Tomek na Czarnym L?dzie - Szklarski Alfred (читать бесплатно полные книги .TXT) 📗
Tomek cieszyl sie tym darem. Z zapalem opowiadal ojcu i przyjaciolom, jak to “grubasy” caly dzien przebywaja w wodzie, a wieczorem wychodza na lad, gdzie mysliwy przygotowuje dla nich pozywienie w duzym drewnianym korycie. Uzgodniono, ze lowcy zabiora hipopotamy w drodze powrotnej.
Po tygodniu Smuga czul sie znacznie silniejszy i mogl odbywac samodzielnie dluzsze spacery. Teraz lowcy postanowili ruszyc w droge. Wilmowski, Hunter i Smuga opracowali starannie dalsza marszrute wyprawy. Wiodla ona wzdluz rzeki Kotonga do Jeziora Jerzego, a dalej do Katwe nad Jeziorem Edwarda. Pomiedzy poludniowym krancem Gor Ksiezycowych i polnocnym wybrzezem Jeziora Edwarda znajdowal sie waski pas rowniny. Tedy wlasnie postanowili wkroczyc do Konga55 [55 Kongo – dawne niepodlegle panstwo afrykanskie, utworzone w XIV w. w dolnym biegu rzeki Kongo, podporzadkowalo sobie wiekszosc sasiednich panstewek, m.in. Loange. Upadlo ostatecznie na przelomie XVIII i XIX w. Na obszarze panstewka plemiennego Loanga powstala w 1960 r. Ludowa Republika Konga. Demokratyczna Republika Konga, do 1970 r. Zair (dawne Kongo Belgijskie), proklamowala swoja niepodleglosc w 1960 r. Wiekszosc ludnosci panstwa stanowia Murzyni Bantu. Okolo 50 tys. Pigmejow koczuje w lasach. Polnoc i srodek kraju pokrywaja dzungle, poludnie zas sawanny.], gdzie w dzungli Ituri mieli tropic goryle i okapi.
W przeddzien wymarszu podroznicy udali sie do kabaki, aby podziekowac za mila goscine. W imieniu wladcy Bugandy katikiro wyznaczyl dwudziestu silnych Murzynow. Mieli oni towarzyszyc karawanie jako tragarze. W obecnosci podroznikow zapowiedzial im, ze w razie nieposluszenstwa po powrocie do domu zawisna na galeziach. Razem z tragarzami stawil sie rowniez mysliwy krolewski, Santuru, by towarzyszyc im na lowach w charakterze doradcy.
Tomek oburzal sie na surowosc kabaki grozacego tragarzom smiercia w razie nieposluszenstwa, lecz Mac Coy zapewnil chlopca, ze obecny kabaka jest bardzo lagodny i wyrozumialy w porownaniu ze swymi poprzednikami. Przeciez krolowie afrykanscy posiadali niemal nieograniczona wladza nad wszystkimi poddanymi. Niedawne byly to czasy, gdy przed i po pogrzebie wodza lub krola skladano w ofierze ludzi, zeby umarly mial swite, ktora by go wprowadzila na tamten swiat. Na pogrzebach krolow Ugandy i Lundy zabijano niejednokrotnie setki Murzynow.
W huku salw broni palnej karawana opuszczala stolice Bugandy. Murzyni bili w kotly i bebny, powiewali duzymi flagami, chylac je przed niesionym przez Samba polskim sztandarem. Karawana razno rozpoczela marsz. Sambo uszczesliwiony honorami, jakimi darzono bialych lowcow w Bugandzie, ulozyl nowy hymn pochwalny na czesc Tomka. Powiewajac sztandarem spiewal:
“Maly bialy buana jest potezny jak wielka gora!
On zabil strasznego Czarne Oko,
nie boi sie lwow i lapie zywe soko,
ktore sluza mu jak wielki pies!
Bialy buana nie boi sie nawet slonia!
Kazdy kabaka jest wielkim przyjacielem bialego buany!
Bialy buana sam jest wielkim kabaka bialych i czarnych ludzi…”
Tomek puszyl sie jak paw sluchajac piesni. Spod oka spogladal na bosmana, ktory od pobytu w Bugandzie nabral wielkiego animuszu i surowym glosem popedzal tragarzy.
– Jakos nagle stal sie pan bardzo bezwzgledny i stanowczy dla naszych Murzynow – zauwazyl Tomek.
