Tomek na Czarnym L?dzie - Szklarski Alfred (читать бесплатно полные книги .TXT) 📗
CZARNE OKO
Od kilkunastu godzin lowcy znajdowali sie w pociagu jadacym z Nairobi do Kisumu, skad mieli wyruszyc konno do Ugandy. Tomek zmeczyl sie juz obserwowaniem okolicy z okna wagonu. Korzystajac z drzemki towarzyszy podrozy, postanowil napisac list do Sally. Wyjal konieczne przybory i zaczal pisac:
Nairobi -Kisumu, dnia 5 sierpnia 1903 r.
Droga Sally!
Zdziwisz sie pewnie, ze zaledwie w kilka dni po wyslaniu do Ciebie listu z Nairobi pisze zaraz nastepny. Otoz niepredko bede mial teraz do tego okazje, zblizamy sie bowiem do Ugandy, kraju pokrytego dzungla. Nie wiem, ile czasu zajmie nam tropienie goryli i okapi. Prawdopodobnie potrwa to kilka tygodni, lecz kto jest w stanie wszystko przewidziec? Zdaniem pana Huntera, ktory przeciez zna sie na rzeczy, sprawa nie bedzielatwa. Napisze wiec znow do Ciebie dopiero po zakonczeniu lowow na goryle i okapi.
W poprzednim liscie opisalem juz, w jaki sposob zwerbowalismy na wyprawe wspanialych wojownikow masajskich. Znasz rowniez przebieg polowania na lwy pozerajace ludzi. Przede wszystkim musze Cie uspokoic co do kochanego Dinga. Otoz nasz wspolny ulubieniec nie jest juz wcale zdenerwowany niebezpieczna przygoda z lwami i wesolo macha ogonem na widok dzikich zwierzat, ktore od czasu do czasu widzimy obydwaj z okna pedzacego pociagu. Wlasnie zapomnialem wspomniec, ze list ten pisze w wagonie kolejowym w drodze z Nairobi do Kisumu. Skoro juz jednak o tym mowa, to musze wyjasnic, ze budowa linii kolejowej w tym wyzynnym, a nawet miejscami gorzystym kraju, wcale nie byla latwym przedsiewzieciem. Odleglosc miedzy Mombasa i Kisumu, a wiec od Oceanu Indyjskiego az do Jeziora Wiktorii, wynosi prawie piecset osiemdziesiat mil angielskich30 [30 Mila angielska – 1.600932 km.]. Poczawszy od Mombasy przez trzysta czterdziesci szesc mil tor wspina sie na wyzyne, osiagajac na krancu doliny Rift, na terytorium Kikuju, wysokosc siedmiu tysiecy szesciuset stop nad poziomem morza. Dalej pociag zjezdzal wspanialymi wiaduktami, zawieszonymi niemal w powietrzu nad przepasciami, do doliny znajdujacej sie na wysokosci szesciu tysiecy stop. Wkrotce jednak znow zaczelismy sie piac pod gore i teraz przejezdzamy przez gory Mau. Obecnie znajdujemy sie osiem tysiecy stop nad poziomem morza, lecz w okolicy Kisumu wysokosc wyzyny wyniesie niecale cztery tysiace.
Nie wiem, czy takie wiadomosci beda Cie interesowaly, koncze wiec juz pisanie na ten temat i przechodze do innych spraw. W Kenii jest moc roznej zwierzyny. Moze pomyslisz o mnie cos niepochlebnego, lecz mimo to musze sie przyznac, ze nie odczuwam wielkiego zadowolenia strzelajac do dzikich zwierzat. Pan Smuga i Tatus chwala mnie za to, lecz bosman Nowicki smieje sie i twierdzi, ze jestem “ciapa”. Kiedy pierwszy raz zwierzylem mu sie, ze zal mi zastrzelonych lwow, wzruszyl ramionami mowiac: “Umrzesz, brachu, z glodu, patrzac na zywa tlusta kure!” Mescherje, ktorego znasz z poprzedniego listu, jest tego samego zdania co bosman. Uwaza mianowicie, ze jezeli sam nie zabije i nie zje dzikiego zwierzecia, to ono pozre go bez chwili wahania. Sam juz nie wiem, co mam o tym wszystkim myslec. W kazdym razie wole chwytac zywe zwierzeta, niz pozbawiac je zycia.
