Diabelska Maskarada - Hemerling Marek (версия книг .TXT) 📗
KALECZYSZ MASKE SWIATA
– Ja chyba zwariuje.
Wprawnym ruchem zarepetowal bron i kluczac jak scigane zwierze, pobiegl w nieznane. Wszystko juz dawno przestalo miec jakiekolwiek znaczenie. Liczyl sie tylko on sam – Tom Edgins – a raczej to, co z niego zostalo: cierpienie, strach, nienawisc. I chec odwetu.
– Zobaczymy teraz, jacy jestescie odwazni – myslal dopadajac do szczytu upatrzonego rumowiska. – Banda gowniarzy, polujaca na bezbronnego. Parszywe, zadowolone z siebie skurwiele!
Mial ich jak na dloni. Naliczyl szesnascie pojazdow. Strzelaly na oslep, kierujac sie w strone kanionu.
– Pudlo – mruknal Edgins, biorac na cel laciaty bok najblizszego. – Juz mnie tam nie znajdziecie. Gdybym mogl was wytluc jedna salwa…
Zamknal obwod eksplodera. Grzmotnelo az milo. Blyskawicznie przerzucil wizjer celownika na nastepny pojazd, potem oderwal bron od ramienia i wyprostowal sie powoli. Bylo juz po wszystkim.
Przewiesil atatron przez plecy i odwrocony tylem do miejsca potyczki, zaczal schodzic ze szczytu rumowiska. Osiemnascie plonacych wrakow otaczalo kanion ognistym rozancem. Koniec. Zalatwil ich. Nie mial tu juz nic do roboty.
– To nie bylo wcale takie trudne – myslal. Ogarnelo go cos w rodzaju zadowolenia. Uczucie tepego triumfu i satysfakcji.
Kawalek dalej wyszedl na gladki teren. Ciagle padal deszcz, czy jak to tam nazwac. Burza, ktora pojawila sie w najbardziej odpowiednim momencie. I ten atatron – ciagle czul jego ciezar. Masywna kolba walila w plecy, przypominajac z kazdym krokiem o swojej krzepiacej obecnosci.
Na tle sinofioletowych chmur przesunal sie maly, czarny punkcik. Basowy pomruk rosl w miare jak nowy obiekt zmniejszal dystans dzielacy go od miejsca niedawnego starcia.
– Nastepny – pomyslal Edgins, a bron nie wiadomo kiedy mile zaciazyla w dloniach. Nawet nie przyszlo mu do glowy, zeby sie ukryc. Wzial intruza na cel. W powiekszajacej szczelinie wizjera rozpoznal sylwetke spacerowego VAC-a. Na takich jednostkach nie bylo miejsca na zainstalowanie uzbrojenia. Uspokojony opuscil miotacz i ruszyl swoja droga.