– Podroze po obcych krajach ksztalca czlowieka – odparl chelpliwie bosman. – Widziales, jak ten nieletni kabaka krotko ich trzyma?
– Wstyd tak postepowac, panie bosmanie! Tatus mowi, ze czlowiek nie powinien nigdy znecac sie nad czlowiekiem.
– Wierze we wszystko, co mowi twoj szanowny rodziciel – odparl bosman zmieszany sluszna uwaga druha i zaraz zmienil temat rozmowy: – Popatrz, ile tu pol uprawnych! Kukurydza, bataty, orzechy ziemne i trzcina cukrowa. Bydla zas nie widac.
– Rozmawialem z katikiro. Uganda przezywa najazd skrzydlatych wrogow wyniszczajacych bydlo i… ludzi – wtracil Smuga. – Tse-tse nawiedzily kraj wolny dotad od tych morderczych szkodnikow. Bydlo pada, a ludzie umieraja na spiaczke. Wobec powaznej liczby przypadkow do Ugandy przybyla specjalna komisja. Jej to wlasnie asystuje lekarz z fortu w Kampali.
– A niech to zdechly wieloryb! Tego nam jeszcze brakowalo! – zaniepokoil sie bosman.
– Na tych terenach jestesmy bezpieczni, lecz dalej na zachodzie zobaczymy niejedno – dodal Smuga.
– Nie jestem znow tak bardzo ciekaw tych much ani spiaczki. Tfu, na psa urok! – mruknal bosman i pospiesznie siegnal po manierke z rumem, ktory jego zdaniem, najlepiej uodpornial przeciwko wszelkim chorobom.
Tomek niespokojnie poruszyl sie w siodle; spod oka spojrzal na Smuge. Powazna twarz podroznika upewnila go, ze najwyzszy czas zalozyc na siebie i Dinga ochronne ubranie z futerek.
Po jednodniowym marszu karawana przyblizala sie do doliny Kotonga. – Droga stawala sie coraz gorsza. Okolice zalegaly teraz trawiaste bagna rojace sie wprost od plazow i gadow. Brzeczenie rozmaitych owadow rozlegalo sie wokolo, zwierzeta i ludzie nieraz zapadali po kolana w bloto, lecz jeszcze tego dnia karawana dobrnela do brzegow rzeki, gdzie rozlozono oboz.
O swicie lowcy znow ruszyli na zachod wzdluz koryta rzeki. Tomek jechal obok Smugi na czele karawany. Rozgladal sie po piaszczystych, rozpalonych sloncem lachach i rozmyslal o orzezwiajacej kapieli. Naraz Dingo warknal ostrzegawczo. Wierzchowce rzucily sie w bok parskajac z przerazenia.
Smuga sciagnal konia cuglami. Karawana stanela. Piaszczyste wybrzeze porastaly rzadkie kolczaste krzewy. Podroznik przez chwile spogladal na piaszczysta lawice.
– Krokodyle! – zawolal.
– Gdzie? Gdzie? – niecierpliwie pytal Tomek.
Wilmowski, bosman i Hunter przyblizyli sie do czola karawany.
– Czy widzisz te bruzdy wyzlobione w piasku? To wlasnie dzielo wleczonych po ziemi krokodylich ogonow. Krokodyle lubia drzemac na nagrzanym sloncem wybrzezu – mowil Smuga.
Tomek sledzil wzrokiem bieg wyoranych w piachu bruzd. Niektore z nich ginely w kolczastych krzewach, lecz jedna prowadzila do sporej wydmy. Chlopiec drgnal, dojrzawszy ledwo dostrzegalne, na pol zagrzebane w piachu popielato-zielonkawe cielsko. – Jest tam, na wierzchu wydmy! – zawolal.
– Slady wskazuja, ze dosc duzo ich tu jest – odparl Smuga. – Spojrzyj tam, na samym brzegu jest drugi krokodyl. Oho, spostrzegl nas i wedruje do rzeki!
Krokodyl uniosl sie wolno na szeroko rozstawionych nogach. Ostroznie zsuwajac sie z brzegu, powloczyl brzuchem oraz ogonem po ziemi i zabawnie krecil srodkiem tulowia.
– Alez to prawdziwie leniwe zwierze! – odezwal sie Tomek, obserwujac komiczna powage, z jaka krokodyl dazyl do wody.
– Tak sadzisz? – wtracil Hunter. – Poczekaj, zaraz ci udowodnie, ze krokodyle potrafia poruszac sie szybciej, niz moglbys sobie wyobrazic.
