do tylu wlosy – prawdopodobnie stanie sie to juz jutro.
Jupiter rozesmial sie szczerzac zeby.
– Co ty, Pete, przeciez nie miales wiekszego cykora niz my dwaj. Udajesz tylko.
– Zakladasz sie?
W odpowiedzi Jupiter podniosl sluchawke telefonu.
– Ide o zaklad, ze kiedy Worthington podjedzie po nas swoim rolls-roycem, bedziesz chcial z nami jechac!