Skandalistka - Cornick Nicola (электронные книги без регистрации .txt) 📗
– Wiesz, Juliano – wycedzil – ze gdybys byla mezczyzna, do tej pory wiele razy wyzwalbym cie na pojedynek.
Juliana usmiechnela sie do niego.
– Chyba ze nie chcialbys obrazic Jossa, bo a nuz bys mnie zastrzelil!
Adam i Joss popatrzyli na siebie.
– Och, to by mnie na pewno nie powstrzymalo – rzucil lekko Adam. – Ciesz sie, ze zachowuje dla ciebie odrobine galanterii. Niemniej prawdziwa z ciebie wiedzma.
Juliana odchylila glowe i wybuchnela smiechem.
– Mowisz tak tylko dlatego, ze was przylapalam.
– Niezupelnie. Nie przylapalas nas, cokolwiek o tym myslisz. Poza tym prawienie zlosliwosci sprawia ci przyjemnosc.
Odwrocila sie do brata.
– Joss? Zamierzasz tak to zostawic?
– Tak sie sklada, ze zgadzam sie z Adamem. Rozesmiala sie ponownie.
– Wielkie nieba, takich dwoch nieuprzejmych dzentelmenow jak wy trudno byloby znalezc ze swieca. Ja jednak nie zamierzam sie na was obrazac.
– Wiem – powiedzial Joss smutno. – To jedna z cech twego charakteru, dzieki ktorej wciaz jestes lubiana. Teraz uciekaj, bo musimy porozmawiac o interesach.
– Och, interesy! – Otworzyla szeroko oczy. – Rozumiem! Jakie interesy mozecie miec wy dwaj, ze trzeba o nich rozmawiac w salonie gry?
– Chodzi o polityke – rzucil Joss lakonicznie.
– Naturalnie. To znacznie stosowniejsze miejsce niz klub White'a.
– Przyszedl Davencourt – wtracil Adam, wstajac. – Wybacz nam, Juliana.
Martin Davencourt zmierzal do boksu w rogu, z niewymuszonym wdziekiem torujac sobie droge przez tlum wypelniajacy salon gry. Na widok nadchodzacego Martina prostytutki zaczely szeptac do siebie jak grupka podekscytowanych uczennic. Nietrudno bylo sie domyslic dlaczego. Wsrod tego zniewiescialego, wyperfumowanego tlumu robil wrazenie meskiego, bezkompromisowego i oszalamiajaco przystojnego. Juliana poczula nagle, niewytlumaczalne uklucie zazdrosci.
Martin zauwazyl ja i spojrzal na nia z lekkim zdziwieniem tymi swoimi zielononiebieskimi oczami. Poczula, ze sie leciutko rumieni. Jakiez to denerwujace. Nie bylo powodu, dla ktorego mialaby sie irytowac, a jednak tak sie stalo.
– Dobry wieczor, panie Davencourt – powiedziala, rzucajac znaczace spojrzenie na krazace nieopodal prostytutki. – Zostawiam panow, zebyscie bez przeszkod mogli zajac sie interesami.
Poltorej godziny pozniej, po przegraniu skromnej sumki do Sebastiana Fleeta przy karcianym stoliku i wypiciu kilku kieliszkow doskonalego wina, Juliana wstala od stolika pikiety. Adam i Joss wlasnie wychodzili. Stala za filarem, obserwujac, jak nakladaja plaszcze, sciskaja dlon Martina Davencourta i ruszaja ku drzwiom. Prostytutki przeszly tuz obok nich, ale Adam zbyl je lakonicznie, totez odeszly. Juliana poweselala. Zdaje sie, ze panowie naprawde nie klamali. Moze, o zgrozo, wiernosc malzenska wchodzi w mode?
– Spokojnie tu dzis, prawda? – szepnela jej do ucha Susanna Kellaway. – Co moge zrobic, kiedy tacy swietni dzentelmeni jak twoj brat i Ashwick okazuja sie wiernymi mezami? To doprawdy irytujace. – Przyjrzala sie Julianie uwaznie. – Slyszalam o twoim wyskoku na przyjeciu u Emmy Wren. Moze troche urozmaicisz nam dzisiejszy wieczor, moja droga?
