Wehikuł Wyobraźni - Boruń Krzysztof (читать полностью книгу без регистрации txt) 📗
…po tych osiągnięciach problem „wiedzy w pigułkach” stał się moją obsesją. Niestety! Próby wprowadzenia informacji przez przewód pokarmowy nie dawały pożądanych rezultatów — kończyły się zawsze rozkładem białek przez enzymy układu trawiennego lub — w najlepszym razie — zmianami strukturalnymi, co oczywiście przekreślało pożądany rezultat. Pomyślałem wtedy, że widocznie zbyt wielka różnica dzieli ssaki od płazińców… Lecz kiedy wróciłem myślą do tych ostatnich i przejrzałem raz jeszcze protokoły pierwszych eksperymentów, zrozumiałem nagle ………………………………………..………………………………………………………
…pojmuje pan? Te inhibitory, katalizatory ujemne, stanowią osłonę dla informin wprowadzanych do obcego immunologicznie organizmu! Dopóki wypławki pożerały swych towarzyszy w całości, eksperyment udawała się znakomicie, a w przypadku wypreparowania samej tkanki nerwowej……………………………………………………………………………
…wówczas informiny rozkładają się bardzo szybko! Nawet kilkuminutowy okres między pobraniem ich z żywego organizmu dawcy a wchłonięciem przez biorcę — w praktyce wyklucza pozytywny wynik. Jednym słowem, materiał musi być świeży, zupełnie świeży, a poza tym podany łącznie z inhibitorem. Moim obiektom doświadczalnym podawałem tkankę mózgową wraz z niektórymi innymi organami. Wyniki były dobre, ostatnio nawet bardzo dobre! Rozumie pan co to oznacza! Stąd już tylko krok……………………………………………………………
…znane są ze swej inteligencji i zmyślności. Eksperyment przeobrażał je w sposób zdumiewający! Pan zdaje sobie sprawę, że mózg człowieka jest wykorzystywany zaledwie w niewielkim stopniu. To samo dotyczy innych kręgowców.
Używam oczywiście dzikich egzemplarzy, te są najlepsze. Co za sprytne bestie! Otrzaskane ze współczesną cywilizacją wielkomiejską, o wspaniale wyostrzonych zmysłach. Zgromadziłem ich — nie bez trudu — około trzystu sztuk. Znakomity, wdzięczny materiał do doświadczeń.
Lecz kiedy wszystko już było na najlepszej drodze, odszedł mój laborant. Pracował u mnie od lat. Nie spodziewałem się tego po nim: po prostu zniknął pewnego dnia… Zalegałem z wypłatą jego pensji, to prawda. Ale przecież wiedział, jaka jest sytuacja. Mieszkał ze mną, znał wszystkie moje kłopoty. Od tej chwili musiałem wszystko robić sam, przez co tempo doświadczeń znacznie osłabło. W ciągu ostatniego tygodnia musiałem obsługiwać zwierzętarnię, sporządzać preparaty, robić codzienne obserwacje ………………………………………………………………………
…i widocznie nie zamknąłem zbyt dokładnie, bo gdy następnego dnia rano zszedłem na dół, zostałem zaatakowany. Tak, ponad wszelką wątpliwość to był atak. Stwierdziłem to, gdy po pierwszej ucieczce, ochłonąwszy nieco, wróciłem i próbowałem wejść …………………………
… ot, i wszystko.
Borel milczał długo, wreszcie odezwał się znowu:
— Nadużywam pańskiej uprzejmości — powiedział pokornie. — Ale jeśliby mi pan nie odmówił, byłbym panu zobowiązany nade wszystko…
Dobierał słów przez kilka minut, zanim poprosił mnie wreszcie, abym z nim tam pojechał. Zgodziłem się.
— To tutaj, drzwi są zatrzaśnięte, ale klucz na szczęście miałem przy sobie, gdy… wychodziłem — powiedział, kiedy stanęliśmy przed niewielką willą przy bocznej, prawie nie zabudowanej uliczce na przedmieściu. — Chodźmy na dół, powinny być tam…
Zeszliśmy po kilku schodkach. Borel ostrożnie uchylił jakieś drzwi, za którymi paliła się słaba żarówka. Zajrzał przez szparę.
— Dziwne — powiedział. — Wygląda na to, że… — zmieszał się wyraźnie. — Czyżbym był aż tak przemęczony? Halucynacje?
Spojrzałem przez jego ramię do wnętrza piwnicznego pomieszczenia.
— Wszystko pozamykane… — mamrotał w osłupieniu.
— Widocznie to jednak zmęczenie, profesorze — powiedziałem prowadząc go na górę. Po chwili zasnął w fotelu, więc przeniosłem go na tapczan i zdjąłem mu buty …………………………………………………………………………….
…ten sen tak mnie wzburzył wewnętrznie, że zaraz z samego rana zatelefonowałem pod numer, który podano mi w biurze informacji. Telefon nie odpowiadał.
