Zwyczajne zycie - Chmielewska Joanna (книги без регистрации полные версии .txt) 📗
Patrzac w oslupieniu na koszmarna Tereske, wychowawczyni, z zimnym dreszczem na plecach, pomyslala, ze jesli nie uda jej sie wyplatac z podejrzen, jakoby zmusila dwie uczennice do czegos podobnego, niewatpliwie nie tylko straci prace, ale jeszcze kto wie, czy nie zostanie postawiona przed sadem. Przeciez to obled i szalenstwo.
– Dziecko! – powiedziala z jekiem – cos ty zrobila…
Zamieszanie, jakie wybuchlo w wyniku udzielania wzajemnych wyjasnien, radykalnie unicestwilo lekcje matematyki i uspokoilo sie dopiero w polowie nastepujacej po niej lekcji polskiego. Tereska i Okretka wzywane byly na zmiane do dyrektorskiego gabinetu, do pokoju nauczycielskiego i do klasy, wszedzie dowiadujac sie, jak niewlasciwie pojely zakres swoich obowiazkow, wszedzie obdarzane rownoczesnie wyrazami nagany i podziwu, potepienia i szacunku, niesmaku i uznania. Klasa, jak sie okazalo, czekala na ich inicjatywe i propozycje, niesmialo podsuwajac tylko niekiedy informacje o ogrodnikach. Cialo pedagogiczne czekalo na wiadomosc, kiedy i dokad wyslac furgonetke. Wychowawczyni w zdenerwowaniu czekala efektow dzialalnosci dwoch organizatorek pracy spolecznej, nieswiadoma ich udrek, Tereska i Okretka bowiem przez caly czas nie czuly jakos potrzeby zwierzen.
Wszystkim zainteresowanym udalo sie w koncu ochlonac i stanelo na tym, ze obie delikwentki dokonaly imponujacego, poteznego, wspanialego czynu, za ktory nalezy im sie czesc i chwala. Z koncem roku otrzymaja specjalna pochwale na pismie, do konca roku zas sa zwolnione z wszelkich nadprogramowych obowiazkow.
– Przynajmniej tyle tego – powiedziala z irytacja Tereska do Okretki na ostatniej przerwie. – Ten caly wyglup to twoje dzielo. W porownaniu z nim donos na rezysera w ogole sie nie liczy. Glucha bylas, jak ona wyjasniala, czy co?
– Glucha to ty bylas – odparla do szalenstwa zdenerwowana Okretka, nad ktorej glowa przetoczyla sie juz nawala gromow. – Slyszalam, co mowila, ale to zawsze jest takie gadanie i myslalam, ze tylko nas bierze pod wlos. Mozliwe zreszta, ze cos tam przeoczylam. Nawet sie dziwilam, co one takie uczynne, jak nam dawaly niektore adresy, ale do glowy mi przyszlo, ze to jest rzeczywiscie jakos porzadnie zorganizowane. O rety, co ja przezylam, i po co to bylo w takim pospiechu przepisywac to kretynskie zadanie?
– Mialam nadzieje, ze wam sie nie uda – wyznala Magda, wciaz jeszcze nieco oszolomiona. – Nic nie mowilyscie i myslalam, ze nikt nie chce dawac. Nie znosze gmerania w ogrodku! Alescie utrzaskaly tego, swoja droga, niech was ges kopnie! Okazuje sie, ze na Tereske nie ma sily…
Dzielnicowy czekal na Tereske z wyrazna niecierpliwoscia. Razem z nim siedzial w pokoju Krzysztof Cegna, wciaz wydlubujacy sobie z roznych miejsc niewidoczne, ale za dobrze wyczuwalne igielki. Bezustanne, drobniutkie, denerwujace uklucia doprowadzaly go juz do stanu wrzenia, ktore tajemniczym sposobem przeistaczalo sie w zapal sledczy. Z szalenczym uporem przekonywal dzielnicowego, ze cala te dziwaczna sprawe powinni sami rozwiklac do konca i dopiero po przekonaniu sie, co sie za tym kryje, przekazac informacje wlasciwej instancji.
– To sie moze okazac to – mowil z zaciekloscia. – Sam widzialem, ze oni je sledzili. Nikt bez powodu nikogo nie sledzi. Co z tego, ze ci ze Stolecznej wiedza o tym calym przemycie, skoro nie maja dowodow i nie moga trafic na meline! Trafili, owszem, na ruletke i pokera. Kto melinuje przemyt w takim miejscu?
– Ale nie jest powiedziane, ze musza melinowac u badylarzy – odparl bez przekonania dzielnicowy. – Nic o tym nie swiadczy. Jezdzili za nimi, sprawdzili im woz i co? Nic. Czarny Miecio moze miec prywatne znajomosci.
– Na wszelki wypadek trzeba sprawdzic te jego prywatne znajomosci. I to my, a nie oni, bo sie moze okazac niewypal i tylko im roboty dodamy niepotrzebnie. A u badylarzy miejsca a miejsca! Slonia mozna schowac, a co mowic glupia paczuszke z zegarkami czy z waluta, czy tam z byle czym!
