Zwyczajne zycie - Chmielewska Joanna (книги без регистрации полные версии .txt) 📗
– Czys ty zwariowala, co ty robisz? Ukradlysmy paczke! Pusc mnie! Wracajmy, trzeba ja oddac! – jeczala, bliska placzu ze zdenerwowania.
Do Tereski nagle dotarla tresc tych jekow. Zatrzymala sie tak gwaltownie, ze Okretka wpadla na nia.
– Trzeba mnie bylo uprzedzic, ze idziemy krasc! I w dodatku ciezkie to jak cholera! Zabierz to! Zrob cos!
Tereska nie miala najbledszego pojecia, co zrobic. Uswiadomila sobie, ze istotnie, zgodnie z jej poboznym zyczeniem, ukradly paczke, i zrobilo jej sie slabo. Nigdy w zyciu dotychczas zadna z nich niczego nie ukradla. Jak sie w takich wypadkach postepuje? Trzeba chyba czym predzej to zwrocic!
Przejela lup, ktorego Okretka za wszelka cene starala sie pozbyc, i zawrocila.
– Trzeba to nieznacznie podrzucic z powrotem – zadecydowala. – Przestan sie awanturowac, skad ja mialam wiedziec, ze bedziemy cos kradly! Nie umawialam sie przeciez z tym facetem! Pomylilam sie, trudno. Kazdy ma prawo popelnic pomylke.
Dotarly do placyku i stanely jak wryte. Jacys ludzie zataczali beczke po smole na poprzednie miejsce, glosno dajac wyraz niezadowoleniu i precyzujac swoja opinie o tym chuliganie, ktory ja zepchnal na dol. Ustawili ja, po czym zaczeli wydobywac i zapalac papierosy, nie zdradzajac zamiaru odejscia. Jeden z nich wyciagnal z kieszeni flaszke, ktora odbil zrecznym ruchem.
– No to koniec – powiedziala grobowo Tereska, patrzac na nich ze smiercia w oczach. – Chyba ze poczekamy, az sie kompletnie upija i zasna.
– Nigdy w zyciu nie upija sie we trzech jednym pollitrem – odparla stanowczo Okretka.
– No to co bedzie?
– Nie wiem.
Staly nadal, niewidoczne w mroku, bezradnie przygladajac sie milemu zebraniu towarzyskiemu. Paczka nie tylko ciazyla, ale wrecz gryzla w rece. Trzej faceci wykonczyli plyn w butelce, ustawili ja ladnie obok beczki i przydeptali niedopalki papierosow. Postali jeszcze chwile, gawedzac, po czym bez pospiechu wyszli na Pulawska. Tereska poruszyla sie.
– No! – zaczela z ulga.
W tym momencie w alejce pojawil sie ktos nowy. Mlody czlowiek powoli podchodzil pod gore, obserwujac pod nogami slady smoly. Spojrzal na beczke, rozejrzal sie po placyku, podszedl do Fiata i w zadumie zaczal go ogladac.
– Czy to jest galeria sztuki? – spytala Okretka z furia. – Czy cale miasto musi tedy przechodzic? To jest trasa pielgrzymek?
– Ja go znam – odparla Tereska z ozywieniem. – Ma najpiekniejsze oczy na swiecie. To znaczy, nie znam go, tylko z nim raz rozmawialam. Bardzo sympatyczny.
– Jezeli sympatyczny, to powinien natychmiast stad odejsc!
W alejce pojawila sie nastepna postac. Mloda dama, szalenie elegancka, uczesana w niezwykle oryginalny kok, w cudownie pieknych pantoflach, wyszla na placyk i na widok mlodego czlowieka wydala okrzyk, znamionujacy radosne zdziwienie. Stukajac obcasami po asfalcie podeszla blizej. Mlody czlowiek oderwal sie od kontemplacji i przywital ja z umiarkowanym zapalem.
Przejezdzajace ulica Pulawska pojazdy gluszyly tresc ich konwersacji, rozgrywajaca sie jednakze na placyku niema scena byla tak atrakcyjna, ze Tereska i Okretka zapomnialy niemal, po co tu stoja. Mloda dama, wdziecznie usmiechnieta, polozyla lekko dlon na rekawie mlodego czlowieka. Mlody czlowiek lagodnie usunal rekaw. Mloda dama uczynila gest w kierunku skweru, mlody czlowiek potrzasnal glowa z przepraszajacym wyrazem twarzy. Mloda dama przybrala grymas rozczarowania, lekko tupnela slupem pod pantofelkiem i ujela mlodego czlowieka za reke, pociagajac za soba. Mlody czlowiek z uklonem ucalowal jej dlon i uwolnil reke, zatrzymujac sie przy tylnym zderzaku Fiata. Mloda dama zrezygnowala z pociagania i przysunela sie do niego blizej, mowiac cos z ozywieniem i czyniac gest tym razem w kierunku Pulawskiej. Mlody czlowiek znow potrzasnal glowa i spojrzal na zegarek.
– Nachalna dziwa – szepnela Okretka ze zgorszeniem i niesmakiem. – Podrywa go, az sie niedobrze robi.
