Tajemnica Gadajacej Czaszki - Hitchcock Alfred (читаемые книги читать онлайн бесплатно полные txt) 📗
Rozdzial 17. Walka w ciemnosciach
Nagle kilka ciemnych postaci rzucilo sie na Mungera. Inni chwycili jego pomocnika. Trzeci mezczyzna probowal uciekac, lecz rozlegl sie tupot nog, a po chwili gniewne okrzyki wskazujace, ze ucieczka sie nie powiodla.
Tymczasem w saloniku rozgorzala walka. Trzy Palce upuscil latarke, ktora co rusz przez kogos kopana, oswietlala sceny bijatyki.
Trzej Detektywi zauwazyli, ze Mungerowi nalozono na glowe worek. Wytezajac wszystkie sily, zdolal strzasnac z siebie kilku napastnikow, lecz zaraz rzucali sie na niego nastepni. Wreszcie runal z halasem na podloge, a jego kompan zwalil sie na niego. Rzucali sie i kopali na wszystkie strony.
– Szybko! Zwiazcie im rece i nogi. I zakneblujcie ich! – rozkazal glos.
Jeszcze przez chwile toczyla sie zazarta walka. W koncu Trzy Palce i reszta bandy zostali pokonani i zwiazani. Trzy Palce zaczal sie odgrazac, ale wsadzony w usta knebel uciszyl go. Wszyscy trzej lezeli na podlodze obezwladnieni. Slychac bylo jedynie ciezkie oddechy mezczyzn, ktorzy ich pokonali.
– Bardzo dobrze – rozlegl sie znajomy glos. – Poczekajcie na zewnatrz, a ja odwiaze chlopcow.
Mezczyzni wyszli bezszelestnie. W domu zostal tylko jeden. Wlaczyl latarke i na moment oswietlil chlopcow.
– Swietnie – usmiechnal sie. – Zaden nie upadl na was i nie zostaliscie zgnieceni. Zaraz was uwolnie.
Polozyl latarke na podlodze tak, by oswietlala chlopcow, ale zeby ich nie oslepiala. Podszedl do nich z dlugim nozem. Bob i Pete zobaczyli krepego mezczyzne z duzymi wasami, ktorego nigdy wczesniej nie spotkali. Ale Jupiter rozpoznal go od razu.
– Lonzo! – krzyknal. – Cygan z domu Zeldy!
Lonzo rozesmial sie i przecial sznurki, ktorymi zwiazano chlopcow.
– Zgadza sie. Znow sie spotykamy.
– Ale… ale skad sie tu wzieliscie? – spytal Jupiter oszolomiony, podnoszac sie z podlogi i masujac nadgarstki.
– Nie ma teraz czasu na rozmowy – powiedzial Cygan. – A gdzie jest ten czlowiek?
Oswietlil latarka miejsce, w ktorym lezal Smooth Simpson, ale Smootha nie bylo. Na podlodze zostaly tylko resztki sznurka.
– Uciekl! – krzyknal Bob. – Pewnie przez caly czas rozluznial sobie sznurki na rekach, a kiedy wybuchla bojka, wymknal sie ukradkiem!
– Jest juz daleko stad – skwitowal Lonzo. – To niewazne. Mamy trzech dla policji. A teraz wyjdzcie na zewnatrz. Zelda chce z wami mowic.
Zelda! Cyganska wrozka! Jupiter wyszedl na dwor. Bob i Pete deptali mu po pietach. Przy krawezniku parkowaly trzy stare samochody. Dwa tylne pelne byly pasazerow – Cyganow. W pierwszym siedziala tylko jedna kobieta, Zelda. Nie byla w cyganskim stroju. Pewnie nie chciala zwracac na siebie uwagi.
– Nic im sie nie stalo, Zeldo – zameldowal Lonzo. – W srodku mamy trzech zwiazanych. Czwarty uciekl.
– Niewazne – powiedziala Zelda cicho. – Wsiadajcie do wozu, chlopcy. Musimy porozmawiac.
Wszyscy trzej wcisneli sie na siedzenie obok Zeldy. Lonzo zostal na strazy.
– A wiec, Jupiterze, nasze drogi znow sie skrzyzowaly. Tak bylo zapisane w gwiazdach i w krysztalowej kuli. Ciesze sie, ze zdazylismy na czas.
– Czy nas sledziliscie? – zapytal Jupiter i powoli zaczelo mu sie przejasniac w glowie.
– Tak – przyznala Zelda. – Lonzo i kilku innych mieli was na oku od czasu twojej wizyty u mnie. Krysztalowa kula pokazala niebezpieczenstwo i chcielismy cie przed nim uchronic. Lonzo sledzil tych, ktorzy sledzili ciebie. I kiedy zjawili sie tu dzis wieczorem, sprowadzil naszych ludzi na pomoc. No, ale do rzeczy. Czy znalezliscie pieniadze?
– Nie – westchnal Jupiter. – Najwyrazniej nie ma ich tutaj. A bylem taki pewien, ze Spike ukryl je w domu swojej siostry. W liscie mowi o tym niemal wprost. To jedyne logiczne rozwiazanie, jakie mi przychodzi do glowy.
– Guliwer byl przekonany, ze list Spike'a zawiera wskazowke, jak odnalezc pieniadze, ale nie potrafil jej znalezc – powiedziala Zelda.
