Tomek w grobowcach faraon?w - Szklarski Alfred (читаем полную версию книг бесплатно txt) 📗
*
Dzien rozpoczeli od spaceru po targu i pobliskich sklepach. Tomek, ubrany w biale eleganckie ubranie z przewiewnego materialu i takiz kapelusz, prezentowal sie bez zarzutu. W jednej rece trzymal biala parasolke, w drugiej zas modny “przyrzad” do opedzania much, podobny do lisiej kity.
– Stanowczo powinienes kupic sobie monokl! – kpil, zlustrowawszy druha krytycznym okiem, Nowicki. – Stanowczo!
Latwo dal sie jednak namowic do wspoludzialu w przedsiewzieciu, rezygnujac na razie z wlasnych sciezek. W znakomitych humorach, we czworke, wraz z Patrykiem, myszkowali na pobliskim suku. Wydawalo im sie, ze suk w tak malym jak Luksor miasteczku bedzie skromniejszy niz w Kairze. Nic biedniejszego. Taki sam gwar, smrod i tlok, tyle ze plac o wiele mniejszy. Najwiecej bylo oczywiscie owocow: daktyli, pomidorow, oliwek, cytryn, pomaranczy, nie znanych korzeni i ziol. Ziarno przechowywano w skrzyniach, workach i wezelkach, owoce po prostu na piasku, zwlaszcza wieksze jak dynie czy melony. Sporo bylo takze ohydnych stanowisk handlarzy miesem, przewaznie baranina, ktora obsiadaly dziesiatki much. Sprzedajacy od czasu do czasu odganiali je leniwie czyms w rodzaju choragiewek.
Europejczykom kilkoro dzieci ofiarowalo natychmiast swe uslugi w charakterze przewodnikow i tragarzy. Patryk z namyslem wybral dwoch chlopcow i wyruszyli w obchod. Kupili sporo owocow, ktore tutaj byly tansze i wydawaly sie swiezsze niz w hotelu. Przepychali sie wsrod straganow i kobiet o zakrytych twarzach. Ich wzrok skierowany byl na towar, nigdy na kupca. Oto jakis kupujacy mezczyzna przycupnal na pietach i zawziecie targowal sie z siedzacym na ziemi handlarzem daktyli. Tamten cmokal i sprzeciwial sie, ale obnizal cene az doszli do zgody. Sally rowniez nie od razu mowila “tak”, slyszac cene, co nieraz obnizalo te cene niemal dziesieciokrotnie! Wszystko trwalo bardzo dlugo, az wreszcie dotarli do straganow z kolorowymi materialami i rozmaitymi pamiatkami, wsrod ktorych zdarzaly sie tu i owdzie starozytnosci. Obejrzeli takze sklepy, gdzie mlody angielski arystokrata interesowal sie glownie przedmiotami zwiazanymi z XVIII dynastia. Obaj mali przewodnicy okazali sie przy tym bardzo pomocni, za co w koncu obdarowano ich obfitym bakszyszem.
Powtarzali te wycieczki co rano przez kilka dni. Kupili kilka drobiazgow, ktore Sally ocenila jako wartosciowe. Wieczorami Tomasz i No wieki wloczyli sie po najciemniejszych zakamarkach miasta, poznajac je od najmniej znanej strony. Odbyli wiele rozmow i nawiazali wiele kontaktow, wciaz szukajac czegos z czasow bliskich Echnatonowi. Szybko tez nauczyli handlarzy szacunku, gdyz dzieki wyksztalceniu Sally nie dawali sie zbyc byle czym. Na ogol bowiem umawiali sie w hotelu, dokad przybywali “kupcy” i gdzie Sally oceniala wartosc przedmiotu, Tomek zas przeprowadzal transakcje. Starali sie zakonczyc je zawsze bakszyszem, by nie zniechecac drobnych handlarzy. Ktoregos wieczora jakis mezczyzna nie do rozpoznania w swoim arabskim stroju, lamana angielszczyzna stwierdzil, ze wie, gdzie mozna nabyc przedmioty z okresu dynastii Echnatona. Tomek natychmiast wreczyl mu jednofuntowy banknot. Rozpoczal sie targ. Nowicki rad bylby wprawdzie po swojemu przyspieszyc informacyjna transakcje, ale ufal nieomylnemu instynktowi przyjaciela. W koncu dowiedzieli sie, ze mozna sie dowiedziec wiecej w polozonej na przeciwnym brzegu Nilu wsi El-Kurna.
– U kogo w El-Kurna? – drazyl Tomek.
Arab nie powiedzial jednak nic wiecej, nawet wobec obietnicy hojniejszego bakszyszu i wkrotce znikl w ciemnosciach.
