Skandalistka - Cornick Nicola (электронные книги без регистрации .txt) 📗
– Ale? – podsunela Juliana.
– Ale slyszalem jakas bajeczke o tym, ze odrzucilas propozycje ojca i tym sposobem stracisz wszystko, co masz. – Ponuro zwiesil ramiona. – Najdrozsza Juliano, juz kiedys ci powiedzialem, ze uczynilabys mi zaszczyt, gdybys zechciala zostac moja zona. Prosze, Juliano. Bardzo zalezy mi na tym, bys odzyskala dobra opinie ojca i nalezne ci miejsce w swiecie.
Miana westchnela. Usiadla i dala mu znak, by poszedl w jej slady. Edward patrzyl na nia z niepokojem polaczonym z psim oddaniem. Usmiechnela sie do niego.
– Eddie, moj drogi. Jestem ci niezmiernie wdzieczna za te propozycje. Jestes najmilszym czlowiekiem na ziemi, ale…
– Ale zamierzasz mi odmowic.
– Tak. Nie moge pozwolic na to, bys sie poswiecil tylko po to, by mnie uratowac. To byloby wyjatkowo niesprawiedliwe.
– Ale twoje dlugi! To nie w porzadku, zebys zostala pozbawiona wszystkiego, ot tak! Jesli markiz nie zgadza sie ci pomoc, w takim razie musisz mi pozwolic, bym zaoferowal ci moje nazwisko, ktore cie ochroni.
– Eddie – powiedziala Juliana spokojnie – jestes niezwykle szlachetny, lecz nie moge przyjac twojej propozycji.
– Dlaczego nie?
– Z kilku powodow. Od jakiegos czasu mam wrazenie, ze oswiadczasz mi sie raczej z przyzwyczajenia, nie dlatego, ze zywisz do mnie uczucie.
– Do diabla! Jestem ci oddany, Juliano. Wszyscy o tym wiedza.
– Spytaj swego serca, moj drogi. – Juliana pokrecila glowa. – Mam wrazenie, ze twoje uczucia od wielu lat byly trwale, a ja o tym wiedzialam i najbezwstydniej w swiecie wykorzystywalam cie, proszac, bys towarzyszyl mi tu czy tam.
– Coz… – Edward zerknal na nia katem oka, zupelnie jakby nie byl pewien, czy ma temu przytaknac, czy nie.
– Przyznaj, twoje uczucia w stosunku do mnie ostatnio ulegly zmianie – nalegala Juliana. – Tak sie stalo, mam racje? Czy nie kochasz mnie raczej braterska miloscia niz tak, jak powinien kochac potencjalny maz? Bo ja czuje do ciebie cos takiego. Kocham cie bardzo, Edwardzie – bardzo wysoko cie cenie, lecz nigdy nie moglabym wyjsc za ciebie za maz. Jestes dla mnie niczym brat.
Na policzki Edwarda wypelznal krwisty rumieniec.
– Coz… Sadze…
– Mozesz sie do tego przyznac. Nie mam zamiaru rzucic ci sie do gardla.
Edward westchnal.
– To prawda, ze z poczatku mnie olsnilas, Juliano. Kocham cie od tak dawna.
– Ale ostatnio pojawil sie ktos inny, kto zajal moje miejsce – przerwala Juliana lagodnie. – Nie chcialabym stawac miedzy toba a Kitty, Edwardzie, nie wtedy, kiedy zaczynasz ja kochac. Na zawsze zachowam w pamieci twoja zyczliwosc wobec mnie, lecz nie wykorzystam sytuacji. Poza tym zupelnie nie nadawalabym sie na zone wiejskiego pastora.
– Ale co poczniesz, Juliano?
– Jeszcze nie wiem. Sprzedam bizuterie i niektore meble, zeby posplacac dlugi, tak mysle, a potem zorientuje sie, na co moge sobie pozwolic po oplaceniu rachunkow. Wiem, ze Joss gotow jest mi pomoc, nie chce jednak stawiac go w niezrecznej sytuacji wobec ojca. – Wzruszyla ramionami. – Cos wymysle.
– Wiesz, ze bedziesz zawsze chetnie widziana w Eynhallow, jesli zechcesz przyjechac. Jestem pewien, ze Adam i Annis powiedzieliby to samo.