Musze Ci jeszcze powiedziec, ze wszyscy bardzo polubilismy Mescherje. Oczywiscie jest dowodca naszej masajskiej eskorty. Mescherje niczym sie nie przejmuje. Nie odklada z rak broni i mowi: “Mam karabin, nie boje sie nawet Niam-Niam.” Niam-Niam to plemie ludozercow mieszkajacych w Afryce Srodkowej. Troszke mi sie robi goraco, gdy pomysle o kanibalach, ale ojciec nie posadza ich o okrucienstwo. Wierza oni jakoby, iz przez zjedzenie zabitego wroga nie tylko niszcza go doszczetnie, lecz przejmuja rowniez w ten sposob jego odwage. Pocieszam sie, ze nie idziemy w tamte strony w nieprzyjaznych celach…
W tej chwili bosman Nowicki usiadl na lawce obok Tomka. Przyjrzal sie gorliwie piszacemu chlopcu i zapytal:
– Co tak skrobiesz piorzyskiem, brachu? Pewno piszesz pamietnik?
Tomek uniosl glowe znad listu.
– Kto by tam chcial czytac moj pamietnik! Po prostu pisze list, panie bosmanie – mruknal.
– Pewno do wujostwa Karskich!
– Nie do wujostwa! Do nich wyslalem list z Nairobi.
– To chyba znow skrobiesz do tej milej turkaweczki z Australii – rozesmial sie bosman.
– Dlaczego pan nazywa Sally turkaweczka?
– Nie zagaduj mnie, brachu! Przeciez do niej takze pisales list z Nairobi!
– No tak, pisalem, ale Sally na pewno klopocze sie o Dinga, wiec musze ja uspokoic.
– A pisz sobie, ladna turkaweczka. Cos tam juz nasmarowal?
– Przeczytac panu?
– Czytaj, brachu, tylko wolno, zebym dobrze zrozumial – zgodzil sie bosman siadajac wygodniej. Nabil fajke tytoniem i puszczajac kleby blekitnego dymu sluchal uwaznie.
– No, no, niczego nawet! Moglbys smarowac do gazet – pochwalil, gdy Tomek skonczyl czytanie.
– Czy naprawde uwaza pan, ze dobrze napisalem?
– Byczo! List jak cacko.
– To dobrze, bo Sally czyta moje listy kolezankom.
– Obiecaj jej teraz jakis prezent. Wiesz co? Mam mysl. Podaruj jej skore tego lwa, ktoregosmy wspolnie zarabali.
– Czy to bedzie odpowiedni upominek dla niej?
– Jasne jak slonce, ze tak! Powiesi ja sobie nad lozkiem, a co na nia pusci oczko, to zaraz pomysli o tobie. Przeciez nie mozesz jej obiecac takiej bransoletki na reke, jak to nosza Masajki. Jak by ona wygladala w ciezkiej rurze?
Tomek wybuchnal smiechem i zawolal:
– Jest pan dzisiaj prawdziwa skarbnica wspanialych pomyslow.
– Ha, kochany brachu! Niejeden juz list smarowalo sie w zyciu do swej lubej. Wprawa tez cos znaczy! – chelpliwie stwierdzil bosman.
– Sally wcale nie jest moja luba – zaprotestowal Tomek.
– Tak to mowisz, obludniku? A kogo to, za przeproszeniem, nazywasz “droga Sally”?
– To tylko taki zwrot stosowany w korespondencji – bronil sie chlopiec.
– Ano, czlowiek tak sie zwraca i zwraca, az sie przewroci – smial sie bosman. – Dalej, koncz skrobanine!
Tomek pochylil sie nad listem. Bosman przysunal sie blizej i czytal po cichu:
Przygotowalem dla Ciebie pamiatke z Afryki. Za rada mego przyjaciela i opiekuna, bosmana Nowickiego, ofiaruje Ci skore lwa, ktorego wspolnie upolowalismy. Bedziesz mogla ja powiesic nad lozkiem. Obecnie skore te wyprawiaja Masajowie. Po powrocie do Nairobi wysle upominek poczta. Teraz koncze pisanie, gdyz niezadlugo wysiadamy w Kisumu. Przesylam Ci moc pozdrowien od siebie i Dinga.
Tomek Wilmowski
– Napisz Sally, ze ja pozdrawiam – dodal bosman.