Pewnej nocy, przebrani za Arabow, usiedli w pelnym gosci lokalu nad brzegiem Nilu. Grala muzyka, niemal wszyscy palili. Miejscowi nargile, Europejczycy najczesciej cygara lub fajki. Tomasz z Nowickim znalezli miejsce w ciemnym kacie pomieszczenia. Obok popijal kawe samotny mezczyzna w bialym stroju. Rozmawiali sciszonymi glosami po polsku.
– Niewiele nadal wiemy, niestety – mowil Tomasz.
– No, nie tak znowu malo – oponowal Nowicki. – Ta ostatnia wiadomosc moze byc bardzo cenna.
– Rzeczywiscie, jezeli jest prawdziwa.
– Sprawdzimy i to… Musze jednak przyznac, brachu, ze mam dosc pustyni. Odkad wieje ten przeklety chamsin, czuje sie jak podczas ciaglego sztormu – nieco glosniej powiedzial Nowicki.
Siedzacy obok mezczyzna drgnal i pochylil sie w ich kierunku, jakby nadsluchujac. Nowicki tymczasem ciagnal dalej:
– Ten przeklety piach chrzesci wszedzie, nawet w zebach. Czyz nigdy, do stu tysiecy zdechlych wielorybow, nie przestanie wiac? Mam dosc.
– Dosc!? Czyzby takiego poteznego mezczyzne, na dodatek Polaka, tak latwo mial zmoc niewielki wicherek? – przerwal mu sasiad najczystsza polszczyzna.
– Niech mnie kule bija! – wykrzyknal Nowicki. – Rodak!
– Coz, bywa! Pozwolicie, panowie, Piotr Bienkowski [110] .
– Tomasz Wilmowski i Tadeusz Nowicki – przedstawili sie, mile zaskoczeni.
– Czyzby panowie incognito chcieli wrocic do ojczyzny? A moze to nowa inwazja islamu? – pytal zartobliwie nowy znajomy. – Czy tez chcecie panowie podkreslic przez te stroje wdziecznosc, jaka nasi rodacy zywia dla zyczliwej nam Turcji? – dowcipkowal dalej.
– Prosze, niech pan usiadzie z nami – zaprosil Tomasz. – Co za spotkanie!
Bienkowski, profesor Akademii Umiejetnosci w Krakowie, bral udzial w austriackiej wyprawie archeologicznej, prowadzacej swe badania w Gornym Egipcie, okolo dwudziestu kilometrow na polnoc od pierwszej katarakty Nilu, w miejscowosci El-Kubanija. Wlasnie zakonczyla ona swe prace i Polak wybral sie, by raz jeszcze zwiedziec fascynujace go zabytki. Zywo zainteresowani soba nawzajem rozmawiali juz prawie godzine.
– Egipt to kopalnia dla historykow, zwlaszcza archeologow – mowil wlasnie Bienkowski. – Kopalnia bardzo gleboka. Na najnizszych pietrach faraonowie, wyzej Egipt grecko-rzymski, zmieszany z chrzescijanstwem, tuz pod powierzchnia arabski. Historia tego kraju jest bogata.
– Bogata rowniez w grabiezcow – Tomek sprobowal skierowac rozmowe na wazny dla nich watek.
– Hm… To prawda… Do dzis kazdy chce cos uszczknac dla siebie – zgodzil sie Bienkowski. – Sprzyja to kupcom i… zlodziejom.
– Czy ktos z tym walczy?
– Nie znam dokladnie spraw czysto kryminalnych, ale slyszalem to i owo…
– Moze nam pan opowiedziec cos budujacego? – ujmujaco poprosil Tomek.
– Prosze bardzo. To jedna z bardziej znanych w naszych kregach opowiesci. Rzecz dziala sie dokladnie przed trzydziestu laty. Profesor Gaston Maspero [111] , dyrektor Muzeum Egipskiego w Kairze dowiedzial sie, ze jakis Arab handluje cennymi dokumentami i zabytkami z Doliny Krolow. Miejscowa policja okazala sie bezradna. Maspero zlecil wiec sprawe swemu asystentowi Emilowi Brugschowi. Ten udal sie do Luksoru, gdzie rozpowiedzial, ze skupuje rozne antyczne przedmioty.
Znoszono mu wiec to i owo. Okazal sie znawca nie lada, wiec nie dal sie oszukiwac. Wreszcie trafil na slad. Sprzedano mu posazek z grobowca, ktory od dawna stal pusty.
– No i chwycil byka za rogi – wtracil Nowicki.
– Tak, uczepil sie tego sladu i natychmiast oznajmil, ze poszukuje innych, podobnych przedmiotow. Po paru godzinach zjawil sie u niego wysoki, barczysty, brodaty Arab, proponujac sprzedaz na wieksza skale. Byl to Abd el-Rasul ze wsi El-Kurna.
Nowicki i Tomek blyskawicznie wymienili spojrzenia. I ich slad prowadzil do tej wioski. Sluchali uwazniej.
– Prywatny detektyw kazal aresztowac Araba – kontynuowal tymczasem Bienkowski.
– I co, czy sie przyznal? – spytal Nowicki.
– Gdzie tam… To byl twardy czlowiek. Milczal nawet, gdy cwiczono mu stopy rozgami. Cala zas wies murem swiadczyla o jego uczciwosci.
– A to pech – westchnal Nowicki.
– Najdziwniejsze jednak mialo dopiero nastapic. Po kilku dniach Abd el-Rasul przybyl na policje i przyznal sie do wszystkiego.
– Ow Arab? Czyzby ruszylo go sumienie? – spytal Tomek.
– Gdyby tak bylo… Ale niestety… Chodzilo o rozgrywki wewnatrz szajki. Rasul po powrocie z wiezienia, zazadal dla siebie polowy zysku z handlu za milczenie.
– No i nie doszli do zgody – rozesmial sie Nowicki.
– Tak! Doszlo do klotnii, nawet bojki i rozzalony Rasul zglosil sie na policje.
– Tak, tak, pieniadze potrafia wiele zniszczyc – westchnal Tomek.
– Tym razem pomogly sprawiedliwosci – rzekl Bienkowski. – Dzieki tej aferze doszlo do jednego z najcenniejszych odkryc w dziejach Doliny Krolow.
– Pewnie mumii, ktore okradali ludzie Abd el-Rasula – domyslal sie Nowicki.
– Otoz to! I to bardzo cennych mumii! – potwierdzil polski archeolog.
– Czyzby byli tam sami faraonowie? – spytal Tomek.
– Prawie – znow potwierdzil Bienkowski. – Otoz, dawno, dawno temu, gdy kradzieze staly sie taka plaga, ze nawet straznicy i kaplani brali w nich udzial, jeden z faraonow wydal nakaz przeniesienia mumii wszystkich swych poprzednikow do jednego, wspolnego grobowca.
– To ci dopiero byl pogrzeb! – wykrzyknal Nowicki.
– Pewnej nocy, zebrani potajemnie kaplani w makabrycznej procesji przeniesli zwloki waska gorska sciezka i pochowali w zbiorowej krypcie.
– Coz za niesamowity musial byc nastroj tego pogrzebu – rzekl Tomek, a Nowicki spytal:
– I co, tego grobowca nie okradziono?
– Nie! Uczynil to dopiero bohater naszej opowiesci. Znalazl wejscie, spuscil sie po linie do otwartego, pionowego szybu i znalazl trzydziesci siedem trumien faraonow, ich zon i ksiezniczek. Potem, spokojnie sprzedawano to i owo az do opowiedzianego przeze mnie wydarzenia.
– To ci dopiero sensacja! – rzekl Nowicki.
– Jeszcze jaka! Poruszyla caly Egipt. Gdy mumie plynely Nilem do kairskiego muzeum, ludzie wychodzili na brzeg i zachowywali sie jak na pogrzebie kogos bliskiego. Mezczyzni strzelali w powietrze, kobiety zawodzily, lamentowaly, plakaly…
– Niesamowite to wszystko! – powiedzial Tomek.
– Niesamowite! – powtorzyl zadumany Nowicki.
Bienkowski obiecal oczywiscie, ze pokaze im najwazniejsze zabytki Miasta Umarlych. Co najdziwniejsze Nowickiemu nawet nie snilo sie protestowac. Umowiwszy sie z nim, wrocili do hotelu.
[110] Bienkowski Piotr (1865-1925) – archeolog, profesor Uniwersytetu Jagiellonskiego, inicjator i kierownik pierwszej w Polsce Katedry Archeologii Klasycznej. W latach 1910-1913 bral udzial w pracach wykopaliskowych austriackiej ekipy archeologicznej. W kwietniu 1911 r. Bienkowski mogl przebywac na terenie Doliny Krolow, ze wzgledu na przerwe w pracach swej wyprawy. W pozniejszych wyjazdach do Egiptu towarzyszyli mu inni Polacy: Karol Hadaczek (1873-1914), profesor Uniwersytetu Lwowskiego oraz Tadeusz Walek.
[111] Maspero Gaston (1846-1916) francuski egiptolog i archeolog. Dyrektor francuskiej misji archeologicznej i egipskiej sluzby konserwatorskiej w Egipcie.