Zapalka Na Zakrecie - Siesicka Krystyna (книги онлайн без регистрации .txt) 📗
Juz byl, kiedy weszlam na peron. Kiwal do mnie z okna przedzialu dla niepalacych. Pomyslal o wszystkim – wzruszylam sie – i o tym, zeby mi zajac miejsce przodem do biegu pociagu, i zeby to bylo w przedziale dla niepalacych, bo nie lubilam dymu papierosow! Polozyl moja walizke na siatce.
– Masz tu, Mada, prase i Bratnego… i wez jeszcze ten drobiazg, dobrze? – podal mi malutka paczuszke.
– Co to jest?
– Zobacz…
Rozwinelam papier i otworzylam niewielkie pudeleczko.
– Marcin! Alez… alez to musialo mase kosztowac? – speszylam sie.
– Powiedziec ci prawde? Nic nie kosztowalo!
– Jak to nic! Przeciez nie ukradles?
– Nie ukradlem. To jest z kolekcji mojej mamy. Opowiadalem jej wczoraj po powrocie od ciebie, jak ladnie wygladasz w swojej nowej sukience, tylko ze troche pusto przy szyi… i wtedy zaproponowala, zebym wybral dla ciebie jakis drobiazg z jej bizuterii. Wybralem ten lancuch, podoba ci sie? Mada?
– Jest piekny… – wykrztusilam z trudem – tylko wiesz, ja juz nic nie rozumiem! Zawsze zdawalo mi sie, ze twoja mama mnie nie znosi… a teraz nagle to! I czy w ogole moge przyjac od was taka droga rzecz?
– Mama przypuszczala, ze bedziesz miala takie zastrzezenia. Prosila, zebys potraktowala to jako ekwiwalent…
– Ekwiwalent? Za co?
– Za pewien pierscionek z kwarcytem, ktory jest u mnie, a ktorego nie mam zamiaru ci oddac. Mama znalazla go niedawno, szukajac czegos w moich rzeczach. Przepraszam cie, ale opowiedzialem jej cala te historie z Kopciuszkiem. Smiala sie strasznie, bo widziala wtedy, ze wyjmowalas jakis pierscionek z torebki, ale nie spostrzegla, ze zostal na stoliku! Schowalem go zaraz po waszym wyjsciu z Bistro. W ten sposob dowiedzialem sie, jak z tym bylo naprawde!
– Nie przyznalam ci sie nigdy, bo bylo mi troche wstyd!
– Gluptasie! Zdejmij plaszcz, robi sie goraco – Marcin powiesil moj plaszcz na wieszaku i siegnal po srebrny lancuszek z pieknym nefrytem.
– Zaloze ci, dobrze?
Bylam szczesliwa! Tego ranka bylam szczesliwa do utraty tchu.
Do mojego przedzialu wsiadly jakies dwie panie z dziewczynka i starszy pan w okularach, spoza ktorych przygladal sie nam uwaznie.
– Spojrz, jak on na nas patrzy… – szepnelam do Marcina – sluchaj… a moze to moj ojciec?
– Przeciez twoj ojciec nie mieszka w Warszawie?
– Moze byl przypadkiem?
– A on jest podobny do ojca?
– Nie wiem, ja nie pamietam dokladnie, jak tatus wyglada! Nosi okulary, ma ciemne oczy… ale jest chyba mlodszy…
– To na pewno nie on! – uspokoil mnie Marcin. – Ten moglby byc twoim dziadkiem! On sie nam przyglada, bo chce z bliska zobaczyc zepsuta mlodziez…
Teraz ja zaczelam sie denerwowac. Tak jak mama przedwczoraj.
– Marcin, wyjdz na peron! Pociag zaraz ruszy!
– Najwyzej!
– Ale ja nie chce, zebys wyskakiwal!
– Dobrze, stane pod oknem!
Marcin nachylil sie i uroczyscie pocalowal mnie w reke.
– Do widzenia i wesolych swiat, kochanie!
Starszy pan nie spuszczal z nas oka. Odprowadzilam Marcina do wyjscia. Jeszcze przez chwile rozmawialismy w przejsciu, w koncu Marcin wysiadl, a ja wrocilam do
swojego przedzialu. Kiedy otworzylam drzwi, uslyszalam, jak starszy pan konczac jakies opowiadanie zapewnial jedna z pan:
– …bylem wtedy swiadkiem i jestem prawie pewien, ze to ten chlopak! Widac wymigal sie jakos… – Spojrzal na mnie i urwal gwaltownie rozpoczete zdanie. Podeszlam do okna. Marcin dawal mi znaki, zebym otworzyla.
– Czy moge otworzyc na chwile? – zapytalam.
– Prosze bardzo… – odparla jedna z pan.
Uniosla sie na swoim miejscu i spojrzala na peron. Na Marcina. Odganialam od siebie wszystkie mysli, ktore gwaltownie tloczyly mi sie do glowy. Mialam przed soba trzy godziny jazdy. Dosc czasu na myslenie. Przez megafon zapowiedzieli juz odejscie mojego pociagu.
– Pa, Marcin! Pozdrow mame i podziekuj! Nie zapomnisz?
– Nie zapomne! – zblizyl sie do wagonu. – Niczego nigdy nie zapomne, Mada!
– Tylko tydzien!