Wzial do reki karabin, wymierzyl do krokodyla spiacego na wydmie i strzelil. Fontanna piasku wytrysnela tuz przed nosem potwora. W mgnieniu oka krokodyl stanal na wyprezonych nogach i blyskawicznie ruszyl ku rzece. Cale cialo trzymal wysoko wzniesione, a tylko ogon wlokl sie za nim bezwladnie po ziemi. Wkrotce skoczyl do wody i natychmiast zniknal z pola widzenia. Huk strzalu wyrwal ze snu kilkanascie innych krokodyli, ktore na wyscigi biegly teraz skryc sie w rzece. Smuga zsunal sie z konia z karabinem w reku. Przylozyl bron do ramienia. Huknal strzal. Krokodyl biegnacy najblizej lowcow klapnal szczekami, po czym zaryl sie paszcza w piach. Lekko poruszal jeszcze ogonem, potem znieruchomial. Inne bestie blyskawicznie zniknely w rzece. Po chwili widac bylo z wody jedynie ich nozdrza i oczy, lustrujace tepym wzrokiem wybrzeze. Okazalo sie wkrotce, ze maja znakomity wzrok i sluch, bo kiedy Murzyni z okrzykiem rzucili sie w kierunku martwego zwierzecia, krokodyle cicho jak duchy natychmiast calkowicie pograzyly sie pod woda. Tylko slabiutkie kola fal swiadczyly o obecnosci potwornych mieszkancow rzeki.
Lowcy pospieszyli za Murzynami, aby przyjrzec sie z bliska zdobyczy.
– Piekny strzal – pochwalil Hunter. – Kula przeszla przez dolek skroniowy i trafila w mozg.
– Krokodyl dobrze sie ustawil profilem, moglem wiec dokladnie wymierzyc w miejsce, gdzie skora oslaniajaca mozg jest najciensza – rzekl Smuga. – W innym wypadku tylko niepotrzebnie zmarnowalbym kule.
– Nie wyobrazam sobie, zeby pan mogl chybic – wtracil Tomek.
– Nie o to chodzi, moj drogi. Jezeli pocisk trafia dokladnie w dolek skroniowy i niszczy mozg, smierc zwierzecia jest natychmiastowa. W przeciwnym razie kula zeslizguje sie po twardym pancerzu glowy albo przebija cialo nie naruszajac mozgu i tym samym nie paralizuje ruchow zwierzecia. Raniony krokodyl w wiekszosci przypadkow potrafi sie skryc w wodzie.
Murzyni podwazyli krokodyla dzidami, przewrocili na szeroki grzbiet, po czym ostrymi nozami rozcieli skore i zaczeli wykrawac cale polcie jasnorozowego miesa.
– Czy oni beda jedli krokodyla? – zdziwil sie Tomek.
Hunter, ktory stal obok chlopca, wyjasnil:
– Jedynie muzulmanie nie jedza miesa krokodyli, hipopotamow ani swin. Mieso krokodyli jest bardzo delikatne, a ogon stanowi przysmak kuchni tropikalnej. Osobiscie chetnie zjem kawalek smakowitej pieczeni.
Murzyni owineli mieso w kore i duze liscie bananowcow, aby upiec je w czasie poludniowego postoju. Karawana ruszyla wzdluz rzeki rojacej sie od krokodyli. Tomek, ciekaw wszystkiego, zasypywal towarzyszy pytaniami. Wkrotce wiedzial juz, ze glownym pozywieniem zarlocznych bestii sa ryby, lecz mimo to zadne stworzenie nie jest przed nimi bezpieczne, jesli tylko sie znajdzie w zasiegu ich morderczych poteznych paszcz. Krokodyl przyczajony na dnie rzeki lub jeziora sledzi czujnym okiem wybrzeze. Biada czlowiekowi lub zwierzeciu, ktore nieopatrznie pochyli sie nad woda, by ugasic pragnienie. Ukryty na dnie potwor chwyta ofiare blyskawicznym ruchem za noge badz glowe, sciaga w glab i przytrzymuje tak dlugo, dopoki jej nie utopi. Wtedy dopiero rozpoczyna uczte. Zeby w paszczy krokodyla sluza jedynie do odrywania wielkich kesow, ktore w calosci przedostaja sie do zoladka, gdzie u doroslych okazow znajduje sie kilka kilogramow granitowych okruchow; one to dopiero rozcieraja pokarm przez skurcz silnych miesni w scianie zoladkowej.