– Stara gropa – odszepnela Tereska ze wzgarda. – Starsza od niego. Ma chyba ze dwadziescia piec lat. Ale twardo sie trzyma…
– Tez sobie miejsce znalazla na romanse! Nie moze podrywac gdzie indziej?
– Przylazla tu specjalnie za nim, to przeciez widac. I nie odejda stad, dopoki ona sie nie odczepi. On za skarby swiata nigdzie z nia nie pojdzie!
– W takim razie zostana tu do konca zycia, bo ona sie nie odczepi. Ciekawe, dlaczego mu sie nie podoba…
– Oni maja dziwaczny gust. Moze za stara? Na litosc boska, niech juz idzie! Co za uparta kretynka! Czy ona w ogole nie ma ambicji?
– Co tu ma do rzeczy ambicja? – spytala Okretka filozoficznie.
Mlody czlowiek musial widocznie uzyc jakichs argumentow nieslychanej wagi, bo na obliczu mlodej damy ukazal sie trwaly wyraz rozczarowania i zniechecenia. Pozwolila wyprowadzic sie na ulice i wyciagnela reke za pozegnanie. Tereska i Okretka cofnely sie glebiej w mrok.
– No idz juz, ty harpio! Zostaw ja, do diabla, pozegnaj sie, czego jeszcze z nia gledzisz! – syczala Tereska z wsciekloscia.
Mlody czlowiek jakby uslyszal, uklonil sie, odwrocil sie i szybkim krokiem podazyl w kierunku poludniowym. Mloda dama patrzyla za nim przez chwile, po czym westchnela i ruszyla w kierunku polnocnym. Okretka chwycila Tereske za ramie.
– Teraz! – krzyknela zdlawionym szeptem.
Tereska uczynila wypad jedna noga w kierunku Fiata i zatrzymala sie tak gwaltownie, ze omal nie upuscila tulonej w objeciach paczki. Przez brame przeczolgal sie, porykujac silnikiem i swiecac reflektorami, nastepny samochod. Kierowca ustawil go obok Fiata i zgasil motor. W ciszy, ktora na moment zapanowala, Okretka uslyszala obok siebie zgrzytanie zebow.
– W zyciu bym nie przypuszczala, ze to jest takie ruchliwe miejsce – zawarczala Tereska. – Co ten bydlak teraz zrobi?!
Bydlak wysiadl z samochodu, pogwizdujac otworzyl maske i zaczal wykrecac i ogladac swiece. Przy jednej gwizdnal glosniej, otworzyl takze bagaznik, wyjal z niego jakies pudelko i zaczal w nim gmerac.
– Czy juz cala reszte zycia spedzimy w tym miejscu? – spytala Okretka zlowieszczo. – Czy nie mozemy stad isc gdziekolwiek?!
– Jak?! Z tym? – zdenerwowala sie Tereska. – I co z tym zrobimy, na litosc boska?! Popelnilysmy kradziez, pierwszy milicjant ma prawo nas zaaresztowac! Musimy podrzucic!
– Przeciez sama chcialas ukrasc, zeby zobaczyc, co w niej jest!
– Ale juz nie chce ogladac, wszystko mi jedno, co w niej jest, nie ma gdzie ogladac, taka ciezka, ze chyba kamienie, potem bedzie za pozno!
– Nie chce cie martwic, ale chyba juz jest za pozno…
Obok Fiata pojawil sie nagle, nie wiadomo skad, niski, czarny, krepy facet. Popatrzyl na kierowce sasiedniego samochodu, ogladajacego wydobyte z pudelka swiece, otworzyl Fiata i usiadl za kierownica. Nie zapalal silnika, nie ruszal, odkrecil sobie okno i zapalil papierosa. Wygladalo na to, ze ma zamiar spedzic mily wieczor w samochodzie.
Na widok czarnego faceta Tereska drgnela.
– Ja go znam – szepnela z przejeciem.
Okretka spojrzala na nia niezyczliwie.
– Wszystkich znasz? Bywaja tutaj tylko twoi znajomi? I twojemu znajomemu rabnelysmy te paczke?
– Glupia jestes, owszem, wlasnie jemu! To jest bandzior! To jego samochod! On juz stad nie wyjdzie, niech reka boska broni, zeby nas zlapal! Pryskajmy stad! Jezus Maria, juz gorzej sie zrobic nie moglo!
W glosie Tereski brzmiala panika i rozpacz. Okretka przestraszyla sie okropnie. Do reszty przestala rozumiec sytuacje, w ktora zostala wplatana, i mysl, ze teraz najwyrazniej w swiecie nie ma sposobu sie wyplatac, pozbawila ja niemal przytomnosci. Ze zdlawionym okrzykiem wydarla Teresce paczke z rak i runela na ulice.
Zaskoczona okrzykiem i szarpnieciem Tereska nie pomyslala nic, tylko w poplochu runela za nia. Galopem przelecialy kilkadziesiat metrow i zatrzymaly sie dopiero na rogu Belgijskiej. Ciezko dyszac, spojrzaly na siebie.
– Co… sie… stalo? – spytala z niepokojem Tereska, lapiac oddech.