Tajemnica Kaszl?cego Smoka - Hitchcock Alfred (книги бесплатно читать без .txt) 📗
– Moge sie zalozyc, Harry, ze te dzieciaki wbiegly tu do srodka. Szkoda, ze dales sie przewrocic tej fali, bo musialem na chwile stracic ich z oczu.
– Jezeli tu sa, to zaraz ich znajdziemy – odpowiedzial drugi glos. – A jezeli ich tu nie ma, zabieramy sie do roboty.
Trzej Detektywi wstrzymali oddech widzac, ze pierwszy z przybyszow omiata swiatlem latarki sciany jaskini. Jupiter, ciagle na czworakach, przylgnal twarza do szczeliny miedzy listwami.
Bob i Pete przykucneli tuz za nim, z oczami wlepionymi w waski przeswit.
Obaj faceci w czarnych kombinezonach odeszli w glab jaskini. Szuranie ich pletw na piasku ucichlo troche. Gdzies od miejsca, w ktorym znajdowal sie gleboki dol, doszedl zgrzytliwy glos drugiego z nich.
– Musialo ci sie wydawac, Jack. Nikogo tu nie ma.
– Przypuszczalnie uciekli na gore po tych drugich schodkach.
Uszu chlopcow dobieglo jakies niewyrazne klapniecie, a potem zapadla cisza. Jupiter nic juz nie widzial ani nie slyszal, totez odsunal sie od szczeliny. Czul, ze w nosie ma pelno piasku i kurzu. Zastanawial sie, czy jego koledzy nie maja podobnych problemow. Przypadkowe kichniecie mogloby sie okazac tragedia.
– Zadnego kichania – szepnal. – Zakryjcie sobie nosy.
Chlopcy poslusznie poddali sie jego zadaniu. Cala trojka czekala w nerwowym napieciu na dalszy rozwoj wypadkow. W jaskini zapanowal jednak znowu mrok i cisza. W koncu Jupiter podniosl sie na nogi.
– Poszli – szepnal. – Wymykamy sie stad, poki to mozliwe.
Odkopali osypujacy sie piasek i ostroznie odsuneli poluzowana deske.
– Jupe, tym razem idz pierwszy – szepnal Pete. – Jezeli ty dasz rade sie przecisnac, to nam pojdzie tym latwiej.
Jupiter z usmiechem poddal sie jego sugestii.
W chwile potem przemkneli do wylotu jaskini i zaczeli nasluchiwac. Wszedzie wokol panowala cisza. Spokojnie zasuneli deske na miejsce i zgarneli piasek, aby ja umocowac.
Jupiter wyprostowal sie i spojrzal na zegarek. Poczul, ze serce wali mu w piersi jak mlot.
– Minely juz przeszlo trzy godziny – szepnal. – Hans na pewno od dawna na nas czeka.