– Na pewno. Sa bardzo mili. Jednakze nie zamierzam stac sie jedna z tych desperatek, ktore narzucaja sie przyjaciolom i rodzinie jak rok dlugi, by oddalic widmo ubostwa. – Juliana zadrzala. – Nie znioslabym, gdyby uwazano mnie za nieproszonego goscia.
Edward rozesmial sie.
– Chyba nie bedziesz musiala zarabiac na zycie?
– Mam nadzieje, ze nie! – Zmarszczyla brwi. – Mozesz sobie to wyobrazic? Raczej nie nadaje sie na guwernantke albo nauczycielke, a ludzie zatrudnialiby mnie tylko po to, by z idiotyczna satysfakcja chwalic sie tym przed przyjaciolmi.
– Moze markiz zmieni zdanie.
– Nie powinienes na to liczyc. Nie uczyni tego. – Juliana rozesmiala sie. – Usposobienie mego ojca nie nalezy do zmiennych. – Wyciagnela reke i siegnela do tasmy dzwonka. – A teraz, skoro tak milo zakonczylismy interesy, Edwardzie, moze sie czegos napijemy? I mozesz mi opowiedziec o swoim obiecujacym romansie z Kitty Davencourt. To w koncu mnie przypada zasluga przedstawienia was sobie, tak mysle. Moze, jesli w przyszlosci nie bede miala z czego zyc, zostane przyzwoitka.
– Przyszedl pan Davencourt i chce sie z pania zobaczyc – zakomunikowal Segsbury o piatej tego popoludnia. – Pyta, czy pani go przyjmie. Mowi, ze to wyjatkowo pilne.
Choc poniekad oczekiwala Martina, a zarazem miala nadzieje, ze sie nie pojawi, wpadla w panike. Rozmyslala o jego oswiadczynach niemal bez przerwy od wyjazdu z Ashby Tallant. Wiedziala, ze go kocha. Wiedziala tez, ze nie moze za niego wyjsc.
– Powiedz panu Davencourt, ze nie ma mnie w domu – polecila.
– Pan Davencourt mowi, ze bedzie czekal, dopoki sie pani nie zdecyduje, ze jest pani w domu.
– No, dobrze! Wprowadz go. – W drzwiach, tuz za Segsburym, zobaczyla wysoka postac Martina. – Och, zdaje sie, ze juz tu jest. Dziekuje ci, Segsbury. Witam, panie Davencourt.
Serce Juliany bilo troche za szybko. Martin wygladal wyjatkowo korzystnie i wszystko wskazywalo na to, ze nie da sie zbyc.
– Witam, lady Juliano.
Segsbury zamknal drzwi. Martin podszedl blizej.
– Spoznilem sie? – spytal. Patrzyla na niego pytajaco.
– Slucham?
– O ile rozumiem, bardzo potrzebujesz meza. Poczucie sprawiedliwosci mogloby sklonic cie do przyjecia pierwszej oferty.
Juliana usmiechnela sie slabo.
– Pierwsza oferte zlozyl sir Jasper Colling. Chcialbys, ze bym ja przyjela?
Martin podszedl blizej.
– Z pewnoscia nie. A druga?
– Edward. Biedny Ned, byl tak rozdarty miedzy dawna lojalnoscia a nowa miloscia.
Martin zrobil jeszcze krok.
– Co mu powiedzialas?
– Podziekowalam mu i odeslalam do Kitty. Martin usmiechnal sie czule. Ujal jej dlonie w swoje.
– A trzecia? Przygryzla wargi.
– Nie jestem pewna, czy mam ochote wysluchac trzeciej. W oczach Martina pojawily sie wesole iskierki.
– Wciaz uciekasz, Juliano? Mnie nie oszukasz. Mam przewage nad pozostalymi konkurentami.
– Naprawde?
– Naturalnie. Zgodzilas sie mnie poslubic, kiedy mialas zaledwie czternascie lat. Z pewnoscia o tym pamietasz?
– O, tak! Uzalalam sie, ze moze nigdy nie wyjde za maz, a ty…
– A ja powiedzialem, ze jesli bedziesz potrzebowala meza, kiedy dojdziesz trzydziestu lat, sam sie z toba ozenie.
– Nie byly to zbyt wytworne oswiadczyny – zauwazyla Juliana z usmiechem. – Niemniej zachowales sie szarmancko i przepraszam, ze cie wtedy wysmialam.
Martin przyciagnal ja nieco blizej.
