Tajemnica Jeczacej Jaskini - Hitchcock Alfred (книги онлайн без регистрации полностью .TXT) 📗
Slowa byly odwazne, ale w glosie pani Dalton wyczuwalo sie niepokoj.
– Jak pan mysli, co to za jek, kto go wydaje? – Jupiter zwrocil sie do Hardina.
Rzadca spojrzal na niego powaznie.
– Nie wiem, chlopcze. Nikt nie wie. Szukalismy i nie znalezlismy niczego. W kazdym razie niczego, co da sie zobaczyc – oczy Luka rozblysly w ciemnosciach – Indianie zawsze mowili, ze nikt nie moze zobaczyc Starucha.
ROZDZIAL 3. Ucieczka El Diablo
– Luke! – krzyknela pani Dalton.
– Nie mowie, ze wierze w te historie – powiedzial rzadca. – Czlowiek musi widziec rzeczy takimi, jakie sa. Ta jaskinia zaczela znowu jeczec i jak dotad nikomu nie udalo sie wyjasnic dlaczego. Jesli to nie jest Staruch, to co to, wedlug pani, jest?
Z tymi slowami Luke Hardin zszedl z ganku i skierowal sie do chaty. Pani Dalton spogladala za nim ze smutkiem.
– Mysle, ze to zmienilo nas wszystkich – powiedziala. – Luke jest jednym z najodwazniejszych ludzi, jakich znam, i nigdy nie slyszalam, zeby mowil w ten sposob.
– Zastanawiam sie, dlaczego zdecydowal sie powiedziec nam o Staruchu – odezwal sie Jupiter w zamysleniu.
Pani Dalton milczala przez chwile, po czym usmiechnela sie.
– Mysle, ze Luke jest po prostu zmeczony. Wszyscy martwimy sie i pracujemy zbyt ciezko. A teraz, chlopcy, co powiecie na ciastka i mleko?
– Z przyjemnoscia cos zjemy, prosze pani – odpowiedzial Pete za nich wszystkich.
Wkrotce chlopcy zajadali ciastka w przestronnej jadalni starego domu. Kolorowe, indianskie kilimy pokrywaly podloge, umeblowanie skladalo sie z prostych, wiejskich, recznie robionych sprzetow, a jedna sciane pokoju niemal calkowicie zajmowal wielki kamienny kominek. Na scianach wisialy wypchane glowy niedzwiedzi i jeleni.
– Co to jest Staruch, prosze pani? – spytal Jupiter siegajac po nastepne ciastko.
– To stara indianska legenda. Dawno temu, kiedy pierwsi Hiszpanie przybyli do tego kraju, Indianie mowili, ze w stawie, gleboko w jaskini w Diabelskiej Gorze, zyje czarny i lsniacy potwor, ktorego zwali Staruchem.
Pete zmruzyl oczy.
– Ale skoro nikt nie moze widziec Starucha, skad wiedzieli, ze jest czarny i lsniacy?
Pani Dalton rozesmiala sie.
– No wlasnie! Widzisz, cala historia jest oczywiscie bez sensu. Przypuszczam, ze ktos cos kiedys zobaczyl, powiedzial innym, ci cos dodali od siebie i tak powstala legenda.
– Jak na to reagowali Hiszpanie? – spytal Bob.
– To bylo dawno temu i oni sami byli bardzo zabobonni – odparla pani Dalton. – Co prawda utrzymywali, ze nie wierza w istnienie potwora w jaskini, ale w miare mozliwosci starali sie unikac doliny. Tylko najodwazniejsi, jak El Diablo, weszli w glab jaskini.
– Czy moze nam pani opowiedziec cos o El Diablo? – poprosil Jupiter.
W tym momencie do pokoju wszedl pan Dalton w towarzystwie niskiego, szczuplego mezczyzny w okularach o grubych szklach. Chlopcy spotkali go juz wczesniej. Byl to profesor Walsh, gosc panstwa Daltonow.
– A, to wy, chlopcy! Slyszalem, ze byliscie w naszej pelnej tajemnic Jeczacej Dolinie? – spytal.
– Nonsens! – wybuchnal pan Dalton. – Nie dzieje sie tam nic tajemniczego. Zwykle wypadki, jakie moga sie zdarzyc na kazdym ranczo.
– Ma pan oczywiscie racje – przytaknal profesor Walsh. – Obawiam sie jednak, ze panscy pracownicy sa innego zdania. Prosci ludzie uwierza raczej w sily nadprzyrodzone, niz przyznaja sie do wlasnej nieostroznosci.
– Gdybysmy tylko mogli dowiedziec sie, co powoduje ten jek, i pokazac to im – powiedzial pan Dalton. – Po dzisiejszym wypadku strace jeszcze wiecej ludzi. Nie daja sobie nic wytlumaczyc. A przeciez Jupiter zorientowal sie od razu, ze obsuniecie kamieni spowodowaly strzaly w czasie manewrow marynarki wojennej.