Juliana miala wlasnie wezwac powoz, kiedy poczula na sobie mroczne, pelne dezaprobaty spojrzenie Martina Davencourta. Zmarszczyla czolo. Najpierw Joss i Adam, a teraz jeszcze Martin Davencourt patrzyl na nia z potepieniem. Zupelnie jakby miala caly szwadron dokuczliwych starszych braci. Postanowila zrobic cos, co go zaszokuje. Skoro byl tak zdecydowany ja krytykowac, mogla przynajmniej dac mu powod. Usmiechnela sie promiennie do Susanny, zlapala kieliszek z winem od zaskoczonego lokaja i wypila zawartosc jednym haustem.
– Czemu nie? Niech kwartet smyczkowy zagra gige, Susanno.
Wyciagnela reke do zaskoczonych dzentelmenow przy najblizszym karcianym stoliku i wdrapala sie na blat, zrzucajac karty. Po sali przeszedl szmer zaskoczenia, a potem pomruki wyczekiwania. Muzycy zaczeli grac.
Juliana zagarnela spodnice, pokazujac liczne halki i bardzo zgrabne kostki. Dzentelmeni jeden przez drugiego wyciagali szyje, by zerknac jej pod spodnice. Muzycy grali szybko i rytmicznie. Juliana prowokacyjnie poruszala biodrami, krecila sie w kolko, wlosy wysunely sie z podtrzymujacych je szpilek i splynely na ramiona. Tlumowi udzielil sie nastroj chwili i zaczeto klaskac w rytm muzyki. Jedna z prostytutek wgramolila sie na sasiedni stolik i dolaczyla do niej przy akompaniamencie okrzykow i wulgarnych wrzaskow. Juliana stracila rownowage i bylaby spadla ze stolu, gdyby entuzjastyczne dlonie jej nie podtrzymaly. Tanczyla tak zawziecie, ze piers wysunela jej sie ze stanika, za co zostala nagrodzona hucznym wiwatem.
W koncu, zarumieniona, potargana i bez tchu, chetnie przyjela kieliszek wina, ktory ktos wcisnal jej w dlon. Pijac, spostrzegla Martina Davencourta. Mial ponura, zawzieta mine. Trzymal w dloni peleryne. Zanim zdolala odgadnac jego zamiary, wyjal jej kieliszek z reki, odstawil gwaltownie na stol, otulil ja peleryna i mocno przyciagnal do siebie, obejmujac ramieniem jej talie. Mruknal lakonicznie:
– Chodzmy, lady Juliano. Zabieram pania do domu. Juliana rzucila mu rozbrajajace spojrzenie i przytulila sie do niego. Zasluzyl na to, by wprawic go w zaklopotanie. Oto mezczyzna, ktory posadzil ja o chec wywolania skandalu na slubie jego kuzynki. Oto mezczyzna, ktory uwazal, ze Londyn jest pelen jej kochankow, a wiec rownie dobrze mogla postapic tak, jakby byla to prawda.
– Nie musimy tak sie spieszyc, Martin, kochanie. Jestem tylko twoja – zaszczebiotala slodko, usmiechajac sie do niego. – Zabierz mnie stad.
– Szczesciarz z ciebie, Davencourt – zauwazyl ktos zartobliwie.
Martin czym predzej wyprowadzil ja z sali, a wlasciwie wyniosl, bo Juliana z artystycznym wyczuciem przylgnela mu do ramienia niczym plozacy sie bluszcz. W pelni zdawala sobie sprawe z usmiechow i komentarzy tlumu.
– Zwolnij, prosze, Martin, kochanie – powiedziala glosno. – Tak ci spieszno do naszego sam na sam?
– Prosze sie uspokoic! – wysyczal polglosem.
Jak tylko znalezli sie w holu, z dala od widzow, puscila go i poprawila wymieta suknie. Nie bylo tu nikogo, totez nie widziala potrzeby udawania.
– Panie Davencourt, ta sklonnosc do porwan ktoregos dnia przyczyni panu klopotow. Powinno mi pochlebiac, ze tak panu za lezalo na moim towarzystwie, wiem jednak, ze nie o to chodzi.
Martin przeszyl ja wscieklym spojrzeniem.
– Robie to dla pani brata, lady Juliano. Nie uwierze, ze chcialby, zeby zabawiala sie pani w takim miejscu!
– Zabawiala sie? Mowi pan jak ze sredniowiecza, panie Davencourt. A moze wrecz sprzed potopu. – Juliana rozesmiala sie. – A co do Jossa, bardzo sie pan myli. Zapewniam pana, ze zostawilby mnie samej sobie.