– A teraz sie smiejesz?
– Nie, tylko ty trwasz w blednym przeswiadczeniu. – Zaczynala wpadac w panike. – Czuje sie w obowiazku powiedziec ci, ze nie szukam meza.
– Slyszalem cos wrecz przeciwnego. Ze musisz wyjsc za maz i to szybko.
– W takim razie sluchal pan plotek, sir. – Probowala uwolnic rece i Martin ja puscil, ale sie nie odsunal. Przygladal sie jej z marsowa mina. – To prawda, ojciec zaoferowal mi sto piecdziesiat tysiecy funtow jako zachete, majaca naklonic mnie do zamazpojscia – ciagnela, unikajac jego wzroku. – Inaczej mowiac oplacic kogos, kto nie zwazajac na moja reputacje, wezmie mnie za zone. To, jaka interpretacje wybierzesz, zalezy od ciebie.
– Tak czy inaczej to afront wobec ciebie, Juliano. Nie zamierzam patrzec na to w ten sposob.
– A wiec ucieszy cie, jesli sie dowiesz, ze odrzucilam propozycje ojca. Nie jestem na sprzedaz i nie mam ochoty oddac sie mezczyznie, ktory wezmie mnie tylko wowczas, gdy lapowka bedzie wystarczajaco duza. A wiec – Juliana wzruszyla ramionami – mozesz przestac sie martwic, Martinie. Nie szukam meza, niemniej – lekko zlagodzila ton – dziekuje ci za zyczliwosc.
Martin wciaz patrzyl na nia ze skupieniem.
– Teraz ty zle mnie zrozumialas, Juliano. Nie oswiadczam sie z zyczliwosci. Oswiadczam sie, bo pragne sie z toba ozenic.
– Ujal jej rece w swoje, cieple i mocne. – Juliano, milo mi slyszec, ze odrzucilas propozycje ojca. Nie bede nalegal, bys zmienila zdanie w tej sprawie. Jedyna sprawa, w ktorej namawiam cie do zmiany zdania, to odrzucenie moich oswiadczyn. Chce sie z toba ozenic.
– Alez nie ma takiej potrzeby! – Juliana zmarszczyla brwi.
– Nie zrozumiales, co ci powiedzialam?
– Doskonale zrozumialem. To ty mnie nie zrozumialas. Pragne cie. Chce sie z toba ozenic. Czy to musi byc takie trudne?
Wziela gleboki oddech.
– Przykro mi, nie mam ochoty ponownie wychodzic za maz.
– Zerknela na niego spod rzes. – Myslalam jednak, ze – pospiesznie wyrzucila z siebie nastepne slowa – chetnie zostalabym twoja kochanka.
Blekitne oczy Martina zrobily sie granatowe pod wplywem wscieklosci.
– Co powiedzialas?!
Juliana struchlala. Tym razem odsunela sie od niego na bezpieczna odleglosc i poszukala schronienia za sekretarzykiem.
– Powiedzialam, ze chetnie zostalabym twoja kochanka.
– Dziekuje ci – oswiadczyl Martin z nienaganna uprzejmoscia – tej propozycji nie ma w ofercie. Zaproponowalem ci malzenstwo przed szesnastu laty, a ty sie zgodzilas. Nie mozesz teraz sie wykrecac.
Juliana wpatrywala sie w niego.
– Ale ja nie nadaje sie na zone. Martin glosno westchnal.
– Czy o to ci chodzi? Prosze, oszczedz mi uzalania sie nad soba, Juliano. Doskonale sie nadajesz.
– Nie, nie nadaje sie! Och, Martinie, bylabym wyjatkowo nieodpowiednia zona dla parlamentarzysty. Z pewnoscia zdajesz sobie sprawe, ze slub ze mna zaszkodzilby twojej karierze?
– Bzdura.
– Co?! Miec zone, ktora zabawiala sie z polowa Londynu? Martin, badz powazny.
– Juliano, powiedzialem ci, ze nie obchodzi mnie przeszlosc, tylko nasza przyszlosc.
– Twoi wspolpracownicy nigdy mnie nie zaakceptuja.
– Zaakceptuja, o ile ty zaakceptujesz sto piecdziesiat tysiecy funtow – zauwazyl Martin cynicznie. Po czym usmiechnal sie do niej tak cieplo i pewnie, ze Juliana zadrzala. – Przestan szukac wymowek, najdrozsza.