Tomek w grobowcach faraon?w - Szklarski Alfred (читаем полную версию книг бесплатно txt) 📗
Jak juz mowilem, podjechalem blizej czola, by przyjrzec sie ceremonii ruszania karawany w droge. Najstarszy z przewodnikow siedzial na swym jednogarbnym wierzchowcu, pozostali stali wokol niego. Puscil on wodze i obracal zwierze w rozne strony, kierujac kolanami. Badal chyba kierunek leciutkiego podmuchu. Krecil przy tym glowa, to pochylajac ja nisko, to podnoszac wysoko. Nieruchomial co chwila wraz ze zwierzeciem, jakby nasluchujac, i gleboko wciagal wtedy powietrze…
Wreszcie wskazal kierunek i ruszylismy.
Po chwili jeden z mlodszych przewodnikow zaintonowal piesn. Refren powtarzali chyba wszyscy. Monotonny, dostosowany do kroku wielbladow spiew urzekl mnie. Znowu przypomnial mi sie, ojcze, dziecinny dom i piesni, ktore przed snem spiewala mi mama. Tak bylo bezpiecznie wtedy zasypiac! Ciebie czesto wieczorami nie bylo w domu, bos zajety byl patriotyczna robota. Gdy o ciebie pytalem, mama odpowiadala mi zawsze, ze sa wazniejsze sprawy, niz ja i ona, niz dom rodzinny. A takze, ze kiedys sam poznam te sprawy i bede z ciebie dumny.
Pozniej, kiedy juz potrafilem sie jako tako porozumiec z moim opiekunem po francusku, zapytalem o tresc tej piesni. Po wielu probach wyjasniania zaczynalem rozumiec. Byla to wlasciwie rozmowa miedzy oczekujaca swego ukochanego dziewczyna a podazajacym do niej przez pustynie oblubiencem. Czekajaca dziewczyna powtarzala refren: “A gdziezes jest, moj ty umilowany wielbladzie”. Kobiety z tego plemienia takim bowiem, najczulszym z komplementow, obdarzaja swych wybrancow.
Bo nie wiem czy juz o tym wspominalem, ale przynajmniej pod jednym wzgledem panuje tam matriarchat. To znaczy, kobieta wybiera sobie meza, nie zas odwrotnie. Mezczyzni, podobnie jak u Arabow kobiety, chodza z przyslonietymi twarzami. Oj, Tadku, widze przerazenie na twoim obliczu. Nie martw sie jednak. Moi towarzysze nie byli bynajmniej pantoflarzami! To prawdziwi, dzielni mezczyzni! Przekonalem sie o tym na wlasne oczy…
Ale wracajmy do piesni. Drugi z jej refrenow to slowa pedzacego przez bezkres pustyni oblubienca. Spiewal on: “Daj mi wielblada, siodlo i namiot, a bede szczesliwy”. Piesn byla dluga, bo narzeczony zabladzil na pustyni. Mial jedynie nieco wody i trzy daktyle, zwane przez miejscowych “chlebem pustyni”. Jeden daktyl moze sluzyc za pozywienie przez trzy dni. Pierwszego dnia koczownik zjada skorke, drugiego – miazsz, trzeciego zas kruszy pestke i popija ja woda. Do tragedii oczywiscie nie doszlo, po wielu perypetiach para zakochanych spotkala sie wreszcie i obok swej chaty posadzila pestke ostatniego daktyla, by wyrosla z niej wspaniala palma, swiadek ich szczescia.
Piesn trwala… Jechalem tuz za przewodnikami karawany, uwaznie obserwujac zachowanie najstarszego. Co jakis czas przystawal na moment, podawano mu garsc piasku, ktory wachal! Gdy zas wjechalismy na hamade, uwaznie badal ksztalt czy wielkosc kamykow, po czym wskazywal dalsza droge. Wydawalo sie, ze w rozpoznaniu wlasciwego kierunku pomaga mu zwlaszcza dotyk, wech i smak, nie zas wzrok! Zdumialo mnie to do tego stopnia, ze zaczalem go bardzo pilnie obserwowac. Podjechalem najblizej, jak sie dalo. Staralem sie przyjrzec jego starczej twarzy. Wydawalo mi sie, ze prowadzi karawane, majac zamkniete oczy.