– Rozbestwiles sie, synu – powiedzial z westchnieniem dzielnicowy. – Zegarki i waluta to juz dla ciebie byle co…
– No bo wiadomo, ze to jest duza szajka, malo, ze woza przez granice, to jeszcze handluja nielegalnie! Te ruletke przeniesli, nie wiadomo dokad, mnie sie to wydaje podejrzane. U nas do tej pory byl spokoj, a tu okazuje sie, ze wlasnie u nas…
– W Tarczynie to nie u nas…
– Ale Czarny Miecio u nas! I te dziewczyny u nas!
– Synu, opamietaj sie. Te dziewczyny nie handluja i nie przemycaja.
– Ale od nich sa najwazniejsze wiadomosci!
Dzielnicowy ujrzal przez okno nadchodzaca Tereske i machnal reka, przerywajac rozmowe. Krzysztof Cegna poczul, ze jeszcze go kluje u nasady duzego palca. Wydlubujac szczatek kaktusa zastanawial sie, jak naklonic zwierzchnika do nadprogramowego dzialania, wykraczajacego daleko poza zakres jego obowiazkow sluzbowych, w wyniku ktorego im wlasnie przypadlaby cala zasluga zlikwidowania przestepczej szajki waluciarzy i przemytnikow. Nie komenda stoleczna, ale oni, szarzy pracownicy komendy dzielnicowej…
– Niech pani nam opowie, punkt po punkcie, jak to bylo z tym samochodem, ktory panie tak ciagle widywaly – powiedzial dzielnicowy zachecajaco.
– Nijak nie bylo – odparla Tereska gniewnie, ciagle jeszcze wsciekla po wydarzeniach w szkole. – Okretka ma obsesje. Ci ogrodnicy widocznie sie znaja i jezdza do siebie z wizyta, z Wilanowa do Tarczyna i z powrotem. Wielkie rzeczy.
Czula sie w najwyzszym stopniu dodatkowo zdegustowana, ze dybiacy na jej zycie zloczyncy okazali sie zwyczajnymi ludzmi i romantyczny urok grozacego na kazdym kroku niebezpieczenstwa rozwial sie jak dym. Czym teraz mogla zaimponowac Bogusiowi? Co jej zostalo? Zwyczajne zycie, bezproblemowe i nieciekawe…
– Ale jechali za wami – powiedzial Krzysztof Cegna ze zloscia, bo nagle uklulo go znow w zgieciu srodkowego palca. – I sledzili was. Sledzili czy nie?!
– Mozliwe, ale to widocznie ktos inny. I w ogole nie wiem, co to ma wspolnego jedno z drugim!
– To niech pani jednak opowie po kolei.
Z niechecia, ale dokladnie Tereska zlozyla sprawozdanie z calej uciazliwej dzialalnosci, starannie pomijajac fakt, ze byla ona wynikiem pomylki. Dzielnicowy i Krzysztof Cegna sluchali z taka uwaga, ze wreszcie cos ja tknelo. Zamilkla i przyjrzala sie im rownie uwaznie.
– Nic nie rozumiem – powiedziala podejrzliwie – zadnych bandytow nie bylo, ale panowie sie interesuja. Co to znaczy? To w koncu to sa przestepcy czy porzadni ludzie?
– Zalezy, ktorzy – mruknal Krzysztof Cegna i syknal, bo uklulo go w miejscu, z ktorego, zdawaloby sie, juz wszystko wydlubal.
– Roznie – powiedzial dzielnicowy. – Jakby pani jeszcze kiedy trafila na ten samochod, numer przeciez pani pamieta, to niech nam pani o tym powie. Nas to akurat ciekawi.
W sercu Tereski na nowo obudzila sie nikla nadzieja. Moze jednak jakas afera istnieje, a grozne niebezpieczenstwa nie sa mirazem i zluda? Moze to wspoldzialanie z milicja dostarczy wreszcie jakichs powazniejszych emocji? W kazdym razie nic jej nie szkodzi sprobowac.
Wracajac do domu spotkala przed furtka swojego brata.
– Ty, ale wozek widzialem – powiedzial Januszek, rozmarzony i przejety. – Sportowy Jaguar, najnowszy model, czerwony, w srodku czarna skora, jodowe swiatla…
– A, wlasnie – przerwala Tereska, przypominajac sobie, ze jej brat ma fiola doskonalego na punkcie samochodow. – Jaguar Jaguarem, ale jakbys zobaczyl Fiata, ktory ma numer Wielkiej Rewolucji Francuskiej…
– Zglupialas, czy co? – przerwal z kolei Januszek z niesmakiem, zatrzymujac sie przed drzwiami. – Jaki znowu numer ma Wielka Rewolucja Francuska! Krolowie byli numerowani, a nie rewolucje!
– Data. Nie badz tepy. Ma numer, ktory jest data Wielkiej Rewolucji Francuskiej.
– A jaka jest data tej Rewolucji?
Tereska polozyla reke na klamce i spojrzala na niego potepiajaco.