– Zaraz to zrobie. Na pewno bardzo sie ucieszy – zapewnil Tomek.
Po chwili wlozyl list do koperty, ktora schowal do kieszeni.
– Za dwie godziny bedziemy w Kisumu – oznajmil Wilmowski wchodzac do przedzialu. – Czy czujecie podmuch wilgotnego powietrza?
– Co bylby wart nos marynarza, ktory by nie zweszyl wody – odparl bosman.
– Tatusiu, czy z Kisumu zaraz wyruszymy w dalsza droge? – zapytal chlopiec.
– Tak, Tomku. Powinnismy sie znalezc w Bugandzie jak najszybciej. W pazdzierniku rozpoczyna sie pora deszczowa, a wtedy nie za dobrze sie poluje.
Tomek wyjrzal oknem. Wokol ciagnely sie “dosc lagodne pagorki porosle wysokimi, rozlozystymi drzewami. Chlopiec pomyslal, ze wkrotce rusza konno w kierunku granicy Ugandy, lecz po raz pierwszy od chwili wyladowania w Afryce nie odczul radosci. Ogarnal go jakis niepokoj. Zaczal sie zastanawiac, co tez oczekuje ich w glebi tajemniczego kontynentu podczas polowania na goryle i okapi. Hunter obawial sie tych lowow. Tak wytrawnego tropiciela nie mozna bylo posadzac o tchorzostwo. Jezeli uprzednio odmowil uczestniczenia w wyprawie na okapi, to nie ulegalo watpliwosci, ze przedstawiala ona powazne ryzyko. Tomek przypomnial sobie teraz Pigmejczykow Bambutte i ich zatrute strzaly, ludozercow oraz straszliwe dzikie goryle, lecz zaraz odegnal od siebie przykre mysli; niefrasobliwe usposobienie zawsze bralo w nim gore.
“Mimo wszystko pan Hunter idzie z nami – pomyslal. – Co mi tam wszyscy Pigmejczycy, ludozercy i malpy, skoro tatus i inni przyjaciele wcale sie ich nie boja! Nie mam sie czego lekac.”
Natychmiast tez poprawil mu sie humor. Poglaskal Dinga po kosmatym lbie szepczac:
– Pamietam o tobie, kochany piesku. Gdy wysiadziemy z pociagu, nalozymy stroje ochronne przeciw tse-tse i nic nam sie nie stanie.
Tymczasem pociag wtoczyl sie na stacje w Kisumu. Byla to wowczas mala osada, zamieszkiwana zaledwie przez trzech Europejczykow oraz kilkunastu Indusow i Murzynow. Poza paroma niskimi, bialymi domkami byly w niej tylko murzynskie chaty, pobudowane wokol zatoki Kawirondo na lagodnych, zielonych pagorkach.
Tomek nie mial czasu przygladac sie barwnym roslinom tropikalnym, poniewaz zaczeto wyladowywac z magazynu bagaze, ktore przybyly do Kisumu przed nimi. Hunter okazal sie bardzo praktyczny. Odnalazl znajomego Indusa trudniacego sie przewozeniem towarow wozami i wynajal go na dwa dni. Po kilkugodzinnej pracy wszystkie paki byly zaladowane na furgony. Tomek zaledwie zdazyl spojrzec na najwieksze jezioro Afryki31 [31 Jezioro Wiktorii (Victoria Nyanza). odkryte w 1858 r. przez Speke’a, lezy na wysokosci 1134 m n.p.m. Jego dlugosc wynosi okolo 400 km, szerokosc okolo 250 km, glebokosc do 80 m, a dlugosc linii brzegowej ponad 7000 km. Uchodza do niego: Kagera (rzeka zrodlowa Nilu), Mara, Nzoia; wyplywa zen Nil Wiktorii.], a juz dano haslo do odjazdu. Masajowie pod dowodztwem Mescherje tworzyli czolo karawany. Swisnely dlugie baty woznicow. Wypoczete, silne woly razno ruszyly naprzod. Lowcy jechali stepa za wozami.
Niecale sto kilometrow dzielilo podroznikow od granicy Ugandy. Indusi wraz z furgonami zgodzili sie towarzyszyc lowcom do rzeki Nzoia. Tam, wedlug zapewnien woznicow, mozna bylo wynajac Murzynow do niesienia bagazy.