– Znala pani Guliwera? – zapytal Jupiter.
– Jestesmy spokrewnieni. W dosc niezwykly sposob. Zalezy mi na oczyszczeniu jego imienia i mialam nadzieje, ze dzieki swojej roztropnosci rozwiazesz te zagadke. Gdzie szukaliscie pieniedzy?
– Pod tapeta – Nikt przed nami na to nie wpadl. Niestety, nie bylo ich tam.
– A skad ci to w ogole przyszlo do glowy? – spytala Zelda.
– Spike wiedzial, ze nie moze zbyt wiele wyjawic w liscie – wyjasnil Jupiter. – Wiedzial, ze bedzie cenzurowany. Wpadl wiec na bardzo sprytny pomysl.
– Na jaki pomysl, chlopcze? – dopytywala sie Zelda niecierpliwie.
– No, opowiadaj.
Tym razem odpowiedzial jej Bob:
– Zrobil cos niezwyklego ze znaczkami na kopercie. Przykleil dwa znaczki: jeden za cztery centy, a drugi za dwa. Pod czterocentowy z ucietym rogiem przykleil tez znaczek za centa. Znaczek ten byl zielony, jak dolary. Doszlismy do wniosku, ze chcial…
– Bob, zaczekaj! – krzyknal Jupiter.
Bob zamrugal oczami.
– Co sie stalo, Pierwszy? – zapytal.
– Powtorz to, co przed chwila powiedziales.
– Powiedzialem tylko, ze przykleil jednocentowy znaczek pod czterocentowym z ucietym rogiem i…
– To jest to! – krzyknal Jupiter. – To jest wskazowka!
– Jaka wskazowka? – wtracil sie Pete. Razem z Bobem i Zelda przypatrywali sie ze zdumieniem Jupiterowi, ktory az poczerwienial z emocji.
– Pani Zeldo – Jupiter zwrocil sie do Cyganki – Spike Neely mial wade wymowy. Powiedzial nam o tym inspektor Reynolds. Jakal sie i czesto poprzedzal wyrazy kilkoma “p-p-p”.
– No, dobrze, chlopcze, ale co to ma wspolnego z…
– Od jego siostry wiemy, ze na przyklad “odszedl” wymawial “p-p-p-odszedl”. A jak wymowilby slowo “rog”?
– Powiedzialby “p-p-p-rog” – odparla Zelda po chwili namyslu. Czy myslisz, ze…
– Schowal pieniadze pod progiem – wrzasnal Bob. – Byl pewien, ze Guliwer bedzie pamietal o jego wadzie wymowy i zrozumie, dlaczego ucial rog znaczka.
– Pani Miller mowila nam, ze Spike wytapetowal prawie caly dom podczas ostatniej wizyty. To nam podsunelo pomysl, ze ukryl pieniadze pod tapeta – powiedzial Jupiter podekscytowany. – Nie pomyslalem wtedy, ze naklejanie tapety na papierowe banknoty to nie najlepszy pomysl. Nie mozna jej odkleic bez uszkodzenia pieniedzy. A one tymczasem leza sobie bezpieczne pod progiem…
– Lonzo! – zawolala Zelda. – Wez narzedzia z drugiego wozu. Chodzcie tu, chlopcy.
Weszli do domu, nie zwracajac uwagi na trzech skrepowanych wiezniow na podlodze. Jupiter uwazal, ze pieniadze sa albo pod progiem pokoju dla gosci, w ktorym mieszkal wtedy Spike, albo w pokoiku na poddaszu.
Zaczeli od poddasza.
Lonzo oderwal deske progowa. Pete glosno krzyknal.
W swietle latarki zobaczyli pliki zielonych banknotow, ulozone rowniutko jeden obok drugiego!
– Pod rogiem – powtarzal Pete, mruzac oczy. – Pod rogiem. Co za pomyslowosc! Przeciez wiedzial, ze wielu ludzi rzuci sie na ten list jak sepy, probujac w nim cos znalezc. Jupe, jestes wielki!
– Powinienem zwrocic na to uwage juz wczesniej – stwierdzil Jupiter. – Pomijajac wade wymowy Spike'a, ten uciety rog powinien byl dac mi do myslenia. A biorac pod uwage fakt, iz naklejanie tapety na banknoty moglo je uszkodzic…
– To juz niewazne, chlopcze! – przerwala mu Zelda. – Spisales sie na medal. Guliwer nigdy by na to nie wpadl. Pieniadze zostaly odnalezione, przestepcy zlapani. Zaba skoczyla wysoko i uratowala sie przed glodnymi rybami w stawie – zachichotala cicho Zelda.
Jupiter zrobil taka mine, jakby dawno przewidzial rozwiazanie tej tajemniczej historii.
– To pani przeslala nam ostrzezenie, prawda?
Stara Cyganka skinela glowa.
– Rzeczywiscie, chlopcze, to ja. Moi Cyganie strzegli cie, ale ja chcialam zmobilizowac cie do najwiekszego wysilku i odnalezienia pieniedzy. I to mi sie udalo. A teraz musimy juz jechac. Zawiadomimy policje i sprawa zakonczona. Poczekajcie tu na ich przyjazd. Zajma sie pieniedzmi i tymi opryszkami na dole. Pewnie beda chcieli przesluchac i nas, ale to nie bedzie mozliwe, przynajmniej na razie.