Poczułem wyrzuty sumienia. Borel nie wyglądał wczoraj na chorego, ale chyba nie należało zostawiać go ………………………………………………………………………………………
…drzwi były otwarte. Wszedłem do sieni, potem po schodach na górę. Nie było go tam, więc zszedłem do piwnicy. Drzwi zwierzętami były uchylone ………………………………………… niektóre były otwarte. Wzdłuż nich chodził jeden dorodny egzemplarz i wprawnymi ruchami przednich kończyn domykał zasuwki drzwiczek. Gdy stanąłem w uchylonych drzwiach — teraz wiem, że zrobiłem to niepotrzebnie, a w każdym razie za wcześnie — spojrzał na minie, chwilę trwał w bezruchu, a potem wydał donośny pisk. Posypały się hurmem w moją stronę, część rzuciła się do zamkniętych klatek, by uwolnić towarzyszy. Odskakując do tyłu, dostrzegłem w kącie zwierzętami stary but, jeden z tych, które wczoraj tam, na górze, zdjąłem z nóg Borela …………………………………………….
…teraz wiem, że zrobiłem głupstwo, kryjąc się tutaj. Wprawdzie ściany i blaszane drzwi zapewniają mi bezpieczeństwo, lecz nie ma stąd wyjścia — przynajmniej na razie. Okna też nie ma. Pod nogami mam gołą ziemię, w rogu stoi kilka skrzynek — chyba pustych. Z sufitu zwiesza się żarówka, brudna i opleciona pajęczyną. Gdy tu wszedłem, od razu zauważyłem ten kopczyk ziemi pod ścianą, przysypujący coś, co jednak sterczy tu i ówdzie, bielejąc w mroku. Po prostu nie mogę zmusić się, by podejść i sprawdzić, potwierdzić swój domysł ………………………………………………………………………………..
…myślałem nad tym, aż wreszcie, w jednej chwili zrozumiałem wszystko! One musiały już wiedzieć, na czym to polega. Musiały zrozumieć istotę metody Borela. Ten laborant, który zniknął………………………………………………………………………………………………
…lecz wciąż im tego za mało! Wiedzą, że oto otworzyły się przed ich gatunkiem wspaniałe perspektywy rozwoju! Będą zazdrośnie strzec tajemnicy, którą znam ja… no i ci, którzy może odnajdą i przeczytają ten notatnik. Dlatego należy być przygotowanym na wszystko. Byle stąd wyjść. Wydostać się, działać, ostrzec ………………………………………………..
…znów ten szmer. Chyba jednak w rurach kanalizacyjnych. Coraz głośniej, jakby skrobanie… Z czego są te rury, czy przypadkiem nie z tworzywa sztucznego, bo jeśli tak, to.. Muszę sprawdzić!
Redakcja przeprasza Czytelników za liczne luki w powyższym tekście, spowodowane uazkodzeinierj rękopisu, prawdopodobnie przez szczury.
Janusz A. Zajdel
Prognozja
Przyjechałem nieco za wcześnie: zegar na przystanku wskazywał kilka minut po wpół do trzeciej. Upał był nieznośny. Mijałem uliczny ogródek jakiejś kawiarni, zatłoczony, lecz pewien starszy jegomość zwalniał właśnie swój stolik. Wstąpiłem w nadziei, że dostanę tu coś chłodnego do picia.
Siedziałem tuż przy niskim ogrodzeniu. Oczekując na kelnerkę, która zniknęła we wnętrzu i nie pojawiała się przez czas dłuższy, obserwowałem ruch na tej wąskiej i zapchanej zwykle samochodami ulicy. Dziś pojazdy poruszały się powoli, jakby i one były zmęczone upałem, a przechodnie snuli się w porozpinanych ubraniach, zgrzani i przytłoczeni nieruchomą galaretą gorącego powietrza. W takie dni człowiek ma uczucie, jakby czas zwolnił swój bieg. Myśli przepływają leniwie i omijają skrzętnie wszelkie poważne zagadnienia, krążąc raczej wokół piaszczystych plaż nadmorskich czy choćby miejskich basenów kąpielowych…
— Czy można usiąść koło pana? Podniosłem głowę Pytający stał nade mną w kolorowej koszuli, spocony jak wszyscy i z wyrazem zmęczenia na twarzy.
— Proszę bardzo — powiedziałem. — Na nikogo nie czekam, to miejsce jest wolne.
Usiadł. Nie był miody, włosy zaczynały mu już siwieć. Czoło poprzecinane długimi, poziomymi zmarszczkami i pomarszczona twarz z iskrzącymi się kropelkami potu zdradzały człowieka, który nie miał lekkiego życia.
Tak go przynajmniej oceniłem. Lubię czasem czytać w ludzkich twarzach, by potem konfrontować swe spostrzeżenia z rzeczywistością. Musiał zauważyć, że przyglądam mu się zbyt długo, bo poruszył się niespokojnie i podniósłszy oczy zapytał: