Noc Ognistych Demonow - Hitchcock Alfred (читаем бесплатно книги полностью TXT) 📗
ROZDZIAL 8. KONFRONTACJA
Prokurator okregowy Bili Norton przywital Jupe'a jak starego przyjaciela.
– Jak widzisz, dla ciebie zawsze mam czas – powiedzial.
Jupiter polozyl przed nim swiezy numer “Los Angeles Sun”. Na pierwszej stronie, tuz pod wstepnym artykulem, widniala zapowiedz w czarnej ramce: “jutro sensacja! Zdemaskowanie rodzinnego sekretu kandydata na senatora. Czy syn Martina Morgana jest czlonkiem gangu Ognistych Demonow? Nim pojdziesz do urny, przeczytaj nasza gazete!”
Artykul wstepny relacjonowal bandycka napasc na dom starcow w Beverly Hills. Byla to luksusowa rezydencja, zamieszkana przez byle gwiazdy filmowe i inne znane osobistosci, ktore osiedlily sie tam po przejsciu na emeryture.
Bandyci zdemolowali budynek, pobili staruszkow i oproznili sejf, w ktorym rezydenci przechowywali swoje kosztownosci. Kilku pobitych przewieziono do szpitala. Z relacji ofiar wynikalo, ze napastnicy mogli byc skinheadami: nosili charakterystyczne motocyklowe kurtki nabijane metalowymi cwiekami, z wizerunkami diablow. Wszyscy byli w kominiarkach. Szczegolnym okrucienstwem wyroznial sie ich herszt – olbrzym z diabelskim tatuazem na przedramieniu. Sprawcow nie ujeto.
– Co pan o tym sadzi? – zapytal Jupiter.
– Mam prawie pewnosc, ze napadu dokonal gang Ognistych Demonow – powiedzial Bili Norton. – Ale i tym razem nie zostawili sladow. Co wiecej, maja na te noc alibi. Kilka panienek zeznalo pod przysiega, ze przebywaly z nimi od wieczora do rana.
– Chyba bym mogl panu pomoc w przyskrzynieniu gangu – powiedzial Jupiter. – Przysluga za przysluge.
Norton usmiechnal sie niewesolo. Mial watpliwosci, czy akurat w tej sprawie pomoc Trzech Detektywow bylaby skuteczna. Nad rozpracowaniem gangu biedzila sie juz od dluzszego czasu specjalna grupa FBI i jak dotad bez efektow.
– Czym ja moglbym ci sluzyc? – zapytal. Jupe wskazal na zapowiedz jutrzejszej publikacji.
– Maja zamiescic zdjecie z Nocy Ognistych Demonow – powiedzial. – Z Victorem Morganem jako czlonkiem gangu uczestniczacym w ekscesach. Trzeba temu zapobiec.
– Szanuje Martina Morgana i bardzo mu wspolczuje – Bili Norton pokrecil glowa. – Ale prasa w demokratycznym panstwie ma swoje prawa.
– A jesli uzyska pan dowod, ze fotografia jest falsyfikatem?
– Morgan bedzie mogl podac gazete do sadu – powiedzial prokurator okregowy. – Nie widze tu roli dla siebie. Jako oskarzyciel publiczny wystepuje tylko w przypadku publicznych przestepstw.
Jupe polozyl przed Nortonem fotograficzna odbitke podzielona na klatki z kolejnymi fazami montazu.
– Tak powstawalo zdjecie, ktore ma sie ukazac w jutrzejszym “Los Angeles Sun”.
Prokurator ogladal odbitke z coraz wiekszym zainteresowaniem.
– Skad to masz? – zapytal. – Znasz autora falsyfikatu?
– Wystarczy spojrzec na odwrotna strone. Papier jest sygnowany. Producent dostarcza stalym odbiorcom papier fotograficzny z ich firmowym logo.
– Co to za Tom D. Spine?
– Maly cwaniaczek. Plotka. Wazniejsze, kto mu to zlecil.
– Kto?
– Osobisty sekretarz Martina Morgana.
Bili Norton otworzyl szeroko oczy. Nawet prokurator czasami nie umie ukryc zaskoczenia.
– Morgan sam sobie zrobil harakiri? – zapytal z niedowierzaniem.
– Nic podobnego – powiedzial Jupe. – York zdradzil swojego chlebodawce. Pracuje dla innej osoby. I tu zaczyna sie sprawa, ktora powinna zainteresowac prokuratora okregowego.
Norton nadal przygladal sie probnej odbitce z klatkami ujec.
– Przedtem pytanie – odezwal sie polglosem. – Jak mozecie nam pomoc w przygwozdzeniu Ognistych Demonow?
Jupe wyjal z kieszeni rolke filmu.
– Policja ma tylko pare zdjec z ich slynnej zadymy – powiedzial. – Podobno adwokat Demonow kwestionuje ich autentycznosc.
– Nie ma klisz – potwierdzil prokurator.
– Sa. Cala rolka ujec z Nocy Ognistych Demonow. – Jupe podal Nortonowi film. – Niektore zdjecia doskonalej jakosci, odbitki zrobiono tylko z paru najgorszych. Jest tu ujecie, na ktorym dokonano falszerstwa, wmontowujac twarz Victora Morgana. Ta klisza i odbitka z fazami montazu powinny wystarczyc, by “Los Angeles Sun” odstapil od publikacji.
Bili Norton przespacerowal sie po gabinecie. Stanal przy oknie i obejrzal pod swiatlo film, klatka po klatce.
– Mamy ich – powiedzial. – FBI ucaluje cie w oba policzki.
Jupe wyobrazil sobie pocalunki szefa FBI i nie poczul entuzjazmu. Szkoda, ze agentka Federalnego Biura Sledczego nie jest Angela Morgan.
– Wolalbym inna forme wyrazenia wdziecznosci – zauwazyl.
Norton rozesmial sie i usiadl w fotelu naprzeciw Jupitera.
– Teraz opowiedz m i wszystko, co wiesz – powiedzial i wlaczyl stojacy na biurku magnetofon.
Jupe mowil okolo godziny, ilustrujac opowiesc dokumentacja. Kiedy skonczyl, prokurator zatelefonowal do redaktora naczelnego “Los Angeles Sun”.
– Czesc, Jimmy, tu Bili Norton – rzucil do sluchawki. – Zatrzymaj druk publikacji o Morganie. Mam przed soba dowody, ze fotografia to falsyfikat. Tak. Niezbite dowody. Dostarcze ci je jeszcze dzisiaj. Rozumiem, ze zal takiej sensacji, ale bedziesz mial wieksza. Bombe, ze mozg staje.
– Niech to zleci redaktorowi Andrewsowi – podpowiedzial cicho Jupe.
Norton w mig polapal sie, o co chodzi, dobrze znal ojca Boba.
– Do tej bomby najlepiej sie nada Andrews. – Norton mrugnal do Jupe'a. – Kaz mu byc w gotowosci. Niech jutro rano zadzwoni do mnie.
Odlozyl sluchawke.
– Jedna sprawe mamy z glowy – powiedzial. – Final dzis wieczorem. Dam ci znac, gdzie i kiedy. Czekajcie na moj telefon.
Byl wieczor, gdy pod skladowisko staroci zajechal czarny van ze zgaszonymi swiatlami. Wysiadlo kilku mezczyzn w kominiarkach. Od osobowego wozu, zaparkowanego dalej i takze bez swiatel, oddzielila sie jakas postac i podeszla do nich.
Peter York wskazal zamaskowanym mezczyznom tylna furtke wiodaca na teren skladowiska i kempingowa przyczepe o oswietlonych oknach.
– Zadnego halasu – rzucil szeptem. – Bierzecie ich i zawozicie do opuszczonej kopalni w Black Hill. Maja tam byc do piatku.
Jeden z mezczyzn kiwnal glowa.
– A potem?
– Dowiecie sie.
York wrocil do swego samochodu. Obserwowal, jak mezczyzni wchodza przez furtke, jak ich cienie zblizaja sie do przyczepy.
Drzwi nie byly zamkniete. Wtargneli do srodka. Zobaczyli trzy chlopiece sylwetki odwrocone plecami.
– Nie ruszac sie, bo po was! – syknal jeden z zamaskowanych.
Zadna z postaci nie poruszyla sie. Doskoczyli, po dwoch do kazdego. Chwycili wprawnie.
– A niech to!
Sciskali kukly wypchane kulkami styropianu.
Kulki rozsypaly sie po podlodze przyczepy.
– Stac! Policja! – dobiegl z tylu glos sierzanta Wilsona.
Zamaskowani nie stawiali oporu. Po paru minutach, juz skuci, dolaczyli do Petera Yorka.
Limuzyna Johna Waltersa wjechala na teren posiadlosci Morganow i zatrzymala sie na podjezdzie. Szofer zgasil swiatla, wysiadl i otworzyl drzwiczki przed prezesem “Stock Industries”. Walters wszedl do rezydencji.
Ciemnoskory sluzacy o siwych, krotko przycietych wlosach wzial od niego kapelusz i laske.
– Panstwo Morgan czekaja na pana prezesa w bibliotece – powiedzial z uprzejmym usmiechem, pochylajac glowe.
John Walters przecial obszerny hall i wszedl do pomieszczenia z szafami bibliotecznymi pelnymi ksiazek w bogatych oprawach. Posrodku biblioteki, przy niskim stoliku, siedzieli obok siebie na kanapie Sybil i Martin Morganowie.
Walters zblizyl sie do nich, ucalowal siostre w policzek, mocno uscisnal dlon szwagra.
– Milo znalezc sie w kregu najblizszej rodziny – powiedzial jowialnie, rozsiadajac sie w skorzanym fotelu po drugiej stronie stolika. – Czekalem na te chwile z prawdziwa niecierpliwoscia, panie senatorze – popatrzyl na Morgana z dobrotliwym usmiechem. – Nie zapytasz, czego sie napije?