– Do widzenia, malutka…
Pociag ruszyl, po chwili zamknelam okno. Siegnelam po Bratnego i automatycznie przerzucalam kartki. Nie moglam uporzadkowac swoich mysli. A moze ten pan mowil o kims innym? Ale ta historia z Olem… Kiedy chcialam, zeby mi wyjasnil sens swojej scysji z Marcinem w tamta niedziele u mnie, Olo odmowil mi stanowczo.
– Nie, Mada! Nie powiem, zeby to byl drobiazg i ze nie ma o czym mowic! Ale mowienie o tym nie jest moja sprawa. Niech ci wystarczy, ze jestem w stanie zrozumiec Marcina! Mysle, ze wszystko ulozy sie wlasciwie! Jasne, ze…
– Ze co?
– Och, na kazdego chlopaka trzeba uwazac, zeby nie palnal jakiegos glupstwa!
Olo byl w stanie zrozumiec Marcina. To mnie troche uspokajalo. Mialam duze zaufanie do Ola, wiedzialam, ze na kazda sprawe patrzy obiektywnie i z wielu stron. A jednak najwiekszym autorytetem byla dla mnie babcia. Moze opowiedziec jej wszystko?
– Chcialbym, zebys miala do mnie takie zaufanie, jakie masz do babci Emilii! – powiedzial kiedys Marcin zazdrosnie. – To chyba jedyna osoba, z ktorej zdaniem sie liczysz, ktorej opinie cenisz, ktorej wplywowi potrafisz ulegac!
– Masz racje! – przyznalam. – Ale wiesz, babcia jest bardzo sprawiedliwa! Pomysl tylko! Pomimo ze tatus jest dla niej najblizszym czlowiekiem na swiecie, a moja mama zupelnie obca osoba, w ich konflikcie potrafila stanac po stronie mamusi i wlasnie za to wszystko ja tak bardzo kochamy! Babcia jest sprawiedliwa, Marcin, i powinna wystepowac w charakterze lawnika na Sadzie Ostatecznym!
– No, coz… moze kiedys i mnie zaufasz… – odparl z zaduma.
– Moze…
Ale jak moglam ufac Marcinowi, jezeli ciagle napotykalam jakies niedomowienia, niejasnosci? Do czego byl zdolny ten moj Marcin – subtelny, obowiazkowy, troskliwy? Chcial, zebym mu ufala… dobrze, bede ufac dalej, nic nie powiem babci, nic poza tym, ze jestem szczesliwa, bo kocham Marcina!
Babcia przyszla po mnie na dworzec.
– Boze! Kobieto! Niedlugo bedziesz starsza ode mnie! – zawolala na moj widok.
Uwielbialam mieszkanie babci. Te dwa malusienkie pokoiki, zastawione antykami, pelne drobnych cudownosci, zawsze przypominaly mi staroswiecka szkatulke! I tylko kiedy wchodzilo sie do kuchni, uderzal ogromny z nimi kontrast: kuchnia babci wyposazona byla w najbardziej nowoczesne sprzety gospodarstwa domowego.
– Tatus przyjezdza jutro rano, Magdusiu! – babcia szykowala dla nas drugie sniadanie, siedzialam razem z nia w kuchni i nie moglam sie nadziwic, ze ta starsza pani jest ciagle taka sliczna! – Wyjedziemy po niego na dworzec. Powiedz mi prawde, kochanie, cieszysz sie?
– Tak. I przyznam sie babci, ze jestem przejeta. Chcialabym podobac sie tatusiowi! Babcia westchnela.
– Ja mu nie moge darowac tego wszystkiego! Czesto mysle, ze to moja wina, przeciez najwyrazniej zle go wychowalam! Podaj mi te niebieskie filizanki, Magdusiu! Jezeli mezczyzna nie otrzyma w domu odpowiedniego wychowania, kobieta, ktora sie z nim wiaze, ma trudny orzech do zgryzienia! Och, rozmawiam z toba jak z dorosla, ale przeciez jestes wlasciwie dorosla!
– Jestem, babciu, ale to nie przeszkadza, ze chcialabym miec ojca! Czy tatus wie, ze bede tu przez swieta?
– Oczywiscie! Siadaj, Magdusiu, zjemy sobie w kuchni! Oczywiscie, ze wie! Ucieszyl sie bardzo. Pokaze ci jego list. Pisze, ze nie moze sie wprost doczekac tej chwili, kiedy bedzie mogl cie usciskac! Na pewno nie przypuszcza, ze zobaczy taka dorosla panne!
– Dostalam od mamy pomadke i jutro umaluje sie przed pojsciem na dworzec!
– Dobrze, kochanie!
Krzatanina babci, jej szybkie ruchy, z ktorych zaden nie byl zbedny, przeciwnie, kazdy cos zalatwial, zawsze wprowadzaly mnie w zdumienie. Moze dlatego, ze tak kontrastowaly z chaotycznymi gestami mamy, ktora w naszej malej kuchence potrafila przemierzac niepotrzebne kilometry. Przygladajac sie babci, myslalam, ze tego wlasnie musze sie od niej nauczyc: celowosci dzialania. I to nie tylko w kuchni, ale takze w zyciu. To zabawne, ale te dwie sprawy wiaza sie ze soba bardzo scisle i babcia zapewne dlatego tak madrze umiala krazyc pomiedzy kuchennymi sprzetami, ze w ogole madrze i rozsadnie szla przez zycie. Czy oznaczalo to jednak, ze kierowala sie zawsze rozsadkiem? Nigdy sercem? Nigdy impulsem? Nigdy instynktem? Przyjrzala mi sie uwaznie, kiedy zapytalam o to i dosc dlugo zwlekala z odpowiedzia.