– Prosze pana – odezwal sie Jupiter oficjalnym tonem – pragnelibysmy panu pomoc. Mamy pewne doswiadczenie w tego rodzaju sprawach. Byc moze pan Crenshaw wspomnial panu o tym?
– Doswiadczenie? – powtorzyl pan Dalton ze zdziwieniem. Jupiter wyjal z kieszeni dwie karty i podal panu Daltonowi. Pierwsza, wieksza, wygladala nastepujaco:
TRZEJ DETEKTYWI
Badamy wszystko
Pierwszy Detektyw…. Jupiter Jones
Drugi Detektyw… Pete Crenshaw
Dokumentacja i analizy…. Bob Andrews
Pan Dalton zmarszczyl czolo.
– Detektywi? No nie wiem, chlopcy. Obawiam sie, ze szeryfowi nie bedzie sie zbyt podobala wasza interwencja.
Profesor Walsh spojrzal na karte.
– Dlaczego tu sa znaki zapytania, chlopcy? Czyzbyscie watpili w wasze umiejetnosci?
Profesor rozesmial sie z wlasnego dowcipu.
Bob i Pete usmiechneli sie, zostawiajac kwestie do wyjasnienia Jupiterowi. Dorosli zawsze pytali o znaczenie znakow zapytania i Jupe tylko na to czekal.
– Nie, prosze pana – odparl – znaki zapytania to symbol. Oznaczaja pytania bez odpowiedzi, niewyjasnione tajemnice, roznego rodzaju zagadki, ktore my staramy sie rozwiklac. Jak dotad nie natrafilismy na taki tajemniczy przypadek, ktorego nie udaloby sie nam wyjasnic.
Ostatnie zdanie Jupiter wypowiedzial z duma. Pan Dalton tymczasem studiowal juz druga, mniejsza, zielona karte. Kazdy z chlopcow mial taka sama i kazda glosila, co nastepuje:
Zaswiadcza sie, ze posiadacz tej karty jest ochotniczym, mlodszym pomocnikiem, wspolpracujacym z policja w Rocky Beach. Bedziemy wdzieczni za wszelka udzielona mu pomoc.
Samuel Reynolds
Komendant policji
Profesor Walsh przeczytal rowniez zielona karte.
– Ho-ho, to moze zaimponowac. Istotnie macie dobre listy uwierzytelniajace.
– Wykazaliscie dzisiaj, chlopcy, wiecej zdrowego rozsadku niz polowa doroslych tutaj – powiedzial pan Dalton. – Byc moze tego nam tu trzeba: trzej chlopcy ze swiezym spojrzeniem na sprawe. Jestem pewien, ze cala ta zagadka ma proste wyjasnienie. Jesli przyrzekniecie mi, ze zachowacie ostroznosc, powiem – zgoda, badajcie sprawe!
– Bedziemy ostrozni! – wykrzykneli chlopcy chorem.
Pani Dalton usmiechnela sie.
– Jestem pewna, ze przeoczylismy cos calkiem prostego, co wszystko wyjasni.
– Moze to wiatr hula po tych wszystkich starych tunelach i stad te halasy – prychnal pan Dalton lekcewazaco.
Jupiter dokonczyl ostatnie ciastko.
– Pan przeszukiwal te jaskinie wraz z szeryfem?
– Od poczatku do konca. Wiele przejsc podziemnych jest zablokowanych przez rumowiska z ostatniego trzesienia ziemi, ale przeszukalismy wszystkie dostepne.
– Czy znalazl pan cos, co moglo wygladac jakby ostatnio uleglo jakiejs zmianie? – wypytywal Jupiter.
– Zmianie? – pan Dalton zmarszczyl czolo. – Niczego takiego nie zauwazylismy. Do czego zmierzasz, synu?
– Wie pan – wyjasnial Jupiter – slyszalem, ze te jeki zaczely sie dopiero miesiac temu. Przedtem nie slyszano ich przez piecdziesiat lat. Jesli wiatr wywoluje ten dzwiek, logicznie rzecz biorac, cos musialo sie zmienic w jaskini, by dzwiek mogl powstawac ponownie. Nie sadze, by to wiatr zmienil swa nature.
– No prosze, to czysta logika! – wykrzyknal profesor. – Moze istotnie chlopcy wyciagna pana z klopotow?
Jupiter zignorowal wtracenie Walsha.
– Dowiedzialem sie takze – ciagnal – ze jeki daja sie slyszec jedynie wieczorami, co oznaczaloby, ze nie tylko wiatr jest za nie odpowiedzialny. Zwrocil pan moze uwage, czy to zdarza sie kazdego wietrznego wieczoru?
– Nie, nie sadze – pan Dalton zaczynal byc szczerze zainteresowany. – Rozumiem, o co ci chodzi. Gdyby to byl tylko wiatr, slyszelibysmy jeki kazdego wietrznego wieczoru. Musi to wiec byc kombinacja wiatru i pewnych specjalnych warunkow otoczenia.
Profesor Walsh usmiechnal sie.
– Lub El Diablo powrocil, by noca pedzic na koniu przez doline.