Tajemnica Magicznego Kregu - Hitchcock Alfred (серии книг читать онлайн бесплатно полностью .TXT) 📗
– To nie panna Bainbridge rozglosila te wiadomosc – powiedzial Beefy. – Marvin Gray mowil, ze ona nie uzywa telefonu. Ale istotnie Gray mogl komus o manuskrypcie powiedziec, nie zdajac sobie sprawy z konsekwencji. Poza tym sekretarka panny Bainbridge wciaz z nia mieszka. Nazywa sie Klara Adams. Ona mogla opowiedziec komus o calej sprawie.
– Oczywiscie. Beefy, czy moglbys zaaranzowac spotkanie z panna Bainbridge? – zapytal Jupe. – Zapytalbys ja, o kim pisze w swoich wspomnieniach!
– Nie zgodzi sie. Nie widuje sie z nikim. Warunki umowy uzgadnia Marvin Gray.
– Porozmawiaj wiec z Grayem – napieral Jupe. – Musial czytac rekopis.
Beefy jeknal.
– Ale ja nie chce rozmawiac z Grayem. Bedzie sie dopominal o zaliczke, a ja nie moge mu jej dac, poki nie przeczytam tekstu. Jak sie dowie, ze go nie mam, dostanie ataku serca!
– Wiec mu tego nie mow. Powiedz, ze w razie publikacji moga wyniknac pewne problemy prawne i ze twoj adwokat musi sie co do tego upewnic, nim wyplacisz zaliczke. Zapytaj go, czy panna Bainbridge ma dowody na poparcie historii, o ktorych pisze. Spytaj, czy ona lub Klara Adams pozostaja wciaz w kontakcie z kims sposrod dawnych znajomych.
– Nie moge tego zrobic – powiedzial Beefy. – Na pewno zawale sprawe. Gray od razu sie domysli, ze cos jest nie w porzadku.
– Wez ze soba Jupe'a – zaproponowal Pete. – Jest mistrzem w wyciaganiu informacji z ludzi. Nawet nie wiedza, kiedy mu ich udzielaja.
Beefy popatrzyl na Jupitera.
– Potrafisz to zrobic?
– Zazwyczaj mi sie udaje.
– Swietnie – Beefy wyjal z kieszeni notesik i podszedl do telefonu.
– Nie dzwonisz chyba do Marvina Graya? – zapytal go wuj.
– Oczywiscie, ze dzwonie. Jupe i ja zamierzamy sie z nim zobaczyc dzisiejszego popoludnia.
Rozdzial 5. Lasek, w ktorym straszy
– Worthington powiedzial mi, ze dzialacie zespolowo – mowil Beefy Tremayne, gdy jechali z Jupe'em na polnoc autostrada Nadbrzezna. – Bob jest podobno dobry w zbieraniu odpowiednich materialow; Pete jest silaczem, a ty jestes mistrzem w wyszukiwaniu poszlak i odgadywaniu ich znaczenia. Mowil tez, ze jestes kopalnia wszelkich informacji.
– Lubie czytac i na szczescie pamietam wiekszosc tego, co przeczytalem – odparl Jupiter.
– To bardzo dobrze. Trudno o bardziej przydatne zdolnosci.
Samochod zwolnil i tuz za nadmorska miejscowoscia Malibu zjechali na boczna szose. Beefy milczal, gdy samochod pokonywal kolejne wzgorza. Po pieciu minutach skrecili z wijacej sie gorskiej szosy na waska, zwirowana droge. Niecaly kilometr dalej woz zatrzymal sie przed wiejska brama. Napis na niej glosil, ze przybyli na ranczo Polksiezyc.
– Nie wiem, czego wlasciwie oczekiwalem, ale zapewne nie tego – powiedzial Beefy.
– Rzeczywiscie wyglada bardzo pospolicie – zgodzil sie Jupe. – Mozna sie bylo spodziewac, ze stroniaca od swiata slynna gwiazda filmowa mieszka w palacowej rezydencji albo ze chociaz jej posiadlosc otacza wysoki mur. A ta tutaj brama nie ma nawet zamka.
Wysiadl z samochodu i przytrzymal skrzydlo bramy, zeby auto moglo wjechac do srodka. Wsiadl z powrotem i ruszyli droga dojazdowa, biegnaca wsrod gaju cytrynowego.
– Dziwne, ze kiedy Gray przyniosl wczoraj rekopis, nie wspomnial nic o sprzedazy filmow panny Bainbridge – powiedzial Jupe.
– Bardzo dziwne – przyznal Beefy. – To ma duzy wplyw na mozliwosci sprzedazy ksiazki.
– Czy to Gray wybral twoje wydawnictwo?
– Nie jestem pewien. Zatelefonowal jakies szesc tygodni temu i powiedzial, ze panna Bainbridge pragnie opublikowac swoje wspomnienia. Wiadomo powszechnie, ze sie zajmuje jej sprawami i jak sie zdaje, robi to dobrze. Nie pytalem go, dlaczego wybral Amigos Press. Teraz sie zastanawiam, czy jest rzeczywiscie tak dobrym plenipotentem swej pracodawczyni. Powinien byl mi powiedziec o sprzedazy filmow.