Kiedy stanelismy na poludniowy odpoczynek, przyjrzalem sie jeszcze uwazniej. Kochani! Nie uwierzycie, ale to swieta prawda! Przewodnik byl niewidomy! Slepy! I rzeczywiscie rozpoznawal droge po zapachu piasku, podmuchu wiatru, pozycji slonca w roznych porach dnia i ksztalcie kamyczkow. Nie moglem uwierzyc! Na ktoryms z kolejnych postojow wyjal z zanadrza woreczek i rozsypal dziesiatki niewielkich kamieni. Bral je do reki, obmacywal, wachal, ba, niektore smakowal i okreslal obszar Sahary, z ktorego pochodza. A ja wzialem patyk i rysowalem te miejsca na piasku. Czy jeszcze pamietasz ojcze nasza ulubiona gre? Wynajdywanie na mapach w atlasie roznych geograficznych nazw? Teraz bardzo mi sie to przydalo! Przestudiowalem przeciez przed wyjazdem arabskie okreslenia roznych miejsc w Egipcie i na Saharze.
Wprowadzilem tym pustynnych przewodnikow w nieklamany zachwyt. I znow uslyszalem: “marabut”. Przyznam, ze mialem juz tego dosyc…
Tak czy inaczej wciaz jednak nie byla to jeszcze najbardziej niewiarygodna z przygod, ktore przezylem, podczas mojej dlugiej wedrowki.
Konczyl sie kolejny dzien i rozkladalismy sie na nocleg. Lezalem na piasku, a moj opiekun konczyl obrzed parzenia herbaty. Spokojnie plonelo ognisko i wtedy wlasnie zaczelismy rozmawiac. Rozumielismy sie bowiem coraz lepiej. Dowiedzialem sie, ze jestem w rekach Tuaregow [204] , koczujacych gorali z polnocy.
“Moj” Tuareg, o dzwiecznym imieniu Ugzan, parzyl wiec swoj napar, a mniej szlachetne czynnosci pelnil jego sluzacy, ktorego nazywal harratinem. Poczatkowo myslalem, ze to imie. Pozniej okazalo sie, ze Tuaregowie, podobnie jak Hindusi, dziela sie na kasty. Ugzan nalezal do najwyzszej: byl hodowca wielbladow. Nizsza warstwe stanowili owi harratinowie, najnizej zas stali czarni niewolnicy.
Odpoczywalismy pod skalka. Ugzan sciagnal wlasnie tagelmust, czyli czarny zawoj zakrywajacy twarz i glowe. Nie wiem czy juz opowiadalem, ze Tuaregowie, a wlasciwie tylko hodowcy wielbladow i wojownicy, nosili dlugie, powloczyste, czarno-blekitne lub biale szaty. Zakrywali tez twarze, zas ich kobiety nie czynily tego nigdy… Przedziwne sa ludzkie obyczaje i tradycje, prawda?
Pod zawojem twarz Ugzana byla blekitna! Wiem, ze bardzo was to intryguje, zreszta tak samo jak intrygowalo mnie. Usmiechasz sie, Tadku, niedowierzajaco… Jednak naprawde, ich twarze byly blekitne! Przynajmniej tak dlugo dopoki ich nie umyli! Okazalo sie wtedy, ze maja jasna karnacje skory. Do dzis nie wiem, jak uzyskiwali ten niesamowity blekitny odcien. Przypuszczam jednak, ze od barwnika, ktorym nasycaja tkanine zawojow i ubiorow [205] .
Tak wiec lezelismy wtedy na piasku i porozumiewali sie po trosze na migi, po trosze za pomoca pojedynczych slow francuskich. Ugzan opowiadal o swoich. Jezeli nie rozumialem, powtarzal wiele razy, pokazywal na migi. Tak mijaly minuty. Nagle wydalo mi sie, ze poza zasiegiem blasku ogniska cos wypelza spod pobliskiej skaly. Najpierw myslalem, ze mi sie przywidzialo. Ale nie!
Z piachu wygrzebywal sie potwornych rozmiarow skorpion [206] . Wiem, ze zwykle ruszaja one na lowy wieczorem. Ten trzymal swoj grozny ogon wygiety lukowato do przodu, a wiec wyraznie atakowal! Ruszyl w kierunku Uzgana. Nie przypuszczacie nawet, jakie to szybkie stworzenie! Nie bylo czasu do namyslu. Skoczylem w kierunku Tuarega i obcasem buta wdeptalem skorpiona w piach. Skorpion zdazyi jeszcze uderzyc kolcem umieszczonym na koncu ogona w moj but. Noge na szczescie chronila cholewa z solidnej skory. Gdybym zdjal wowczas buty, nie rozmawialibysmy teraz ze soba. Jad skorpiona bywa bowiem bardzo trujacy.
Ugzan zerwal sie przerazony. Wzial moja reakcje za atak, ale gdy popatrzyl z bliska, zbladl. Potem spojrzal na mnie z podziwem, pokrecil glowa i znowu rzekl:
– Marabut! O! Marabut!!!