Kaciki ust Martina wykrzywily sie w dezaprobacie.
– Wcale mu sie nie dziwie.
– A wiec na drugi raz prosze zostawic mnie w spokoju. Dziekuje za pomoc, ale nie ma potrzeby, zeby odgrywal pan role blednego rycerza.
Wyszli na schody prowadzace do frontowego wejscia. Zimne nocne powietrze podzialalo na Juliane jak wiadro wody. Nie zdawala sobie sprawy z tego, ze tak duzo wypila, a teraz przylgnela instynktownie do ramienia Martina, zeby nie upasc. Jej uszu dobieglo zrezygnowane westchnienie.
– Och, wiem, ze troche wypilam.
– Jest pani sprytna – zauwazyl Martin. – W dalszym ciagu chce pani, zebym zostawil ja sama?
Juliana wybuchnela smiechem.
– Moze mnie pan zawiezc do domu z moim blogoslawienstwem, panie Davencourt, o ile zdaje pan sobie sprawe, jaka to szkode wyrzadza panskiej nieskazitelnej reputacji.
Martin wydal z siebie dzwiek przypominajacy parskniecie i pomogl jej wsiasc do powozu.
– Portman Square – polecil stangretowi.
Pchnal ja niezbyt delikatnie na siedzenie, po czym wsiadl sam. Juliana uswiadomila sobie, ze jego bliskosc chyba sprawia jej przyjemnosc. Wypity w nadmiarze alkohol pozbawil ja zahamowan. Zarzucila Martinowi ramiona na szyje, a kiedy probowal sie uwolnic, nie pozwolila mu na to.
– Prosze mnie puscic, lady Juliano – powiedzial chlodno, odrywajac sila jej ramiona od szyi i wciskajac ja w rog powozu.
Juliana, porwana nagla, zadziwiajaca fala pijackiego pozadania, wdrapala sie Martinowi na kolana. Znow sprobowal ja odepchnac.
– Zejdz! – Zabrzmialo to tak, jakby mowil do nieposluszne go psa. – Zostaw mnie w spokoju, prosze.
Wiercila sie na jego kolanach. Czula, jaki jest spiety. Wspaniale pachnial cynamonowa woda kolonska i swiezym powietrzem. To smieszne, ze spodobal jej sie Martin Davencourt, sztywny, zamkniety w sobie Martin, ktorego wyobrazenie o przyjemnosciach sprowadzalo sie do czytania raportow ministerstwa finansow. Niemniej ta surowa meskosc okazala sie niezwykle pociagajaca. Kiedy delikatnie umiescil ja z powrotem na siedzeniu, westchnela zalosnie.
– Nie chcesz mnie?
Polozyla reke na jego udzie i dlon Martina zamknela sie jak zelazne imadlo na jej nadgarstku, zanim palce Juliany dotarly do celu.
– Boli! – Skrzywila sie, a bol pomogl rozjasnic jej w glowie. – Musze panu pogratulowac surowosci panskich zasad moralnych, panie Davencourt.
– Prosze mnie nie dotykac! – warknal Martin, puszczajac jej dlon. – Nie mam zyczenia stac sie obiektem pani pijackich zalecanek, lady Juliano.
– Jest pan niesprawiedliwy wobec siebie, panie Davencourt. – Wyprostowala sie i odsunela. – Chyba nie chce pan powiedziec, ze trzeba byc kompletnie pijana, zeby uznac pana za atrakcyjnego?
Martin odwrocil sie bokiem, calkowicie ja ignorujac. – Wiem, ze mnie pan nie lubi. Wyrazil to pan wystarczajaco jasno, kiedy widzielismy sie poprzednim razem.
– Jest pani pijana, lady Juliano. Jutro bedzie pani zalowac, ze ta rozmowa miala miejsce.
– To niezwykle malo prawdopodobne. Nigdy nie zaluje tego, czego nie moge zmienic. To strata czasu.
Znow zapadla cisza.
– Czy w ogole nie zamierza pan ze mna rozmawiac? – spytala Juliana. Przebierala palcami po aksamitnej poduszce siedzenia, az musnela wierzch jego dloni. Byla ciepla i pelna zycia i zapragnela jej dotknac mocniej. Zaryzykowala i wsunela swoja dlon w jego reke. Po chwili westchnal z rezygnacja i usiadl wygodniej, odprezony. Juliana przysunela sie nieco blizej.