Samochod wyjechal z gaju cytrynowego i ich oczom ukazal sie bialy, drewniany dom wiejski. Byl duzy i prosty, weranda rozciagala sie wzdluz frontowej sciany. Na stopniach werandy stal Marvin Gray, mruzac oczy w sloncu.
– Dzien dobry – powiedzial, gdy Beefy wysiadl z samochodu. – Zobaczylem tuman kurzu, ktory sie wzbijal za autem, kiedy pan przejezdzal przez gaj.
Na widok Jupe'a zmarszczyl lekko brwi.
– A to kto? – zapytal.
– Moj kuzyn, Jupiter Jones – Beefy poczerwienial, recytujac przygotowane wyjasnienie. Wyraznie nie przywykl klamac nawet w najdrobniejszych sprawach. – Widzial go pan wczoraj. Odbywa praktyke w wydawnictwie. A takze uczeszcza na szkolny kurs historii kina. Sadzilem, ze nie bedzie mial pan nic przeciwko temu, zeby zobaczyl dom Madeline Bainbridge.
– Oczywiscie, ze nie, ale dziwie sie, ze przyjechal pan tutaj dzisiaj, nazajutrz po pozarze. Sadzilem, ze ma pan wazniejsze sprawy na glowie.
– Gdybym nie przyjechal tutaj, siedzialbym w domu, bolejac nad moim spalonym wydawnictwem.
Gray skinal glowa. Odwrocil sie i wszedl na werande. Nastepnie zamiast wprowadzic swych gosci do domu, usiadl na jednym ze stojacych na werandzie wiklinowych foteli i wskazal im pozostale.
Beefy zajal miejsce.
– Prosze pana, obawiam sie, ze nastapi pewna zwloka w dostarczeniu panu czeku z zaliczka. Przejrzalem wspomnienia panny Bainbridge i znalazlem kilka anegdot, ktore moga spowodowac problemy prawne. W jednej, na przyklad, mowi sie, ze pewien rezyser hollywoodzki byl czarnoksieznikiem. Wiem, ze ten rezyser moze zaskarzyc wydawnictwo o pomowienie. Tak wiec poprosilem mego prawnika o przejrzenie rekopisu. Tymczasem panna Bainbridge zechce nam podac nazwiska osob, ktore moga potwierdzic jej opinie. I oczywiscie ich adresy.
– Adresy nie wchodza w gre – odparl Gray. – Panna Bainbridge z nikim z dawnego otoczenia nie utrzymuje stosunkow.
– Wiec moze pan wie, jak mozemy sie skontaktowac z niektorymi osobami? – zapytal Beefy znekanym glosem. – Jestem pewien, ze czytal pan ten tekst, wiec…
– Nie, nie czytalem – przerwal Gray – panna Bainbridge wreczyla mi go dopiero wczoraj po poludniu. Poza tym i tak nie moglbym panu pomoc. Nigdy sie nie przyjaznilem z zadnym z tych ludzi. Jak pan wie, bylem tylko szoferem.
– Moze bedzie mogla nam dopomoc sekretarka panny Bainbridge? – podsunal Beefy z nadzieja.
– Klara Adams? – zdziwil sie Gray. – Ona sie stad nie oddala od lat.
Beefy zdawal sie przycisniety do muru, wiec Jupe pospieszyl z odsiecza. Rozejrzal sie wokol i zapytal:
– Czy nie dostapimy zaszczytu poznania panny Bainbridge? – w jego glosie bylo tylez naiwnosci co zaciekawienia.
– Panna Bainbridge nie widuje nikogo, poza mna i Klara – odparl Marvin Gray. – Jesliby nawet przyjmowala gosci, to z pewnoscia nie dzisiaj. Jest przygnebiona kradzieza jej filmow. Odpoczywa na gorze w towarzystwie Klary. Bylbym wdzieczny, gdybys mowil cicho.
– Przepraszam – Jupe wciaz rozgladal sie z zaciekawieniem. – Prawdziwy odludek z panny Bainbridge, co? Czy nikt tu wiecej nie mieszka poza nia, panem i Klara Adams? Nie macie zadnej sluzby?
– Prowadzimy bardzo proste zycie. Nie potrzebujemy sluzacych.
– Widzialem pana rano w telewizji. Czy to prawda, ze panna Bainbridge jej nie oglada?
– Prawda. Ja ogladam i przekazuje jej wiadomosci, ktore uwazam za wazne dla niej.
– Ach, wiec tak wyglada jej samotne zycie! Czy nie widuje absolutnie nikogo? A pan? To znaczy, czy nie meczy pana stale przebywanie tutaj? A Klara Adams? Czy jej to nie meczy?
– Nie sadze. Dobrze sie czuje we wlasnym towarzystwie, a Klara Adams jest calkowicie oddana pannie Bainbridge. Ja oczywiscie tez. Jestem jej bezwzglednie oddany.
Jupiter odwrocil sie do Beefy'ego.
– Widzisz? Nie masz powodu sie martwic.
Gray rowniez spojrzal na Beefy'ego pytajaco.
– A o co pan sie martwil?
– Och, to nic powaznego. Kiedy tu jechalismy, Beefy mowil, ze sie troche denerwuje – odpowiedzial Jupe. – Pomyslal, ze jesliby ktos sie dowiedzial, gdzie jest rekopis, moglby go ukrasc i zadac okupu. Gdyby pan komus powiedzial…