Od tej chwili nasze kontakty staly sie o wiele blizsze i zywsze. Nawet dogadac sie bylo latwiej. A mnie wciaz nurtowalo jedno tylko pytanie: za kogo oni mnie biora? Czemu nazywaja mnie marabutem?
Pokazalem na siebie, mowiac:
– Marabut? Marabut? – i rozlozylem rece. Milczal.
Potem pilismy herbate, pojadali daktyle… I wreszcie cos peklo. Ugzan zaczal mowic.
Najpierw o karawanie.
Narysowal na piasku wschodzace i zachodzace slonce, by w ten sposob okreslic kierunki na swej mapie. Potem postawil punkt, ktory nazwal Ahaggar [207] . Zrozumialem, ze chodzi o jego rodzinne strony.
– Tuareg – Ahaggar – powtarzal, pokazujac na siebie i na punkt naniesiony na piaskowa mape. Pozniej poczal szkicowac marszrute ich karawany. Nigdy sie nie dowiedzialem, dlaczego wybrali taka okrezna droge. W kazdym razie z rodzinnych gor ruszyli na wschod i przez Ghak oraz Mursuk dotarli do oazy Siwa, by pozniej zmienic kierunek na poludniowy i przez Farafra i Dachel dojsc do oazy Charge, gdzie wkroczyli na jeden z najbardziej znanych pustynnych szlakow [208] .
Widze, Tadku, ze zaczynam cie tak nudzic tymi nazwami, jak niegdys Sally opowiadaniami o egipskich zabytkach. Wiem, ze najlepiej byloby pokazywac to wszystko na mapie, ale pozwolcie mi sie pochwalic! Wszystkie te nazwy nie byly mi obce, dzieki twoim, ojcze, egzaminom z geografii. Moglem nawet uzupelniac relacje “mojego” Tuarega, co go tak zdumialo, ze znowu powtorzyl, patrzac na mnie w zadumie, kilka razy:
– Marabut! Ho! Ho! Marabut! Odczulem, ze rosnie moj autorytet…
Zaciesniala sie takze moja przyjazn z Ugzanem. Sprobowalem wiec ponowic prosbe o uwolnienie. Chcialem, by mnie zostawili w ktorejs z oaz. Przeciez mijalismy ich sporo po drodze. Mnie nie pozwolono jednak wjechac do zadnej. Zostawalem w rozbitym w poblizu obozie i bylem strzezony tak pilnie, ze nawet nie probowalem ucieczki. Zazadalem rozmowy z owa kobieta, szefem karawany. Wciaz zreszta dziwilem sie, dlaczego wlasnie ona pelnila te funkcje. Ugzan wyjasnil to bardzo prosto. Byla zona przywodcy ich klanu, zwanego amenokai, ktory zmarl w poblizu oazy Siwa. Dlaczego jednak ona, a nie zaden z mezczyzn, do dzis nie rozumiem.
Rozmowa nic nie pomogla. Kobieta wysluchala mnie uwaznie, a potem odmowila mi, powtarzajac owo sakramentalne slowo:
– Marabut!
Mialem tego doprawdy dosc! Uprowadzono mnie w nieznane, z dnia na dzien posuwalem sie na poludnie, w glab Afryki, na dodatek nie wiadomo, w jakim celu. Zaczalem bez przerwy zadawac Ugzanowi wciaz to samo pytanie.
– Marabut – mowilem – ptak. Marabut, ja – wskazywalem na siebie i dodawalem – dlaczego!?
[204] Tuaregowie – koczownicze plemiona pochodzenia berberyjskiego zamieszkujace srodkowa Sahare. Trudnia sie pasterstwem, handlem i rzemioslem. W czasach, gdy toczy sie akcja powiesci, niewiele o nich bylo wiadomo.
[205] Tak bylo rzeczywiscie, a ow barwnik to indygo otrzymywane z lisci indygowca – tropikalnej rosliny.
[206] Skorpion chwyta ofiare kleszczami, a w razie oporu poraza ja jadem, umieszczonym w malenkiej banieczce w kolcu na koncu ogona. Opisany tutaj skorpion jest typowy dla Sahary.
[207] Ahaggar (Haggar) – masyw gorski w centralnej Saharze (obecnie Algieria), najwyzszy szczyt Tahat – 3300 m.
[208] Prowadzil z Asjut przez oazy Charga, Selima, Bir Natrum do Der Fur w poludniowo-zachodnim Sudanie. Nazywany byl przez Arabow “Derb el Arabain” – droga czterdziestu dni. Znany faraonom i biblijnemu krolowi Salomonowi, ktory sprowadzal nim zloto i drzewo na budowe swiatyni jerozolimskiej.